Prace nad przygotowaniem tej operacji (początkowo o kryptonimie "Wrzos", zmienionym po ucieczce na Zachód pułkownika WP Ryszarda Kuklińskiego), podobnie jak nad wprowadzeniem stanu wojennego, trwały wiele miesięcy. Najstarsza z przygotowanych przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych list osób przewidzianych do internowania pochodzi z 28 października 1980 r. W najstarszym zachowanym zestawieniu z 31 października 1980 r. znalazło się "jedynie" 1200 osób.
Jednak już tydzień później, jak stwierdzał podczas posiedzenie kierownictwa MSW, przedstawiciel "liberalnego skrzydła" w resorcie spraw wewnętrznych wiceminister Adam Krzysztoporski planowano zatrzymanie "dużej liczby osób, może około 30–40 tys., na wstępie operacji, a później może jeszcze dwa – trzy razy więcej". Te liczby mogą szokować. Szczególnie, jeśli uzmysłowimy sobie, że 60–120 tys. nowych zatrzymanych nie były w stanie pomieścić nawet peerelowskie więzienia. Bardzo prawdopodobne, iż wcielenie tych planów w życie wymagałoby zastosowanie wariantu chilijskiego, czyli przetrzymywanie internowanych na stadionach.
Taka liczba osób „przewidzianych do izolacji” w wykazach przygotowanych przez poszczególne komendy wojewódzkie Milicji Obywatelskiej przestaje zresztą dziwić, jeśli uwzględni się, że umieszczono na nich nawet znajdujących się w podeszłym wieku żołnierzy Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość" i Armii Krajowej oraz działaczy działające w latach 40 Polskiego Stronnictwa Ludowego.
Na potrzeby operacji internowania utworzono (formalnie w dniu 13 grudnia), na podstawie wspólnego zarządzeniem ministrów spraw wewnętrznych i sprawiedliwości, 46 ośrodków odosobnienia. Nie trzeba chyba dodawać, że właściwie miejsca (przeważnie stosując zasadę "jak najdalej położone od ośrodków miejskich i dużych skupisk ludzkich") wybrała wcześniej Służba Bezpieczeństwa. W kolejnych miesiącach stanu wojennego tworzono następne "internaty". Łącznie (według niepełnych danych – nie uwzględniono m.in. ośrodków od odosobnienia dla prominentów, władz więziennych) internowanych przetrzymywano w 52 miejscach.
Choć operację o kryptonimie "Jodła" (czyli internowanie wytypowanych wcześniej osób) wyznaczono na godzinę 24.00, to w wielu przypadkach faktycznie rozpoczęto ją wcześniej, niekiedy nawet godzinę przed północą czyli jeszcze przed formalnym wprowadzeniem stanu wojennego.
Jak można przeczytać w jednym z opracowań resortu spraw wewnętrznych z jesieni 1983 r. Internowania to po raz pierwszy zastosowana przez nas forma walki z przeciwnikiem i to na tak masową skalę. Rzeczywiście była to operacja masowa. Ogółem w okresie stanu wojennego wydano 10 132 decyzje o internowaniu w stosunku do 9736 osób (396 osób decyzji dotyczyło osób internowanych ponownie, np. Jan Beszta-Borowski zwolniony pod koniec grudnia 1981 r., został ponownie internowany we wrześniu 1982 r.). Wśród nich znalazło się 8728 mężczyzn i 1008 kobiet. Według danych MSW z lutego 1982 r. przeważnie były to osoby młode – osoby do lat 40 stanowiły wówczas 72% internowanych. Z kolei jedynie 8% było mieszkańcami wsi.
Już pierwszej nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. internowano 3173 osoby, zdecydowaną większość członków Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność". Internowania udało się uniknąć jedynie nielicznym przywódcom "Solidarności" (byli to m.in. Zbigniew Bujak, Władysław Frasyniuk, Bogdan Lis czy Mieczysław Gil). Wolności pozbawiono nie tylko przywódców i doradców NSZZ "Solidarność", ale również działaczy innych niezależnych organizacji społeczno-politycznych (Niezależnego Zrzeszenia Studentów, NSZZ Rolników Indywidualnych, Klubów Inteligencji Katolickiej, Konfederacji Polski Niepodległej, Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, Ruchu Młodej Polski i innych), a także członków Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej popierających demokratyzację kraju i zaangażowanych w tak zwane "poziomki", czyli struktury poziome w partii i funkcjonariuszy MO próbujących tworzyć Związki Zawodowe Funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej. Internowano również (oddzielnie) byłych przywódców partii i państwa, z byłym I sekretarzem Komitetu Centralnego PZPR Edwardem Gierkiem na czele, a także kryminalistów.
W szczytowym okresie (czyli 21 grudnia 1981 r.) w "ośrodkach odosobnienia" przebywało 5128 internowanych, w tym 313 kobiet. Warto w tym miejscu przypomnieć, że zdarzało się, iż w ten sposób wolności pozbawiano całe rodziny. Chyba najbardziej znanym przykładem jest rodzina Kuroniów. Oprócz Jacka Kuronia, internowano również jego żonę Grażynę (Gaję) oraz syna Macieja. Zdarzało się, iż ekipa przychodząca po męża mijała się na schodach z funkcjonariuszami zmierzającymi po żonę. W tym przypadku dodatkową szykaną wobec osób zatrzymanych było umieszczanie dzieci nie u najbliższej rodziny, ale w domu dziecka.
Notabene niektóre osoby internowane były zwalniane nawet po jednym, dwóch dniach pobytu w "ośrodku odosobnienia". Najbardziej chyba znany, a przynajmniej najgłośniejszy przypadek tego rodzaju to kierowca przewodniczącego "Solidarności" Mieczysław Wachowski, zwolniony 14 grudnia.
