Logo Polskiego Radia
PolskieRadio24.pl
Stanisław Brzeg-Wieluński 04.10.2019

Frankowicze muszą działać ostrożnie: najpierw ocena sytuacji, potem sąd

Frankowicze, którzy zdecydują się na spór z bankiem, najpierw powinni sprawdzić ile kapitału zostało im jeszcze do spłaty. Unieważnienie umowy oznaczać będzie bowiem konieczność natychmiastowej spłaty reszty kredytu. Nie każdego będzie na to stać. O tym, na ile wyrok TSUE w sprawie kredytów frankowych może być skuteczny i jakie mogą być jego następstwa dla systemu bankowego rozmawiali w piątkowych Rządach Pieniądza eksperci: Piotr Soroczyński (Krajowa Izba Gospodarcza) i dr Maciej Kawecki (Wyższa Szkoła Bankowa).  
Posłuchaj
  • Rządy Pieniądza 04 10 2019 (PolskieRadio24)

W ostatni czwartek, 3 października zapadł wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE)w sprawie tzw. frankowiczów. Czekało na niego setki tysięcy polskich kredytobiorców. TSUE orzekł, że „warunki umowy dotyczące różnic kursowych nie mogą być zastąpione przepisami ogólnymi polskiego prawa cywilnego”, ale także, że „prawo Unii nie stopi na przeszkodzie unieważnieniu tych umów”. To otwiera frankowiczom drogę do polskich sądów.

Sądy rzadko stoją po stronie klientów

Dotychczas do polskich sądów trafiło ok. 17 tys. spraw dotyczących kredytów frankowych. Rozstrzygnięto 1100. Z czego 100 pozytywnie dla klientów, a 1000 na korzyść banków. Łączna kwota kredytów we frankach szacowana jest na ok. 60 mld zł.

- Na podstawie wyroku TSUE nie możemy dziś przyjąć, że każdy kto ma umowę kredytową we frankach, może uznać ją za nieważną. To dopiero musi orzec polski sąd. A tam postępowanie trwa długo. Do czasu jego zakończenia    umowa pozostaje ważna co powoduje, że bank ma prawo egzekwować od klienta dług, nawet jeżeli klient zdecyduje się go pozwać – wyjaśniał dr Maciej Kawecki. Dlatego apelował o racjonalność przy podejmowaniu przez klientów decyzji co do rozwiązywania umów.

Gość audycji zaznaczył, że natychmiastowe rozwiązanie umowy oznacza konieczność natychmiastowego spłacenia całej reszty kredytu. Dlatego najpierw należy sprawdzić czy został spłacony tzw. nominał. Jeżeli bowiem ktoś wziął kredyt np. 15 tys. w przeliczeniu na złotówki, spłacił 100 tys., to uznanie umowy za nieważną będzie oznaczało, że strony są z mocy prawa niezwłocznie  zobowiązane do zwrotu sobie nawzajem tego, co od siebie otrzymały. Czy w podanym przykładzie bank będzie uprawniony do zażądania od razu 80 tys. zł.

- W takim wypadku trzeba po prostu odpowiedzieć sobie: czy mnie na to stać – mówił gość audycji.

Małe ryzyko pozwów

Piotr Soroczyński zaznaczył, że sytuacja nie będzie prosta i łatwa. Stwierdził, że rozumie bankowców, którzy twierdzą, że gdyby wszyscy natychmiast zażądali unieważnienia umów, to system bankowy miałby kłopot. Jednak w jego opinii część klientów nie będzie wiedziała, że ma takie prawo, a część nie będzie potrafiła sobie poradzić, a jeszcze inni po prostu nie będą chcieli zawracać sobie głowy.

- Wpływ na sektor bankowy nie będą znaczny. Będzie to rozłożone w czasie. Znacznie gorzej byłoby, gdyby banki zostały przez nadzór zobowiązane np. do przejrzenia ksiąg i zrobienia na poczet ewentualnych przegranych odpowiednio wysokich rezerw. Wtedy mógłby być kłopot – ocenił Piotr Soroczyński.

Złote żniwa dla kancelarii ?

- Ostatecznie wyrok TSUE ws. frankowiczów  jest na pewno korzystny dla jednej grupy zawodowej, a są nią prawnicy. Co do klientów banków to był polemizował – podsumował dr Maciej Kawecki. Dodał, że wpływ wyroku na sektor bankowy to przede wszystkim kolejny już raz negatywnie wpłynie ona na wizerunek banków.

W odpowiedzi na pytanie, czy nie potrzebujemy ustawy, która raczej zapobiegałaby udzielaniu kredytów przekraczających realne możliwości spłaty z uwzględnieniem ryzyka, jakie dług niesie, Piotr Soroczyński stwierdził, że wystarczyłby przepis, który pozwalałby, aby w każdej chwili można było rozliczyć się z bankiem oddając mu klucze.

- W Polsce to niestety nie działa, a zmusiłoby banki do rozsądniejszego udzielania kredytów. Wtedy relacja raty kredytu do dochodu netto, utrzymałaby się na poziomie 40-50 proc. a nie 80 proc., co się u nas często zdarza – stwierdził gość Rządów Pieniądza.

Gospodarzem programu była Anna Grabowska

PolskieRadio24/Anna Grabowska/SW