Logo Polskiego Radia
polskieradio.pl
Piotr Kowalczyk 27.05.2012

Stevie Wonder kazał śpiewać Wojciechowi Mannowi!

Równo 23 lata temu na Stadionie Dziesięciolecia wystąpiła prawdziwa ikona "czarnej muzyki". Podczas koncertu powstał ciekawy duet...
Stevie Wonder w Warszawie, kadr z Polskiej Kroniki FilmowejStevie Wonder w Warszawie, kadr z Polskiej Kroniki Filmowej źródło: YouTube
Posłuchaj
  • Pyt.3 – "Panie Wojtku, jak doszło do zawiązania duetu Stevie Wonder & Wojciech Mann”

Oprócz występu na Stadionie Dziesięciolecia Stevie Wonder zagrał na specjalnym spotkaniu w jednej z warszawskich kawiarni, gdzie razem z liderami opozycji, Janem Lityńskim i Jackiem Kuroniem , zaśpiewał piosenkę "I Just Called To Say I Love You". Był to akt poparcia przed pierwszymi wolnymi wyborami parlamentarnymi, które miały się odbyć 4 czerwca. Niewidomy od urodzenia muzyk odwiedził też ośrodek dla dzieci w Laskach. Spotkał się także z ostatnim I sekretarzem PZPR, Mieczysławem Rakowskim .

Obejrzyj kronikę filmową z występu:

/

Ceny biletów na koncert były dla Polaków mocno "zaporowe" - 7,5 tysiąca złotych (czyli około 1/3 przeciętnej pensji). Na Stadionie Dziesięciolecia zjawiło się mimo to kilkadziesiąt tysięcy widzów.

Koncert organizował, wspólnie z Krzysztofem Materną, dziennikarz Polskiego Radia Wojciech Mann , który był również tłumaczem i opiekunem muzyka podczas pobytu w Polsce. Panowie bardzo się polubili, czego efektem był chwilowy duet sceniczny, Wonder-Mann . O kulisach tego spotkania można dowiedzieć się z załączonego nagrania rozmowy z dziennikarzem.

/

Mann o wydarzeniu pisał kilka tygodni później w tekście dla świeżo założonej "Gazety Wyborczej":

"Ci, którzy byli na Stadionie X-lecia, zgodnie potwierdzają, że było to wielkie przeżycie i że czegoś takiego dawno, a w niektórych relacjach nigdy jeszcze, nie było. Prawdziwa zawodowa scena, prawdziwe nagłośnienie, prawdziwe światła, wspaniały zespół, znakomita dramaturgia koncertu, prawdziwe wzruszenia".

Nie poziom artystyczny występu stał się jednak później głównym tematem rozmów. Występ ponoć okazał się klapą finansową, a na trybunach PRL-owskiego molocha było sporo wolnych miejsc. Mann pisze dalej: "Szkoda więc, że tak mało osób potrafiło docenić lekko samobójczą postawę tych, którzy chcieli do tego koncertu doprowadzić. Mimo horrendalnych trudności z każdym głupstwem (wiadra i ściery do zmycia estrady? - nie ma!; lód na zaplecze dla ekipy? - nie ma!; kabel? - nie ma!) koncert odbył się i chyba jednak, że wrócę do tytułu, jakiś cud nad Wisłą nastąpił, bo w ostatniej chwili udało się załatwić i kabel, i lód, i nawet kubły!".

Jak się okazało, Cud nad Wisłą był to jednak nie ostatni. Doczekaliśmy bowiem czasów, w których wizyty wielkich gwiazd muzyki, takich jak Wonder, stały się normą...