Wraz ze stopniowym łagodzeniem rygorów stanu wojennego ośrodków, w których przetrzymywano internowanych ulegała zmniejszeniu. Znaczną część osób, w tym wszystkie kobiety, zwolniono w lipcu i sierpniu 1982 r. Wówczas to stan internowanych zmniejszył się do 561 osób, a liczba ośrodków internowania uległa zmniejszeniu do 14. Najbardziej opornych trzymano w "izolacji" aż do grudnia 1982 r. – ostatnie 62 osoby zwolniono 23 grudnia 1981 r.
Jednak niektórzy internowani, jak np. Andrzej Gwiazda (notabene w przeddzień likwidacji ośrodka internowania w Białołęce) nie wychodzili na wolność lecz trafiali do więzień. Taki los spotkał działaczy Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność" i Komitetu Obrony Robotników, którym mimo abolicji na czyny sprzed wprowadzenia stanu wojennego władze za działalność przed 13 grudnia 1981 r. planowały wytoczyć proces. Zresztą zmiana statusu z internowanego na aresztowanego nie należała bynajmniej do rzadkości. Wobec 424 osób uchylono decyzję o internowaniu ze względu na ich tymczasowe aresztowanie, a kolejnych 116 spośród zwolnionych z ośrodków internowania zostało następnie tymczasowo aresztowanych ze względu na podjęcie działalności sprzecznej z prawem [stanu wojennego].
Warto przypomnieć, że wśród internowanych można było wyróżnić (oczywiście jedynie ze względu na sposób potraktowania przez władze) wyróżnić trzy grupy. Pierwszą z nich stanowili peerelowscy prominenci (łącznie 36 osób) internowani w Głębokiem, a następnie od lutego 1982 r. (co było wynikiem śmierci na zawał w dniu 30 stycznia tr. członka Biura Politycznego KC PZPR w latach 1975–1980 Zdzisława Grudnia) w znacznie lepszych warunkach w Promniku pod Warszawą. Drugą (najmniej liczną, bo dwuosobową) stanowili Lech Wałęsa i Jan Kułaj, którzy jako szefowie związków zawodowych zostali zaliczeni do "osób pełniących w PRL funkcje kierownicze" i zostali (w związku z planami ich wykorzystania) internowani oddzielnie. Wałęsa najpierw w Otwocku, a potem w Chylicach i Arłamowie, a Kułaj (w pierwszych dniach stanu wojennego jeszcze razem z innymi działaczami opozycji w Ostródzie i Iławie), a następnie już oddzielnie w Chylicach. Obaj znajdowali się "pod ochroną" Samodzielnej Grupy Ochronnej Biura Ochrony Rządu MSW. Trzecią grupą internowanych stanowiły pozostałe osoby. Oczywiście warunki, w jakich przebywały osoby z tej grupy znacznie różniły się miedzy sobą – od oddziałów więziennych po (odpowiednio przystosowane) ośrodki wypoczynkowe.
Z internowanymi rozmowy operacyjne przeprowadzali funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa. Służyły one z jednej strony zdobywaniu informacji o funkcjonowaniu struktur niezależnych (głównie NSZZ "Solidarność") przed 13 grudnia, a także wymuszeniu na nich deklaracji lojalności (zawierały one zobowiązanie do "zaprzestania wrogiej i szkodliwej działalności szkodliwej dla Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej" oraz do "przestrzegania obowiązującego porządku prawnego"). Lojalki były w pierwszym okresie stanu wojennego warunkiem zwolnienia z internowania. Notabene osoby, które nie zostały początkowo wyznaczone do internowania, a "jedynie" do rozmów ostrzegawczych, które nie podpisały deklaracji lojalności były internowane. Wracając do rozmów operacyjnych przeprowadzanych przez SB z internowanymi ich ostatnim, choć wcale nie najmniej ważnym celem, był werbunek agentury wśród internowanych. W tym przypadku "najbardziej owocne" okazały się pierwsze dni po 13 grudnia i panująca wśród pozbawionych wolności atmosfera niepewności odnośnie dalszych losów.
Notabene w ośrodkach internowania znaleźli się również tajni współpracownicy Służby Bezpieczeństwa, co z jednej strony miało służyć ich uwiarygodnieniu, a z drugiej pozwolić zdobyć informację o osobach internowanych, ich postawach, poglądach czy zamierzeniach. Najbardziej chyba znanym przedstawicielem tej grupy był Eligiusz Naszkowski, przewodniczący regionu pilskiego. I jeden z dwóch tajnych współpracowników SB, którzy nagrali 3 grudnia 1981 r. posiedzenie Prezydium KK i przewodniczących zarządów regionalnych NSZZ "Solidarność", które po odpowiedniej „obróbce” zostało wykorzystane do propagandowego uzasadnienia o rzekomej konieczności wprowadzenia stanu wojennego.
Oddzielną kwestią były próby "reedukacji", jakim poddawano (raczej zresztą z mizernym skutkiem) internowanych.
Tak na marginesie internowania (obok oczywiście aresztowań) nie wyczerpywały stosowanych przez władze PRL sposobów pozbawienia wolności działaczy opozycji po 13 grudnia 1981 r. Innym, wciąż najmniej znanym, pozostają "szkolenia wojskowe" organizowane jesienią 1982 r. dla "solidarnościowej ekstremy", ale to oddzielny temat...
Grzegorz Majchrzak
Tekst pochodzi z albumu wydanego przez Stowarzyszenie Wolnego Słowa "My, internowani... Białołęka 1981-1982"