Logo Polskiego Radia
wnp.pl
Anna Wiśniewska 25.10.2017

Autobusy elektryczne: kosztowna droga do czystego powietrza w miastach

Czy Polacy wkrótce będą podróżować wyłącznie autobusami elektrycznymi? A może sami będą kupować auta elektryczne na użytek prywatny? Zdaniem eksperta z Polskiej Izby Motoryzacyjnej, takie myślenie to utopia.

• W wielu miastach wciąż wyczuwalny jest opór w kwestii promowania niskoemisyjnego transportu – tak uważa Jan Okulicz-Kozaryn, ekspert Polskiej Izby Motoryzacyjnej.

• Zwraca też uwagę, że zamiast drogich autobusów elektrycznych, taniej byłoby konwencjonalne pojazdy przystosować do napędzania gazem.

• Sama ustawa o elektromobilności nie zachęci Polaków do przejścia na niskoemisyjny transport.

Świadomość samorządowców dotycząca ekologicznego transportu w Polsce jest duża?

Jan Okulicz-Kozaryn, Polska Izba Motoryzacyjna: - Doświadczenia są bardzo różne. Przejechałem całą Polskę, żeby porozmawiać z prezydentami różnych miast, jak oni postrzegają tę rewolucję motoryzacyjną i jak chcieliby do tego dostosować swoje miasta.

Dobrze wspominam poprzedniego prezydenta Katowic Piotra Uszoka, który z wykształcenia jest inżynierem elektrykiem. Pojął ten temat błyskawicznie i powiedział, że elektryczne i hybrydowe samochody to dobra sprawa dla Śródmieścia, więc trzeba ludzi do tego namawiać. Stwierdził, że budżet nie zbiednieje, jeśli zrobi się dla nich zerową stawkę za parkowanie w Katowicach. To był chyba pierwszy i jedyny człowiek, który w tak krótkim czasie to zaakceptował. Realizacja tych postanowień to rzecz na lata, ale obecny prezydent Marcin Krupa to kontynuuje.

Jakie były doświadczenia w innych miastach?

- Warszawa zdaje się w ogóle nie czuć tego tematu. Pani Gronkiewicz-Waltz wychodzi z założenia, że mając metro i rowery, miasto jest wystarczająco ekologiczne. Hybrydami i autami elektrycznymi można co najwyżej wjechać na Krakowskie Przedmieście i Nowy Świat. Sytuacja nie wygląda też dobrze w Białymstoku, Olsztynie czy Elblągu. W Gdyni też jest opór, bo usłyszałem, że miastu wystarczą trolejbusy.

Parę miast jednak poszło dobrym tropem. W Sopocie wprowadzono pewne ulgi, podobnie w Gdańsku. Szybko zareagował Toruń, jak również Kraków, który poniekąd zmuszony został do dynamicznych działań ze względu na smog. Chodzi o wprowadzenie różnych udogodnień dla właścicieli niskoemisyjnych samochodów, jak bezpłatne parkowanie w centrach miast albo bardzo korzystne abonamenty. Niektóre miasta dobrze to rozumieją.

A skąd bierze się opór przed wprowadzaniem zmian albo niechęć do zamykania centrów miast dla samochodów?

- Wyobraźmy sobie, że do wyborcy przychodzi urzędnik i mówi „Ten pana samochód do centrum już nie wjedzie” albo „Lepiej, żeby pan oddał tego swojego diesla i kupił sobie samochód elektryczny”. I ja mam na takiego człowieka później zagłosować? Szczególnie teraz, na rok przed wyborami, takie pomysły są karkołomne i wątpię, żeby ktoś się na to odważył. Zresztą sami radni mogą stawiać opór, bo sami często mają diesle.

Tutaj potrzeba również zmiany sposobu myślenia Polaków. Teraz na każdym rogu widzimy po trzy-cztery samochody w jednym gospodarstwie, bo ludzie kupują złomy po 2 tysiące złotych, gdzie jedno auto potrafi być pospawane z dwóch. W ten sposób babcia pojedzie na rynek, a starsze dzieci odwiozą się same do szkoły. To już nie jest jakaś Ameryka.

Jest jeszcze transport publiczny, do którego zachęca się mieszkańców i który z założenia też ma być ekologiczny. Ale autobusy elektryczne do tanich nie należą. Współczesne autobusy spalinowe, które są dużo tańsze, naprawdę są aż tak szkodliwe dla powietrza?

- Samochodzik pojemności 800-900 cm sześciennych będzie miał emisję poniżej 100 gramów CO2 na kilometr. Ale nie da się ukryć, że duży silnik, który zużywa dużo paliwa, musi też generować dużą emisję. To jest naturalne przełożenie.

Autobusy elektryczne są drogie, za jeden taki autobus można kupić 2,5 konwencjonalnego diesla. Ale autobus można też przystosować do spalania gazu. CNG jest tańsze i nieszkodliwe dla środowiska, bo to naturalny gaz ziemny. Mamy sporo tego gazu, natomiast nie jesteśmy tak bogatym krajem, żeby kupować nowoczesne, piekielnie drogie baterie do autobusów elektrycznych. Jest lobby gazowe, które myśli, jak zrobić, żeby wprowadzić do ustawy o elektromobilności również gaz.

Jak pan ocenia rządowe działania dotyczące niskoemisyjnego transportu?

- Propozycje rządu to utopia. Premier Morawiecki mówi o milionie samochodów elektrycznych, ale na razie jedynie co mamy, to projekt karoserii pierwszego polskiego samochodu elektrycznego, co akurat jest rzeczą najprostszą do zrobienia. Zbudowanie gotowego auta to potężne wyzwanie i ogromne koszty.

Rządowe plany nie mają też wiele wspólnego z harmonijnym rozwojem. Nie ma żadnych ulg ani w parkowaniu, ani w jakichkolwiek podatkach. Ludzie nie będą też kupować aut elektrycznych, którymi tak naprawdę w Polsce daleko się nie pojedzie. Takie auto latem ma zasięg 160 km, natomiast w zimie, gdy włączy się ogrzewanie, przejedzie niecałe 100 km. Jakby ktoś chciał przejechać z Katowic do Warszawy, to trzeba by jechać kilka dni. Nie ma ani stacji ładowania, ani na tyle prądu, żeby wszyscy mogli się przesiąść na samochody elektryczne. Jestem w tej kwestii sceptykiem. 

Michał Nowak