Logo Polskiego Radia
Trójka
Piotr Kowalczyk 21.09.2011

Najlepiej skrywana tajemnica amerykańskiego rocka

Ich droga do komercyjnego sukcesu była długa i wyboista. Zapraszamy na trzecią część opowieści o grupie R.E.M.
R.E.M., 1983 rok, okładka jednego z nieoficjalnych nagrań koncertowychR.E.M., 1983 rok, okładka jednego z nieoficjalnych nagrań koncertowych

- Naprawdę nie rozumiem muzycznego biznesu. Nie rozumiałem tej branży w latach 80. i dziś też jej nie ogarniam - powiedział w trzeciej części historii grupy R.E.M. jej gitarzysta Peter Buck. – W tamtej dekadzie czuliśmy się jak najlepiej skrywana tajemnica na świecie.

Historia tego zespołu jest pełna paradoksów. Nigdy nie była to specjalnie medialna grupa. Jak mówią sami muzycy nie obchodziły ich też przeboje i ilość sprzedanych płyt. Choć zawsze lubili R.E.M. krytycy, ich opinie również nie miały dla panów Stipe'a, Bucka, Millsa, Berry'ego większego znaczenia. Wydany w 1983 roku debiutancki album grupy z Athens, "Murmur", zajął w rankingu prestiżowego magazynu "The Rolling Stone" 3 miejsce, tuż za takimi bestsellerami jak "Synchronicity" The Police i płytą "Thriller" Michaela Jacksona. W przeciwieństwie do zespołu Stinga i Króla Popu – młoda rock'n'rollowa kapela z południa Stanów Zjednoczonych była dla przeciętnego konsumenta muzyki rozrywkowej praktycznie anonimowa. Głównie dlatego, że nie istniała w playlistach dużych rozgłośni radiowych. Natomiast w obiegu studenckim zespół nie tylko był gwiazdą, ale praktycznie stworzył nową kulturę muzyczną zwaną college rockiem. Świat małych rozgłośni, klubów studenckich był dla R.E.M. naturalnym ekosystemem. Dziesiątki tysięcy kilometrów przejechanych w vanie od jednego do drugiego wybrzeża i setki zagranych koncertów spowodowały, że zespół zyskał markę rewelacyjnego składu koncertowego. Na pewnych kampusach i w pewnych miastach już w momencie wydania "Murmur" był wielką gwiazdą. Choć dla mainstreamu muzycznego nie miało to wciąż znaczenia.

- To dość zabawne. Graliśmy w Atlancie, największym mieście położonym blisko naszego Athens. Mieliśmy 3 koncerty w klubie na 4 tysiące osób. To znaczy, że to była poważna sprawa. A jednak nigdy nie pokazaliśmy się w komercyjnym radiu – opowiada basista Mike Mills - Zachodziłem w głowę jak to jest możliwe – sprzedajemy w mieście 12 tysięcy biletów. A mimo to nie grają naszej muzyki. Grali za to mnóstwo rzeczy, których dziś już nikt nie pamięta. Nas grała dosłownie jedna stacja w Chicago, jedna Massachusets, jedna w Los Angeles. I tak było do 1989 roku. Nie miałem z tym problemu. Wyprzedawaliśmy ogromne sale. Ludzie z przebojami w Top 20 grali w mniejszych.

Choć końcówka lat 80., płyty "Document" i "Green" przyniosły grupie m.in. pierwszy wielki mainstreamowy przebój ("The One I Love") i kontrakt z wielką wytwórnią, Warnerem, to swój prawdziwy gwiazdorski potencjał zespół miał pokazać dopiero z początkiem lat 90.

(kow)

Aby odsłuchać trzecią część wspomnień muzyków R.E.M., wystarczy kliknąć w ikonę dźwięku znajdującą się w ramce "Posłuchaj".

Posłuchaj historii R.E.M. w sześciu odcinkach przedstawionej przez Piotra Metza w trójkowej audycji "Historia Muzyki Rozrywkowej":

R.E.M.: Może nie jesteśmy najlepszymi muzykami świata, ale mamy niezły gust

Jak hartowało się R.E.M.

Najlepiej skrywana tajemnica amerykańskiego rocka

R.E.M. na londyńskim bruku

R.E.M. : Nie wiemy, jak się pisze przeboje, mamy po prostu szczęście

Michael Stipe zostaje mężem Courtney Love i jedzie na wakacje z Morrisseyem