Logo Polskiego Radia
Trójka
migrator migrator 18.12.2007

15 lat Polskiej Akcji Humanitarnej

We wtorek na naszej antenie sporo czasu poświęcimy Polskiej Akcji Humanitarnej, która obchodzi 15-lecie swojego istnienia. PAH, to dziesiątki - jeśli nie setki akcji o zasięgu polskim, europejskim i światowym. To Polska Strona Głodu - www.pajacyk.pl.

To pomoc dla Darfuru i Bangladesz - ale także dla ubogich w Polsce...

26 grudnia to symboliczna data powstania Fundacji – wyjazd pierwszego konwoju z pomocą dla mieszkańców Sarajewa. Na początku głównie była to pomoc w sytuacjach nagłych - zbiórki darów rzeczowych i konwoje z pomocą dla najbardziej potrzebujących w miejscach katastrof i konfliktów zbrojnych. Obecnie jest to głównie stała pomoc humanitarna i rozwojowa. O tym opowiemy dziś w Trójce.

Poniżej wstęp z książki XV lat PAH

NA WSTĘPIE: DZIĘKUJEMY!

Kiedy w październiku 1984 roku dzięki bezinteresownej pomocy wielu ludzi znalazłam się w szpitalu ortopedycznym w Lyonie, nie wiedziałam, że to początek nowego rozdziału w moim życiu. Miałam przejść kilka skomplikowanych operacji kręgosłupa i po wielomiesięcznym leczeniu wrócić do zawodu astronoma w Pracowni Astrofizyki w Toruniu. We Francji poznałam organizację EquiLibre, która w okresie stanu wojennego przyjeżdżała z transportami leków do Polski. To był mój pierwszy kontakt z organizacją humanitarną, jej sposobami działania i pozyskiwania środków. Pamiętam, jakie wrażenie zrobił na mnie fakt, że na tę pomoc składają się darowizny od zwykłych ludzi, którzy chcą pomagać innym, nieznanym im osobom, czasami z dalekich krajów. Odkryłam dla siebie fascynujący sposób „zmieniania świata”. Bardzo chciałam, żeby w Polsce mogła powstać podobna organizacja i gdy w 1989 roku po wolnych wyborach w Polsce pojawiła się taka możliwość, razem z przyjaciółmi zarejestrowaliśmy polską Fundację EquiLibre. Początkowo terenem naszego działania była Polska i pomoc różnym instytucjom, do której wciągaliśmy coraz więcej ludzi.

Po powrocie z Sarajewa w listopadzie 1992, gdzie byłam z francuskim konwojem EquiLibre, nie mogłam po prostu tylko powrócić do pracy w Pracowni Astrofizyki. W Bośni widziałam w obozach zrozpaczone kobiety, głodne dzieci i ogarniętych beznadzieją starych ludzi. Nie mogłam nic nie zrobić, poza tym byłam tam z ludźmi, którzy wcześniej pomagali mojemu krajowi. A tu w Polsce była już grupka entuzjastów, którzy gotowi byli zrobić coś razem. Nic w życiu nie jest przypadkowe. Konieczność wysłania konwoju do Sarajewa właśnie przeze mnie - kogoś, kto także z racji swojej niepełnosprawności, otrzymał w życiu wiele pomocy - była oczywista.

Łatwo powiedzieć, ale jak i od czego zacząć ? Najpierw pojechałam do Warszawy, namówić Konstantego Geberta z ,,Gazety Wyborczej”, by napisał o tym, że z Polski też powinien pojechać konwój z pomocą dla Sarajewa. Kostek był tam wiele razy i uważał, że w dzisiejszych czasach nie możemy powiedzieć sobie, że nic nie wiem, dlatego nic nie możemy zrobić. Uważał wręcz, że nie robiąc nic, stajemy się współwinnymi tragedii dziejącej się tak blisko nas. Kostek nie tylko napisał, ale umówił mnie jeszcze z dziennikarzem ,,Trójki”, gdzie na antenie mogłam opowiedzieć, co widziałam w Sarajewie i nadać apel z prośbą o wsparcie. Pod koniec programu Tomek Kowalczewski poprosił mnie o podanie numeru telefonu, pod który mogą zgłaszać się chętni. Nikogo w Warszawie nie znałam, podałam, więc numer poznanej wcześniej u Kostka Magdy Grodzkiej. Po programie chciałam do niej zadzwonić, uprzedzić, że gdyby ktoś się zgłosił... Nie mogłam się już do niej dodzwonić. Magda – pojechałam do niej natychmiast – długo jeszcze odbierała telefony, zapisywała ofiarodawców ciężarówek (pierwsza była fabryka Jelcz z Laskowic), żywności, leków, wolontariuszy ...

O tym, co było dalej, opowiada książka, którą oddajemy Państwu do rąk. Na początku była grupka entuzjastów, teraz Polska Akcja Humanitarna to duża instytucja, zatrudniająca ok. 60 osób. Jestem przekonana, że wraz ze wzrostem struktury nie zagubiliśmy tego, co było dla nas najważniejsze od samego początku, co było motorem naszego działania.

