Logo Polskiego Radia
PAP
migrator migrator 28.02.2010

Szkoda, że prezes PKOl tak szybko nas skreślił

Trener panczenistek Paweł Abratkiewicz przypomina, że igrzyska trwają do ostatniego dnia.
Szkoda, że prezes PKOl tak szybko nas skreśliłfot.pzłs

Brązowy medal drużny panczenistek to największa polska niespodzianka igrzysk w Vancouver.

"Okazuje się, że igrzyska lubią niespodzianki i dzieją się dziwne rzeczy. Faworyci często zawodzą. Nie można podchodzić do tego w ten sposób, że już sam przyjazd do Kanady był dla dziewczyn nagrodą i sukcesem" - uważa trener Paweł Abratkiewicz.

Przed Luizą Złotkowską, Katarzyną Bachledą-Curuś oraz Katarzyną Woźniak i ich rezerwową Natalią Czerwonką nie stawiano jednak zbyt wysokich wymagań. Ich zadaniem było zająć miejsce lepsze od ósmego. "Realna była szósta lokata. Wynikało tak z rezultatów z zawodów Pucharu Świata. Pozostałe drużyny były tak silne, że wydawało się, iż są nie do pokonania" - ocenił Abratkiewicz.

Mimo to jeszcze przed wyjazdem z wioski na finałowe zawody Abratkiewicz przypomniał zawodniczkom o zabraniu strojów galowych na ceremonię dekoracji. "Przypomniałem o tym, bo często stres przedstartowy powoduje, że o wielu rzeczach się po prostu zapomina. Kasia Bachleda-Curuś spojrzała na mnie i powiedziała, żebyśmy tylko nie zapeszyli. Odpowiedziałem, że taka jest rzeczywistość i musimy być na to przygotowani, bo jesteśmy w strefie medalowej" - powiedział Abratkiewicz, który sam jako zawodnik startował w trzech igrzyskach - Albertville, Nagano i Salt Lake City.

Podium stało się realne po ćwierćfinale. "Ucieszyliśmy się w piątek, że jedziemy w półfinale z Japonią. Czasowo dzieliły nas od nich tylko dwie setne sekundy. Wierzyłem, że w bezpośrednim biegu mogą dać radę i zakwalifikujemy się do finału. Niestety nie udało się. Dziewczyny nie straciły jednak wiary i świetnie zaprezentowały się w kolejnym wyścigu" - podkreśla trener.

Przed wyścigiem drużynowym wszystkie zawodniczki miały za sobą nieudane starty indywidualne, dlatego nie było łatwo o mobilizację. "Były trochę przygnębione tym, co stało się wcześniej, ale cały czas razem z trenerką Ewą Białkowską powtarzaliśmy, że w drużynie tkwi siła. To jest całkiem inny bieg i mają szanse, a nie są już obciążone żadną presją. I mamy efekt" - uważa.

Tym gorzej, że prezes PKOl Piotr Nurowski jeszcze przed zakończeniem igrzysk tak źle ocenił występ łyżwiarek. "Nie należy robić podsumowań olimpiady przed jej zakończeniem. Coś takiego miało miejsce, a to nie mobilizuje. Czasami zawodnik może poczuć się niedoceniony. Pokazaliśmy, że igrzyska trwają do ostatniego dnia. To samo miało miejsce w Turynie, gdzie już w połowie przewaliła się fala krytyki, a na koniec były dwa medale. Może ktoś wyciągnie z tego w końcu wnioski" - zaapelował Paweł Abratkiewicz.

bk