Logo Polskiego Radia
PAP
Marcin Nowak 19.10.2012

Winę w całości ponosi PZPN?

Szef firmy zajmującej się montażem boisk piłkarskich Grzegorz Szulczyński uważa, że wykonawca murawy na Stadionie Narodowym nie ponosi winy za to, że mecz Polska - Anglia został przełożony.
Stadion NarodowyStadion NarodowyPAP/Leszek Szymański

Jego zdaniem błędem było nie podjęcie decyzji o zamknięciu dachu.
Mecz Polska - Anglia został przełożony z wtorku na środę z powodu złego stanu murawy. Boisko było nasiąknięte wodą, a w kilku miejscach powstały olbrzymie kałuże. Sędziowie wraz z delegatem technicznym FIFA uznali, że w takich warunkach nie można grać i zdecydowali o przełożeniu spotkania na następny dzień.

Winę ponosi organizator spotkania
Zdaniem Szulczyńskiego, szefa firmy Greenboss, która przed Euro położyła trawę na stadionie w Poznaniu i obecnie zajmuje się jej utrzymaniem, winy za to zdarzenie nie ponosi wykonawca murawy.
- Firma, która ją wykonała, spełniła wszystkie wymagania przetargowe. Trudno ich winić za to, że zrobili wszystko to, co zostało w tym przetargu ujęte. Jeżeli mieli wypełnić płytę pięcioma centymetrami ziemi i położyć trawę z rolki, to tak zrobili. Boisko zostało odebrane przed meczami, dało się zagrać z RPA. Trawa co prawda nosiła oznaki tego, że została świeżo położona, ale nic nie stało na przeszkodzie, by odbyło się na niej kolejne spotkanie - powiedział Szulczyński.
Dodał on, że błędem organizatorów przy takiej pogodzie było nie podjęcie decyzji o zamknięciu dachu, gdyż powinni oni być świadomi, jakiego typu murawę posiadają.

Z dachu należy korzystać
- Jak się ma dach, to trzeba z niego skorzystać. Jeżeli organizatorzy decydują się na wariant tymczasowy - bo tak trzeba określić położenie murawy na dwa spotkania - to powinien mieć świadomość, że trzeba zamknąć ten dach w razie opadów. Niestety, zabrakło takiej osoby odpowiedzialnej za przygotowanie i utrzymanie boiska, określanej jako groundman czy greenkeeper - podkreślił.
Szulczyński przyznał, że na świecie opiekun murawy jest jedną z najważniejszych osób związanych z organizacją meczu. Tymczasem w Polsce ta kwestia jest mocno zaniedbana.
- Znając nasze realia, wykonawca murawy nie miał możliwości przebywania przed, czy w trakcie meczu na boisku. To mnie najbardziej raziło, że przed spotkaniem brakowało kogokolwiek, kto by próbował coś robić na boisku. Narodowe Centrum Sportu powinno mieć takich pracowników, którzy byliby odpowiedzialni za przygotowanie murawy. Jeśli delegat i przedstawiciele drużyn mówią, że nie chcą grać przy zamkniętym dachu, to wówczas taki groundkeeper tłumaczy, że przy tak padającym deszczu jest 90 procent szansy na to, że nie będzie tego meczu - dodał Szulczyński.
Według niego idealnym rozwiązaniem dla Stadionu Narodowego, jako obiektu wielofunkcyjnego, byłby montaż murawy, która byłaby wstawiana na mecze piłkarskie i wystawiana, w przypadku organizacji innych imprez. Powątpiewa on też w zasadność budowy kosztownego dachu.

Lepsza byłaby pokrywa na murawę?
- Z punktu widzenia samych rozgrywek piłkarskich budowanie dachu, który kosztował kilkadziesiąt milionów złotych, to pieniądze wyrzucone w błoto. Lepiej byłoby kupić pokrywę deszczowo-śniegową za 600 tysięcy złotych, rozwinąć ją godzinę przed meczem i zwinąć godzinę po. Coś podobnego ma miejsce podczas turnieju tenisowego na Wimbledonie. Dla klubów ligowych to z pewnością spory wydatek, ale dla Narodowego Centrum Sportu, który wydał dwa miliardy na stadion, to już nie jest olbrzymia kwota - zaznaczył Szulczyński.
Murawę na Stadionie Narodowym układała firma Zielona Architektura. W porównaniem z tą przygotowywaną na mistrzostwa Europy grubość podbudowy była o 20 cm cieńsza, co zdaniem niektórych ekspertów mogło utrudniać odpływ wody. Szef Zielonej Architektury Marek Wypychowski zapewnił, że boisko zostało przygotowane zgodnie z normą i było wcześniej odebrane przez organizatora.
Mecz odbył się w środę. Polska zremisowała z Anglią 1:1.

man