Logo Polskiego Radia
Trójka
Piotr Grabka 26.06.2013

"Metoda sopocka" lekiem na zło?

Na 4 dni przed wejściem w życie ustawy śmieciowej znad polskiego morza płynie ciekawy sygnał dla gmin, które mają problem z wdrożeniem jej w życie. Sygnał, który być może daje możliwość ominięcia niewygodnych dla samorządowców zapisów ustawy śmieciowej.
Molo w SopocieMolo w SopocieFlickr/hr.icio
Posłuchaj
  • Czysta gmina w Trójce - 26 czerwca 2013

Wystarczy, że zrezygnują z przetargów na wywóz śmieci i sami zajmą się sprzątaniem swoich miast i wsi. Takie rozwiązanie to "metoda sopocka", którą w Trójce zaprezentował wiceprezydent miasta Bartosz Piotrusiewicz.

Sopot jest bowiem w sytuacji szczególnej. Nie poszedł on tropem innych miast i gmin i nie utworzył miejskiej spółki dbającej o czystość i wywożącej śmieci. Kilka lat temu był to modny trend, który lokalnym włodarzom się podobał - odchudzał samorządową administrację, zmniejszał koszty jej funkcjonowania, przez co było więcej pieniędzy na różne (zawsze potrzebne przed wyborami) wydatki. W Sopocie też takie plany były, ale kiedy już dopinano ich realizację, rozpoczęły się prace nad ustawą śmieciową i sopockim urzędnikom zapaliła się ostrzegawcza lampka. Woleli poczekać i zobaczyć co się stanie.

I chyba się opłaciło. Pozostawienie wywozu śmieci jako jednego z wydziałów w urzędzie miasta stało się bowiem furtką do tego, by... nie organizować przetargu na wywóz śmieci! To jeden z centralnych punktów ustawy śmieciowej, który miał sprawić, że będzie to proces tańszy i niefaworyzujący gminnych spółek. Ale przy okazji stał się zmorą wielu samorządowców w Polsce. Na czas nie udało się tych przetargów rozstrzygnąć między innymi w Poznaniu i Warszawie.

Poprzednie audycje z cyklu "Czysta gmina" znajdziesz tutaj >>>

Tymczasem Sopot nie ma tego problemu, a wszystko dzięki luce w ustawie śmieciowej - nigdzie nie jest bowiem powiedziane, że burmistrz gminy lub prezydent miasta nie może samemu zakasać rękawów i jeździć po mieście zbierając worki ze śmieciami lub opróżniając kosze. Skoro może to robić szef, to czemu nie jego podwładny? A skoro pracowników wywożących śmieci zatrudnia bezpośrednio sam ratusz, to w takim razie nie musi on powierzać tego zadania zewnętrznym firmom, tylko sam zajmuje się tym, co od 1 lipca do niego będzie należeć - czyli naszymi śmieciami.

Inne zdanie na ten temat ma pewnie Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, a finał całej sprawy pewnie rozstrzygnie się dopiero przed sądem.

Ale na razie efekt dla mieszkańców jest taki, że w stolicy wdrożenie ustawy śmieciowej odroczono, a za wywóz odpadków trzeba płacić podwójnie licząc na rekompensatę z urzędu miasta, a w Sopocie od dawna wszędzie stoją pojemniki, na popularnym "Monciaku" stoją tablice informujące o opłatach śmieciowych, a pracownicy wydziału oczyszczania miasta (formalnie to urzędnicy!) jeżdżą po mieście szkoląc mieszkańców z segregacji odpadków.

Tylko czekać, aż tę metodę wypróbują inne miasta.

Paweł Sołtys