Dwójka
Jacek Puciato
20.06.2014
Pieter Wispelwey: kilka wiolonczel, trzy razy Bach, dwa razy Beethoven
Poza tym: powroty do Dworzaka, Brittena czy Haydna. – Byłoby smutne, gdyby człowiek nagrał wszystko, mając trzydzieści czy czterdzieści parę lat. Zwłaszcza, że ciągle gram ten repertuar, więc perspektywa na pewno się zmienia – mówił w Dwójce wybitny wiolonczelista.
Pieter WispelweyBenjamin Ealovega/pieterwispelwey.com
Posłuchaj
-
Z Pieterem Wispelweyem rozmawia Adam Suprynowicz (Dwójka)
Czytaj także
Uczył się grać na współczesnej wiolonczeli, ale jelitowych strunach. Potem grywał też na barokowej, aby ostatecznie zacząć ją przestrajać. W jakości dźwięku, w dotyku smyczka, w relacji między tekstem muzycznym a instrumentem szuka inspiracji dla własnych, wciąż zmiennych wersji utworów, nad którymi pracuje. Solowe suity Bacha nagrał trzykrotnie, dwa razy koncert Dworzaka i sonaty Beethovena, wracał też do Brittena. – Intensywność ulega zmianie, kąty patrzenia, kolory, typy emocjonalne… Nie całkowicie, ale stają się być może ostrzej zarysowane, bardziej precyzyjne albo bardziej dramatyczne, może głębsze – a może właśnie mniej głębokie – opowiadał Pieter Wispelwey.
Wszechstronność Pietera Wispelwey’a zdumiewa, zaskakuje, budzi szacunek – ale i kontrowersje. Czy można być świetnym we wszystkim? Zapewne nie. Ale ryzykując – artysta się rozwija. Jest w jego grze ciągły dialog niepokoju i poczucia piękna. Coś neurotycznego. Zawsze – przygoda. Wispelwey powiedział, że kocha koncert Lutosławskiego, zamierza nagrywać więcej kameralistyki i muzyki współczesnej. Że szkoda byłoby nagrać wszystko w czwartej i piątej dekadzie życia – a potem co?
Do wysłuchania rozmowy z mistrzem wiolonczeli zaprasza Adam Suprynowicz.
jp/mc