Logo Polskiego Radia
Dwójka
Bartosz Chmielewski 04.06.2014

4 czerwca 1989. Dostaliśmy sygnał: gasić entuzjazm. Bez tryumfalizmu

- Kierownictwo Solidarności uważało, że dla bezpieczeństwa należy tę radość ze zwycięstwa przystopować. Wszak władza była ciągle w rękach komunistów - mówiła w Dwójce Janina Jankowska, szefowa zespołu dziennikarzy Solidarności w trakcie wyborów 1989.
Wybory do Sejmu Kontraktowego. Punkt informacyjny Komitetu Obywatelskiego Solidarność, przed Pałacem Kultury i Nauki.Wybory do Sejmu Kontraktowego. Punkt informacyjny Komitetu Obywatelskiego Solidarność, przed Pałacem Kultury i Nauki.PAP/Ireneusz Sobieszczuk

Janina Jankowska w "Rozmowach po zmroku" wspominała, że w sztabie Solidarności nie było przygotowanych szampanów na okoliczność zwycięstwa w wyborach 4 czerwca 1989 roku. - Wbrew pozorom nie byliśmy pewni, że wygramy. Władze PRL też prowadziły swoją kampanię, polegającą na tym, że wpływano na wyborców różnymi środkami. Ja to odkrywam dopiero teraz na taśmach, które przeglądam. W szkołach np. kazano zrywać plakaty Solidarności. W zakładach pracy kazano głosować i podpisywać listy kandydatów partyjnych. To była głęboka komuna tak naprawdę - opowiadała.

>>>Zobacz serwis specjalny poświęcony wyborom 4 czerwca 1989 <<<

Wyniki wyborów, które ogłoszono 5 czerwca zszokowały nie tylko obóz rządzący, ale i samą opozycję. Według ustaleń z Okrągłego Stołu kandydatom bezpartyjnym przyznano 1/3 miejsc w Sejmie, zaś 2/3 zagwarantowano kandydatom popieranym przez władze komunistyczne. W pierwszej turze do Sejmu nie dostali się najważniejsi partyjni politycy. Władze PRL, by zagwarantować sobie przewagę, musiały zmienić ordynację wyborczą.

- Kiedy pierwsze wyniki się pokazały i było wiadomo, że aparatczycy odpadają, to Bronisław Geremek złapał się za głowę i powiedział: "o Boże!". Był przerażony - wspominała Janina Jankowska.

Zwycięstwo Solidarności stwarzało nowe perspektywy, ale też budziło niepewność co do dalszej przyszłości pogrążonego w kryzysie kraju. Fotografka Anna Beata Bohdziewicz opowiadała, że nie zauważyła wielkiego entuzjazmu na ulicach. - To nie była taka radość jak w 1981, wtedy ludzie mieli o wiele więcej nadziei. Teraz było niedowierzanie. Ludzie zastanawiali się, czy naprawdę mamy kolejną szansę. Dopiero jak zaczęły upadać sąsiednie reżimy, uwierzyliśmy, że system zaczyna się rozpadać.

Zdaniem dziennikarki Gazety Wyborczej Lidii Ostałowskiej entuzjazm w ludziach po wyborach był, ale szybko zaczął gasnąć w obliczu katastrofy gospodarczej i polityki zaciskania pasa ogłoszonej przez ministra finansów Leszka Balcerowicza.

- Zaczęło się sypać bezpieczeństwo socjalne ludzi. Pamiętam reportaż z Kielc przed kolejnymi wyborami prezydenckimi, kiedy przeżyliśmy szok, bo odpadł Tadeusz Mazowiecki, a pojawił się Stan Tymiński, który obiecywał ludziom miliony...

Więcej wspomnień z roku 1989 i pierwszych lat transformacji - w nagraniu audycji.

bch/mc