Logo Polskiego Radia
wnp.pl
Jarosław Krawędkowski 29.10.2015

Nowy rząd PiS: po wymianie ministrów, przyjdzie pora na prezesów spółek. Co z PZU, Lotosem, Orlenem, KGHM?

Prawo i Sprawiedliwość zwyciężyło w wyborach parlamentarnych i będzie samodzielnie sprawowało władzę. Na razie partia wybiera ministrów, ale później przyjdzie pora na prezesów - eksperci nie mają co do tego wątpliwości. Przypominają: za pierwszego premierostwa Jarosława Kaczyńskiego pracę straciło ponad 1,5 tys. menadżerów, w ciągu 7 lat Tuska – ponad 6,6 tys. prezesów.

– Fala będzie, tak jak zawsze. I będzie duża – ocenia Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Według niego PiS nie przeprowadzi jednak kadrowych czystek na hurra.

Zmiany nie na hurra: najpierw bilans otwarcia, potem wymiana

– Zmiana będzie miała stopniowy charakter, ponieważ PiS będzie chciało potwierdzić wizerunek partii, która nie jest głodna obsadzania stanowisk swoimi ludźmi. PiS najpierw będzie próbowało stworzyć pewien bilans, a dopiero potem wprowadzać zmiany kadrowe. Będzie to więc działanie zrównoważone, mające na celu pokazać, że są tym drugim, bardziej rozważnym od swoich poprzedników biegunem – mówi Chwedoruk.

Na razie cisza przed burzą

Oczywiście politycy PiS na razie milczą w tej kwestii. – Nie wypowiadam się na ten temat – mówi Jarosław Sellin, a Paweł Szałamacha podkreśla, że zdecydowanie za wcześnie na jakiekolwiek spekulacje. Ale to tylko cisza przed burzą.

Kadrowa rewolucja w pół tysiącu spółek

Oprócz obsady stanowisk ministerialnych, PiS będzie również samodzielnie obsadzać stanowiska w spółkach skarbu państwa – a tych jest ponad pół tysiąca – oraz w kilkudziesięciu rządowych agencjach i instytucjach, którymi w większości kierują przedstawiciele starej władzy.

Zmiany jak zawsze pod hasłem: wymieniamy na profesjonalistów

I choć nie mówi się o tym wprost, państwowe spółki czy instytucje od lat traktowane są jako polityczne łupy i każde wybory wiążą się z falą dymisji, które odbywają się pod hasłem "wyrzucamy nieudaczników powołanych przez poprzednią ekipę i zastępujemy ich naszymi profesjonalistami".

Kandydaci muszą jednak wiedzieć jak skończą

– To jest powyborczy rytuał. Jednak każda osoba, która z nominacji rządu zdecyduje się na objęcie takiego stanowiska, musi wiedzieć, że dostaje je po trupie swojego poprzednika, i że w takim sam sposób z niego odejdzie – tłumaczy Chwedoruk.

Pracę stracą też dobrzy menadżerowie

Z punktu widzenia dotychczasowej praktyki nie będzie więc nic dziwnego w tym, że pracę stracą nawet ci menedżerowie, którzy całkiem dobrze sobie radzą.

Czy ktoś zastąpi Klesyka z PZU?

- Teoria mówi, że nie powinni, ale praktyka pokazuje co innego – mówi Maciej Grelowski, przewodniczący rady głównej Business Centre Club. W jego ocenie na wymianę nie zasługuje Andrzej Klesyk, prezes PZU. Usunięcie go ze stanowiska mogłoby okazać się dużym błędem. – To bardzo profesjonalny menedżer, na najwyższym poziomie, doceniany nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Moim zdaniem byłoby naprawdę trudno go zastąpić – wyjaśnia.

Każda zmiana władzy oznacza karuzelę stanowisk

Dowodów na to, że politycy potrafią zakręcić kadrową karuzelą nie brakuje.

PiS w dwa lata wymienił 1,5 tys. menadżerów

Kiedy premierem był Jarosław Kaczyński (okres lipiec 2006-listopad 2007) – w niecały rok doszło ogółem do 1509 zmian kadrowych.

Za Tuska w 7 lat zmieniono ponad 6,4 tys. prezesów

To samo zresztą W pierwszej kadencji rządów Donalda Tuska (lata 2007-2011) doszło do wymiany pracowników na 3403 stanowiskach.

W drugiej – przerwanej we wrześniu 2014 nominacją premiera na przewodniczącego Rady Europejskiej – doszło do 2031 zmian.

Zmiany nie ominęły narodowych sreber, czyli największych spółek

Przykład z poprzednich rządów PiS? Krzysztof Skóra, członek PiS, posłem wówczas nie został, ale przejął fotel prezesa KGHM po Marku Szczerbaku. Zmienił się również m.in. szef PKO BP – Andrzeja Podsiadło zastąpił Sławomir Skrzypek.

Przykładów można by podawać więcej, jednak nie to jest najważniejsze.

Polacy przyzwyczaili się: zmiany kadrowe po wyborach są czymś normalnym

Jak przypomina Chwedoruk, żyjemy w kraju, w którym zmiany kadrowe po wyborach parlamentarnych na różnych szczeblach są czymś normalnym i w pewnym sensie uzasadnionym.

– Skoro partia rządząca ma swój plan działania, to musi mieć w instytucjach ludzi, którzy się z nim zgadzają i są gotowi do jego realizacji – mówi. – Dlatego nie powinniśmy rozliczać partii rządzących z tego, czy robią czystki – bo robić będą zawsze – lecz z tego, kogo i z jakiego powodu odwołują z danego stanowiska, i kto zajmuje ich miejsce – czy są to towarzysze partyjni o odpowiednich kompetencjach, przygotowaniu, wiedzy i doświadczeniu – podkreśla.

A zmiany na szczytach spółek niestety nie zawsze oznaczają wejście do zarządów osób związanych wcześniej z firmą lub choćby sektorem w którym działa. Przykładem chociażby powołanie w 2007 r. na prezesa PKN Orlen kolegi zmarłego tragicznie prezydenta Lecha Kaczyńskiego – Piotra Kownackiego.

Maciej Grelowski z BCC wierzy jednak w mądrość rządzących. – Spodziewałbym się istotnej zmiany ilościowej, ale nie jakościowej, gdyż osoby desygnowane na te stanowiska są coraz częściej wybierane w drodze konsultacji z doradcami personalnymi – podsumowuje.

Jolanta Miśków