Doświadczyliśmy tego, że pomagania trzeba się uczyć. Że pomoc nie może poniżać ani uzależniać człowieka, ale musi budować jego samodzielność i godność. Że bardzo ważne jest dokładne rozeznanie potrzeby, a nie kierowanie się swoimi wyobrażeniami o tym, co jest potrzebne. Że pomagać może każdy i nawet najmniejszy udział się liczy, ba – może ma nawet większą wartość niż wielkie darowizny firm, bo bardziej zobowiązuje i pokazuje istotę pomagania: dzielenie się i solidarność z najbardziej potrzebującymi. Że dając – otrzymujemy jeszcze więcej. Że nie wystarczy zebrać pieniądze, ale trzeba także się z nich rozliczyć (w ostatnim roku budżetowym z każdej złotówki przekazaliśmy na pomoc 92 grosze; reszta to tzw. koszty administracyjne).

Każdy z nas może mieć wpływ na to, co dzieje się w świecie, każdy może pomóc innym. Polska Akcja Humanitarna i jej działania są „dowodem” na to, że nie trzeba czuć się bezradnym wobec zalewających nas informacji o kolejnych wojnach, kataklizmach, nędzy. Zdajemy sobie sprawę, że nikt z nas nie jest w stanie zaradzić całemu złu, jakie istnieje na świecie; że nikt nie potrafi pomóc wszystkim, którzy pomocy potrzebują. Ale staramy się myśleć o tym, co możemy zrobić a nie o tym, czego zrobić nie zdołamy. Wszystko, co zdziałamy na rzecz innych ludzi jest zmniejszaniem cierpienia i pomnażaniem dobra w świecie.

Kiedy przychodzi mi podsumować nasze piętnaście lat, myślę o spektakularnych konwojach, które razem z darami „dostarczały” nadzieję. Myślę zwłaszcza o tym z Jackiem Kuroniem, Adamem Michnikiem, Markiem Edelmanem i wieloma innymi, którzy pojechali z nami do Sarajewa na znak solidarności z żyjącymi w oblężonym mieście. Myślę o wzruszających pielgrzymkach Polaków z Kazachstanu, powodziowej mobilizacji, o dzieciach, które dostały szanse na lepsze życie dzięki akcji Pajacyk. O mieszkańcach Sarajewa czy Groznego, doświadczonych okrutnie przez wojnę, o których nie zapominaliśmy w najtrudniejszych chwilach, o tych, którym pomogliśmy przeżyć pomagając w różny sposób na misjach w Czeczenii, Afganistanie, Sudanie, Iraku, Sri Lance i Palestynie. Myślę o rodzinach uchodźców, którzy po strasznych przejściach w swoich krajach znaleźli w Polsce bezpieczną przystań, o uchodźcach i repatriantach, którym stworzyliśmy możliwość normalnego życia i wreszcie o młodych ludziach, których „zaraziliśmy” bakcylem pomagania dzięki Edukacji Humanitarnej.

Przede wszystkim jednak wspominam dziesiątki tysięcy ofiarodawców, którzy wsparli naszą fundację dając nam możliwość uratowania życia setek tysięcy ludzi i zmniejszenie ich cierpienia.

Wspominam też pracowników i wolontariuszy, którzy swoją pracą, entuzjazmem i umiejętnościami sprawili, że nasza pomoc mogła objąć coraz większą liczbę ludzi, docierać do większej liczby miejsc, być skuteczna i pożyteczna. Wspominam szczególnie Tomka Wilka, jednego z założycieli fundacji, Daniela Śladowskiego, który pracował na rzecz uchodźców oraz Adama Dżemłyka naszego wspaniałego wolontariusza z Łodzi. Tej trójki nie ma już dziś z nami, zginęli tragicznie (nie w związku z pracą w PAH). To fascynujące: móc obserwować, jak pomaganie innym zbliża ludzi o różnych poglądach na świat, różnych stopniach zamożności, w różnym wieku. W akcjach PAH uczestniczyli uczniowie szkół, firmy, politycy, dziennikarze, księża, pracownicy agencji reklamowych, ale najwięcej wpłat na nasze konto pochodzi od tzw. „zwykłych ludzi”, dających, ile mogą – pięć, dziesięć złotych. Z tych drobnych darowizn urasta ogromna pomoc. Dzieje się tak dzięki poczuciu solidarności z tymi, którzy umierają z głodu, którzy nie mają dostępu do wody, którzy żyją w krajach ogarniętych wojną lub kataklizmami. Tę solidarność chcemy rozwijać w innych i w nas samych. Chcemy żeby była źródłem nadziei i narzędziem „polepszania” świata.

Na końcu każdego wstępu następują zwykle podziękowania. Tym razem podziękowaniem jest cała książka, którą mają Państwo przed sobą. Dedykujemy ją wszystkim, którzy przez piętnaście lat zechcieli za naszym pośrednictwem pomagać innym.

Janina Ochojska