Logo Polskiego Radia
Polskie Radio
Tomasz Kamiński 20.01.2011

Oddala się hinduski sen Tuska?

Przedłużają się rozmowy UE i Indii na temat układu o wolnym handlu. Indie się boją o swoje rolnictwo, a UE zależy na dostępie do tamtejszego rynku. Specjaliści nie wróżą szybkiej zgody.
Premier Donald Tusk podczas wizyty w Indiach we wrześniu 2010 r.Premier Donald Tusk podczas wizyty w Indiach we wrześniu 2010 r.fot. PAP

Temat różnic między hinduskimi i europejskimi punktami widzenia na handel stał się istotnym tematem polsko-indyjskiej konferencji naukowców w New Delhi, gdzie pojawili się nawet badacze belgijscy.

- Mogliśmy w tej sprawie na konferencji posłuchać profesorów, opinii z Indii i ekspertów z Europy - podsumowuje Doktor Jakub Zajączkowski, szef warszawskiego Centrum Badań nad Współczesnymi Indiami.

Sprawa dotyczy bezpośrednio Polski, ponieważ układ umożliwiłby wymianę gospodarczą z Indiami także nadwiślańskim firmom. Świadom tego premier Donald Tusk odbył nawet wizytę do New Delhi we wrześniu 2010 r. Hinduski sen może się jednak szybko nie ziścić.

Negocjacje w żółwim tempie

Rozmowy posuwają się bardzo powoli ze względu na duże różnice w pojmowaniu tego, czym ma być wolny handel.

- Musimy wziąć pod uwagę, że UE to państwa rozwinięte gospodarczo z określoną strukturą ekonomiczną. Natomiast Indie to nadal państwo rozwijające się, powiedziałbym nawet, że dość słabo - uważa profesor Edward Haliżak z Uniwersytetu Warszawskiego.

Dodaje, że Indie mają złożoną strukturę społeczną i gospodarczą. Występują tu sektory rynku nowoczesne i niewiarygodnie zacofane jak rolnictwo czy podstawowe usługi.

Nie bez znaczenia jest też silna woli ochrony swoich interesów przez władze w New Delhi.

Hindusi mocno bronią swego

- Chcą przede wszystkim chronić rozwijający się przemysł i sektor usług przed konkurencją z zagranicy. To są wszystko młode wschodzące dziedziny gospodarki. Nie są jeszcze przygotowane do międzynarodowej konkurencji w warunkach wolnego handlu – tłumaczy Haliżak.

Stąd Indie prezentują bardzo protekcjonistyczną postawę i nie odpowiadają w pełni na unijne postulaty liberalizacji wymiany międzynarodowej.

Dlatego specjaliści spodziewają się, że dużo wody w Wiśle i Gangesie upłynie, zanim negocjatorzy ustalą wspólną wersję dokumentu. Głównym problemem będzie rolnictwo.

- Indie to bardzo protekcyjny rynek, będą go bronić tak długo, jak UE będzie dopłacała duże pieniądze do rolnictwa. Indie nie są w stanie obronić się przed niskimi cenami płodów europejskich - przekonuje doktor Bogusław Zaleski z Centrum Badań nad Współczesnymi.

Korzyści nie są oczywiste?

Deklaracje oficjeli nie pomagają mimo że w ubiegłym roku politycy europejscy i indyjscy wielokrotnie wyrażali chęć podpisania porozumienia.

- Politycy często unikają tych trudnych pytań i problemów. Konferencje pozwoliły nam poznać indyjskie obawy co do układu. UE i Indie dojrzały już do tego, by zrozumieć, że podpisany układ da znaczące korzyści obu stronom - zauważa doktor Jakub Zajączkowski

Część ekspertów europejskich nie jest jednak tak jednoznaczna w ocenach. Obawiają się, że dopuszczenie na rynek UE tanich towarów indyjskich wykonanych z udziałem pracy dzieci oraz bez przestrzegania zasad ochrony środowiska może być niekorzystne dla producentów europejskich.

Eksperci popierają układ

- Myślę, że nie ma dużego zagrożenia dla rynku europejskiego. To głównie dlatego, że towary sprowadzane z Indii wcale nie są bardziej atrakcyjne od przykładowo tych, które przywozimy z Turcji czy Chin. Jeżeli produkty z Państwa Środka nie zniszczyły rynku europejskiego, to jakim cudem mogą to zrobić dobra indyjskie - obaw zatem nie podziela doktor Zaleski.

Badacz dodaje, że istnieje także dużo innych czynników. Przypomina, że wydajność robotnika niemieckiego jest sześciokrotnie wyższa niż chińskiego.

- Znaczy to, że gdyby towary wytwarzane przez Niemcy były tak dotowane jak przez Chiny, to byłyby po prostu bezpłatne - dodaje.

Aby odsłuchać nagranie audycji wytarczy kliknąć w ikonę dźwięku po prawej stronie artykułu.

tk