O drugiej w nocy z aresztu śledczego, gdzie spędziliśmy dwie noce, zaczęli nas wyganiać z cel. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje, czy może będą nas transportować. Puszczono nas między szpaler chłopców z pałami z atandy, w mundurach bojowych, chłopców krzepkich i z psami bez kagańców rwącymi się do nas. Pomyślałem, zrobią nam ścieżkę zdrowia, ale nie. Przechodząc, któryś z tych chłopaków z atandy, spojrzał na kolegę i dość głośno powiedział: "Zobacz, same Żydy idą."
Przepuszczono nas do pawilonu, baraku, gdzie docelowo mieliśmy siedzieć. Zwyczajowo to jest barak przeznaczony dla więźniów, którzy są w połowie wyroku, w związku z tym mają słabą motywację do ucieczki.
Zajęliśmy barak po kryminalnych, którzy zostawili po sobie wszystkie "ozdoby", łącznie z symbolami Solidarności, gołymi panienkami. Nasza cela numer 14 na końcu baraku sąsiadowała z następnym pawilonem i myśmy prowadzili konwersacje, dość zabawne zresztą z odsiadującą tam wyrok grupą włamywaczy, ale tych z górnej półki.
Jeden z nich opowiadał, jak się otwiera podwójny skarbiec w ciągu kilku sekund, a przy okazji uświadomili nam, że dla nich okres Solidarności był zbawienny, bo bardzo złagodzono regulamin więzienny. Zlikwidowano najokrutniejsze kary, w tym karę pasów. Myśmy więc byli otoczeni ogólną sympatią.
Andrzej Rosner
Było zupełnie ciemno i po więzieniu poszła wieść, że coś się dzieje. Słyszeliśmy narastający huk, więźniowie tłukli stołkami w drzwi i krzyczeli: "Ruchać komunę". My też dołączyliśmy do nich.
Komendant więzienia Szeller, kazał nas wyprowadzić na korytarz i mówi: "Może być bunt więźniów i jeśli się nie uspokoi, będę zmuszony strzelać." Wtedy wystąpił Bartoszewski i mówi, że: Ja stary więzień stalinowski, pójdę z nimi rozmawiać. I rzeczywiście, wszystko zaczęło ucichać.
Zdzisław Knap
Myśmy głodówkę zaczęli i tych, którzy głodowali karnie przeniesiono na oddział drugi. I to wydarzenie wspominam znakomicie. Tu zostało odsiane, nie chce powiedzieć lepsze towarzystwo, ale towarzystwo, które się znało z opozycji starej, które miało zdecydowany stosunek do ubecji - nie chodziło na rozmowy.
Nie było problemów, że ktoś z celi idzie porozmawiać z ubekami, bo wiadomo, że nikt nie idzie. I tam atmosfera była bardzo dobra. To było tuż po świętach, jakiś niepełny tydzień głodowaliśmy.
Marek Kossakowski
Były dwa rodzaje protestów, jeden - autorstwa braci Melaków. To byli bardzo dzielni ludzie i bardzo stanowczy. Jeden z nich organizował śpiewy w miesięcznice 13 każdego miesiąca. W czasie spaceru on dawał znak i stawaliśmy wszyscy i śpiewaliśmy "Jeszcze Polska nie zginęła".
Klawisze zarzucali nam, że dajemy zły przykład kryminalnym, za to spotykały nas kary: brak widzeń, zgody na korespondencje, co z kolei oznaczało brak talonu na paczkę, bo do listu wkładało się talon na paczkę.
Druga grupa protestów to głodówka, 37 osób plus cela 14, potem w trakcie kiedy głodowaliśmy przystępowali inni i było nas znacznie więcej osób.
Nasz protest został zapisany w dwóch punktach do ministra spraw wewnętrznych, każdy oddzielnie podpisywał się pod swoim własnym listem. Treść takiego listu mniej więcej tak brzmiała: informuję, że podjąłem głodówkę ze względu na bezprawne represje i internowanie w Bialołęce bez uzasadnienia i bez żadnych wyraźnych powodów i jako solidarność z innymi represjonowanymi w tym z Lechem Wałęsą.
Drugi punkt był taki, że warunki w internie odbiegają od tych o jakich informuje rzecznik rządu i krajowe gazety informacyjne.
Tej treści listy wyszły, jeśli nie od wszystkich, to od większości. Głodówka była w trzech natężeniach 7 dni, potem do 9 przedłużyliśmy i trzecia grupa to byli ci, którzy podjęli głodówkę bezterminową, ale księża ją załagodzili.
Maciek Kuroń, Jurek Buława sami głodowali nie mówiąc i nie pisząc ile, ale głodowali 27 dni - to pamiętam.
Chodakiewicz Witold
Nieprzyjemne, dramatyczne momenty to wejście takiej grupy zbrojnej - atandy do cel, i to było związane, z jakimiś poszturchiwaniami... czasem to było sprowokowane przez nas, bo w naszej celi kolega miał skierowanie na operację nerek, kamieni nerkowych i to straszny ból jest.
W nocy, kiedy oni gasili światło myśmy walili metalowymi stołkami w drzwi i oni ze dwa, trzy razy sprowadzili atandę, a w końcu tego kolegę zabrali do szpitala. W skutek tego naszego protestu czy jak to nazwać, jednak się ugięli.
Kazimierz Wóycicki
Zrobiliśmy bunt w więzieniu, a w więzieniu jak wiadomo nie ma gdzie uciekać. Otoczyli nas zomowcy i pacyfikowali. To nie było przyjemne, nasuwali nas pałkami. Byli też wśród nas milicjanci z Niezależnego Związku Milicjantów. Jeden z nich kapitan czy porucznik powiedział do zomowców: słuchajcie pamiętacie, że byłem z wami. Ale to na nich nie zadziałało: dostał pałką i go wywieźli. Wiadomo, jak atanda wchodzi, nie ma gdzie uciekać, więc pałuje i tyle. Trzeba się przyzwyczaić.
My protestowaliśmy w ten sposób, że tłukliśmy menażkami i wykrzykiwaliśmy: wrona skona i te hasła o Jaruzelu, wiadomo... Człowiek siedzi, to musi coś robić. Na zewnątrz pacyfikowali kopalnię Wujek, a my mieliśmy bezczynnie siedzieć. Nie chcieliśmy tak.
Bogumił Sielewicz
Mroźny poranek. Wyprowadzają nas z cel pawilonu 2 czy 3. Idziemy zwartą kolumną na nasze nowe miejsce pobytu. Śnieg trzeszczy pod nogami. Szpaler atandy, czyli więziennej służby ochrony - wyposażonej tak jak ZOMO: w kaski, hełmy, pałki, tarcze. Przechodziliśmy między nimi, co przypominało "ścieżkę zdrowia", ale nic takiego się nie wydarzyło.
Natomiast idąc z Kazikiem Wóycickim i Andrzejem Ginsbergiem, a wszyscy trzej byliśmy mocno zarośnięci: nosiło się wtedy długie brody, często nieprzystrzyżone jak rewolucjoniści z Ameryki Południowej, usłyszeliśmy komentarz funkcjonariuszy z atandy na nasz temat: Tym trzem to bym powyrywał obcążkami włosy z brody przed wysłaniem ich do Izraela. To pokazuje nastroje tamtych czasów: tzw. "szeptana propaganda", że KOR to Żydzi, że Solidarność jest zawłaszczana przez pewne wrogie elementy.
Jarosław Goliszewski