- Najważniejszym faktem, być może, w moim życiu jest mój alkoholizm - zwierza się Lech Dyblik w radiowej Jedynce. Jak przyznaje przez studia aktorskie przeszedł jak burza, a po szkole kariera stała przed nim otworem, dostał angaż w Teatrze Narodowym. - Skończyło się terapią odwykową. To określa moje dalsze, szczęśliwe, co podkreślam, życie - powiedział w rozmowie z Pawłem Sztompke.
Kiedy 20 lat temu terapeuta ostrzegał go, że wychodząc z nałogu zyska dużo czasu, zaczął uczyć się języków. Poznał angielski, francuski, a gdy usłyszał piosenki z Odessy postanowił... zostać rosyjskim piosenkarzem. - Kilka lat uczyłem się rosyjskiego, bo jako polski patriota nie robiłem tego w szkole. Nauczyłem sie też grać na gitarze i śpiewać - powiedział. Podczas nocnego spotkania w Jedynce wykonał wiele z ulubionych utworów.
Dziś muzyka jest pasją tego charakterystycznego aktora, znanego choćby z filmów Wojciecha Smarzowskiego. Uwielbia śpiewać po rosyjsku, a ze swoimi "bandyckimi piosenkami" odwiedza zakłady karne w różnych miejscach Polski.
Aktora można czasem usłyszeć na żywo w Łodzi na ulicy Piotrkowskiej. - Gdy mam wolny wieczór i żona nie ma nic przeciwko temu, to biorę gitarę i jadę pod Dom Buta. Do godziny 22.00 stoi tam mim, a po nim pojawiam się ja - mówił. Podczas tych nocnych godzin z muzyką zjawiają się przy nim specyficzni goście...
Kim są i dlaczego dobrze się rozumieją? Jakie życie Lech Dyblik chciałby prowadzić na co dzień? Czy nagra płyte po polsku? Zapraszamy do wysłuchania i obejrzenia całego spotkania.
Rozmawiał Paweł Sztompke.
(ag)