Polski Związek Wędkarski jest po to, aby zrzeszać wędkarzy, uczyć ich łowienia ryb i dbać o rybostan. Ale Związek ma też swoje gospodarstwa rybackie, które prowadzą normalną gospodarkę, czyli połowy sieciami. Czy jest to słuszne?
‒ Ja wolałbym, żeby większość jezior była oddana tylko i wyłącznie dla wędkarzy. Płacimy składki, a nie są to małe pieniądze. Dlatego PZW by na pewno nie upadł, gdyby przestał łowić sieciami – uważa jeden z wędkarzy.
PZW się broni
‒ W tej chwili zarybiamy jeziora wylęgiem żerującym szczupaka. Częściowo go kupujemy, a częściowo produkujemy sami. Mamy już przygotowane 195 tys. wylęgu ‒ wylicza Rafał Kaszubowski, dyrektor Biura zarządu Okręgu PZW w Olsztynie.
Wędkarze łowią, PZW zarybia, żeby mieli co łowić. Ale czy Związek powinien robić także odłowy i sprzedawać ryby?
‒ Moim zdaniem obecnie odłowy regulacyjne są wręcz konieczne. Wędkarze działają wybiórczo. Łowią większe okazy, drapieżniki, a drobnica, drobna płotka czy leszcz często zostaje w wodzie. I te ryby rybacy powinni eliminować z wód ‒ dodaje dyrektor Kaszubowski.
Sprzeczność interesów
Gospodarka rybacka a amatorskie połowy ryb to konflikt jest od stuleci. Dyrektor Kaszubowski uważa, że najlepiej, żeby wędkarze dogadywali się bezpośrednio z gospodarstwami.
Jednak zdaniem wędkarzy, PZW nie powinien zarabiać na połowach sieciami i sprzedaży ryb, a na sprzedaży zezwoleń, i na tym byłby większy zysk. I wówczas wędkarze chętniej płaciliby składki, mając gwarancję rybnych jezior. Powinny być prowadzone tylko odłowy kontrolne i pozyskiwanie ikry.
Kilka lat temu powstało Porozumienie Kół Wędkarskich Regionu Mazury. Są w nim również przedstawiciele samorządów. Porozumienie żąda zaprzestania gospodarczych połowów sieciowych dokonywanych przez Polski Związek Wędkarski.
Jacek Panas, mb