Logo Polskiego Radia
polskieradio.pl
Tomasz Kamiński 08.08.2011

Frank najdroższy w historii i to nie koniec wzrostów

W poniedziałek po 18.45 za franka trzeba było zapłacić ponad 3,83 zł. Giełdy od paru tygodni notują silne spadki. Inwestorzy boją się powrotu recesji. Eksperci nie mają złudzeń, że to nie koniec spadków, a tym samym frank i złoto będą drożeć.
Frank najdroższy w historii i to nie koniec wzrostówfot. flickr/kalleboo
Posłuchaj
  • Analityk Paweł Tokarski uważa, że przyczyną paniki na rynkach jest niski rating USA
Czytaj także

Eksperci zapowiadają dalsze spadki na rynkach. Polscy inwestorzy muszą się liczyć z tym, że giełda jeszcze długo będzie ich przyprawiać o palpitację serca. Są to złe wieści także dla posiadaczy kredytów we frankach. Im bowiem inwestorzy na świecie bardziej się boją, tym chętniej kupują szwajcarską walutę i złoto. To oznacza, że kurs franka i cena żółtego metalu będą bić kolejne rekordy. Posiadacze 700 tysięcy kredytów w Polsce w szwajcarskiej walucie będą musieli mocno zaciskać pasa, bo kurs będzie rosnąć, a wraz z nim wysokość rat.

- Spadki na giełdzie będą trwały jeszcze wiele tygodni, bo świat idzie w kierunku kolejnej recesji – rozwiewa złudzenia ekonomista profesor Krzysztof Rybiński. - Politycy nie mają obecnie skutecznych narzędzi by zatrzymać panikę na rynkach. Jedyne skuteczne metody to głębokie reformy i obniżanie wydatków, a tego politycy nie zrobią, co pokazuje przykład USA - dodaje ekspert.

W zeszłym tygodniu panikę na rynkach zapoczątkowała informacja o tym, że wzrost PKB w USA w I kwartale wyniósł zaledwie 0,4 procent, a w II kwartale 1,3 procent. Z kolei w weekend agencja ratingowa Standard & Poor’s obniżyła ocenę USA z AAA do poziomu AA+. To tylko utwierdziło inwestorów w ich obawach. Wyprzedają akcje i uciekają ze swoimi pieniędzmi w bezpieczne aktywa. Za takie uchodzą frank oraz złoto. Dlatego kurs szwajcarskiej waluty w poniedziałek rano po raz kolejny pobił rekord i sięgnął 3,76 złotego. Historyczny wyż tego dnia zanotowała też cena złota - 1719 dolarów za uncję.

Strach inwestorów zwiększają obawy, że wkrótce kolejne kraje strefy euro będą potrzebowały pomocy finansowej z powodu zbyt wysokiego zadłużenia. W czwartek Europejski Bank Centralny (EBC) wydał komunikat, który miał uspokoić rynki. Pozostawił stopy procentowe w strefie euro na niezmienionym, niskim poziomie. Jego prezes Jean-Claude Trichet zapowiedział też, że EBC będzie skupować obligacje Włoch i Hiszpanii, odpowiednio trzeciej i czwartej gospodarki eurolandu.

Krzysztof Rybiński twierdzi jednak, że tego typu komunikaty na światowych inwestorów już nie działają. Ma o tyle racje, że to nie powstrzymało spadków. - Cały czas brakuje systemowego rozwiązania problemu zadłużenia krajów strefy euro - tłumaczy analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Paweł Tokarski, dlaczego ruch ECB miał znikomy wpływ na rynki.

Sytuacja może być jeszcze gorsza, ponieważ rating USA może znów spaść. - Jeżeli chodzi o perspektywy, to agencja S&P zadeklarowała, że będzie w ciągu najbliższych dwóch lat pilnie obserwować sytuacje fiskalną Stanów Zjednoczonych. Tłumaczy, że jeśli nie uda się obniżyć wydatków budżetowych zgodnie z planem, lub jeśli wzrośnie oprocentowanie amerykańskich obligacji, to możliwa jest dalsza obniżka ratingu - twierdzi Tokarski. Paweł Tokarski zauważył, że w tym momencie ocena ratingowa Stanów Zjednoczonych jest mniejsza niż Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec czy Kanady.

tk