Logo Polskiego Radia
PAP
Aneta Hołówek 04.09.2011

Życie Sereny wisiało na włosku

Richard Williams, ojciec byłej liderki rankingu WTA Tour - Sereny, przyznał podczas wielkoszlemowego turnieju US Open, że w marcu bał się, iż jego córka może umrzeć.
Serena WilliamsSerena Williamsfot. PAP/EPA/ANDREW GOMBERT

W sobotę, w trzeciej rundzie, rozstawiona z numerem 28. Amerykanka wyeliminowała Białorusinkę Wiktorię Azarenkę (nr 4.) 6:1, 7:6 (7-5) i awansowała do 1/8 finału.

W czwartej zmierzy się z Serbką Aną Ivanovic (18.), również byłym numerem jeden na świecie.

Od lipca ubiegłego roku, do połowy czerwca Williams nigdzie nie grała, bowiem leczyła kontuzję stopy. Tuż po triumfie w Wimbledonie świętowała swój sukces w Niemczech i wówczas w restauracji stanęła niefortunnie na pęknięte szkło i zraniła spód stopy. Rana długo nie chciała się zagoić i co chwilę pojawiały się jakieś komplikacje.

Jednak w marcu cały świat obiegła informacja, że w poważnym stanie, zagrażającym jej życiu, trafiła na oddział intensywnej terapii do szpitala w Los Angeles. Miała poważne problemy z oddychaniem, a lekarze stwierdzili w jej płucach sporą ilość krwi.

- Naprawdę byłem wtedy przerażony i myślałem, że umrze. Do dzisiaj nie wiem jak jej się udało to wszystko przeżyć, bo było bardzo źle - wspominał podczas US Open ojciec tenisistki.

Według lekarzy powodem nagłego pogorszenia stanu zdrowia był zakrzep, spowodowany przez przedłużające się problemy z zagojeniem rany w stopie. Sama zawodniczka, po zwycięstwie nad Azarenką, trochę bagatelizowała tamto zdarzenie.

- Byłam wtedy cały czas bardzo, ale to bardzo spokojna i bardzo opanowana. Nie chciałam tez nikogo alarmować, ani rodziny, ani przyjaciół, właściwie nikogo. Myślę, że nigdy w życiu nie byłam aż tak spokojna, jak wtedy. Wiedziałam, że muszę po prostu być silna, cokolwiek się stanie i to pomogło - powiedziała 13-krotna triumfatorka imprez wielkoszlemowych.

ah