Logo Polskiego Radia
Dwójka
Jacek Puciato 19.12.2010

Złote ręce Kazimierza Korda

- Nie ma sensu spuszczać wody, gdy grana jest piękna aria Mozarta - mówi Annie Skulskiej gość dwójkowych "Słów po zmroku". Obchodzący 80. urodziny Kazimierz Kord nie szczędzi krytycznych uwag także innym przejawom współczesnego życia muzycznego.
Kazimierz Kord, Wrocław 1999 r.  PAPAdam HawałejKazimierz Kord, Wrocław 1999 r. PAP/Adam Hawałej fot. PAP/Adam Hawałej
Posłuchaj
  • Złote ręce Kazimierza Kroda
Czytaj także

Jeden z najwybitniejszych polskich dyrygentów myśli o napisaniu książki dla młodych dyrygentów. - Trzeba mieć brzmienie w rękach, poczucie przedtaktu, rozluźnienie ręki, zrozumienie dla wokalistyki i posunięcia smyczka - mówi Kazimierz Kord. - Wielu młodych ludzi nie posiada tych umiejętności. Coraz powszechniejszy staje się wśród nich brak solidnego wykształcenie muzycznego.

I chyba wie, o czym mówi. Naukę dyrygentury w krakowskiej Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej rozpoczął bowiem dopiero przed trzydziestką, po ukończeniu studiów pianistycznych w Leningradzie, u słynnego pedagoga Władimira Nilsena. - Genialnie słyszał i rozumiał muzykę, nie tylko fortepianową. Od niego nauczyłem się prawdziwej muzykalności - wspomina. - Bez opieki takiego mistrza nie sposób zostać wybitnym artystą.

Polskie, a potem światowe środowisko muzyczne szybko doceniło ogromny potencjał młodego Korda. Dwa lata po ukończeniu studiów powierzono mu funkcję dyrektora, stojącego wówczas nad przepaścią, Teatru Muzycznego w Krakowie. Dyrygent postawił wtedy na geniusz, choć nie swój. Po miesiącach starań udało mu się namówić do współpracy samego Tadeusza Kantora. Ponoć decydujący okazał się argument: - to musi się podobać...

I podobało się. "Don Kichot" Masseneta w reżyserii Kantora oraz pod muzyczną opieką Korda okazał się przebojem i uratował krakowską operę przed zamknięciem. Szybko pojawiły się propozcyje z całego świata, w tym z najbardziej prestiżowej Metropolitan Opera, z którą polski dyrygent związany był przez całe dekady. Z rozrzewnieniem wspomina czasy, gdy władzę w teatrach sprawowali genialni śpiewacy i nie ukrywa swojego krytycznego stosunku wobec współczesnej dominacji reżyserów. - "Nowoczesne" inscenizacje nie trafiają do słuchaczy, bo często nie mają żadnego związku z partyturą - twierdzi. - Nie można snuć na scenie opowieści, które nijak mają się do emocji oraz treści zawartych w muzyce.

Czy to wspomnienia z okresu, gdy pełnił funkcję dyrektora warszawskiej Opery Narodowej (2005-2006)? Wiele uwagi poświęca wciąż Kazimierz Kord Filharmonii Narodowej, z którą związany był niemal przez ćwierćwiecze (1977-2001). - Pierwsze dziesięć lat zajęło mi nauczenie zespołu grania równo i bez fałszów. Dlatego przeciwny jestem współczesnym, kilkuletnim kontraktom - wspomina. - Orkiestra jest tak dobra, jak dobra była w poniedziałek.

Kordowi po raz kolejny udało się doprowadzić do wyśmienitej formy instytucję chyląca się ku upadkowi. W drugie stulecie swojej działalności warszawska orkiestra weszła jako jeden z najlepszych zespołów symfonicznych w Polsce. Zresztą Kord odbył z nią wiele tournées po Europie, USA, Australii oraz Chinach i Japonii.

Aby wysłuchać całego wywiadu z Kazimierzem Kordem, wystarczy kliknąć ikonę dźwięku "Złote ręce Kazimierza Korda" w oknie "Posłuchaj" po prawej stronie.