Logo Polskiego Radia
Polskie Radio
migrator migrator 19.10.2009

Wszechświat dla każdego

Równoległych wszechświatów jest więcej niż gwiazd na niebie.

Ile diabłów mieści się na główce szpilki? Takie pytania nurtowały kiedyś (dosyć dawno, wprawdzie) naukowców. Odpowiedzi nigdy nie znaleziono. Współcześni magicy nauki (w dobrym tego słowa znaczeniu) policzyli ile jest... wszechświatów równoległych.

A ile? 10 do 10 do 10 do 7 potęgi. To bardzo dużo zer. Tak dużo, że trudno sobie to wyobrazić. Liczba ta zapisana w systemie dziesiętnym nie zmieściłaby się w całym kosmosie. Sama potęga z liczby równoległych wszechświatów, gdyby ją zapisać na kartach znormalizowanego maszynopisu zajęła by 5 556 stron. Z tej racji nie będziemy jej tu prezentować w całej swej krasie.

Andrei Linde i Vitalij Vanchurin policzyli liczbę wszechświatów równoległych kalkulując, ile mogło być tak zwanych kwantowych fluktuacji, które pojawiły się tuż po wielkim wybuchu. W trakcie procesu zwanego inflacją, gdy świeżo narodzony wszechświat rozszerzał się w ogromnym tempie, owe fluktuacje, jak piszą naukowcy „zamroziły”się. Dziś każda z tych zamrożonych fluktuacji może być osobnych, równoległym wszechświatem, ze swoim specyficznym zestawem praw fizycznych.

Najciekawsze jednak jest to, że liczba owych równoległych wszechświatów nie jest zależna od liczby kwantowych fluktuacji, ale od zdolności ludzkiego mózgu. Od ilości informacji, którą może on w ciągu życia zgromadzić. A ta wynosi 10 do potęgi 10 do potęgi 16. To też dość dużo zer. Według fizyków ze Stanfordu nie jest ważne, ile naprawdę mogło powstać równoległych kosmosów, ale to ile ich możemy zaobserwować. A nie możemy więcej niż może pomieścić nasz mózg.

Taki wniosek może wydawać się dziwaczny, jednak fizyka teoretyczna i świat kwantów są czasem bardziej dziwaczne, niż jest w stanie pojąć nasza, wydawałoby się nieograniczona wyobraźnia. Kluczowe dla rozważań o liczbie równoległych wszechświatów jest stwierdzenie, że ich istnienie jest ściśle związane z faktem ich obserwowania. Na tej samej zasadzie opierał się eksperyment z kotem Schrodingera, gdzie wynik mógł być ustalony wyłącznie, gdy został zaobserwowany przez klasycznego obserwatora.

„Gdy analizujemy istnienie wszechświata pewnego typu musimy tak naprawdę mówić o wszechświecie i o jego obserwatorze, który powoduje, że wszechświat ten jest „żywy” i zależny od czasu” - piszą naukowcy w pracy opublikowanej w Technology Review.

Linde i Vanchurin wyjaśniają, że policzenie liczby wszechświatów pozwala zbadać, jakie są szanse, że żyjemy w świecie, w którym obowiązują prawa fizyki, które w tej chwili obserwujemy.

Jedno jest pocieszające. Równoległych wszechświatów jest tyle, że gdyby każdy chciał żyć we własnym świecie, to dla wszystkich na pewno ich wystarczy.

Andrzej Szozda

źr physorg.com