Logo Polskiego Radia
Trójka
migrator migrator 10.10.2007

Bronisław Komorowski

Nie ma powodu, by Polacy byli skazani na wybór między radykalną prawicą, nad którą unosi się cień oszołoma i lewicą, nad którą unosi się cień postkomunisty. Nie ma powodu. Jest PO, która proponuje nie ekstrema, tylko pewną drogę umiaru.

- Gościem jest Pan Bronisław Komorowski z PO. Dzień dobry.

- Dzień dobry. Witam Państwa.

- Zapytam wprost, bo wszyscy zadają sobie to pytanie, czy były prezydent Aleksander Kwaśniewski wczoraj był niedysponowany czy może po prostu pijany?

- Na pewno był niedysponowany. Co było powodem tego niedysponowania, to już jest, jak rozumiem, tajemnica pana prezydenta. Ale także obszar domysłów całego społeczeństwa, wszystkich, którzy to oglądali. Tak, czy siak, wyglądało to bardzo niedobrze. Wydaje mi się, że gdzieś został popełniony błąd, bo albo pan prezydent ma poważny kłopot, poważny problem z samym sobą, albo ktoś na czas nie pomyślał o tym, że tego rodzaju sytuacje, być może wynikające z problemu brania leków, będą kompromitujące w ramach kampanii wyborczej.

- Pan myśli, że to mogą być leki. Wojciech Olejniczak dziś w "Sygnałach Dnia", kilkanaście minut temu, przekonywał, że właśnie ta niedyspozycja była spowodowana lekami.

- Problem polega na tym, że Polacy chyba w to nie bardzo wierzą i pan prezydent nie przekonał.

- A Pan wierzy?

- Chciałbym wierzyć. To jest jednak były prezydent, była głowa państwa polskiego. Z prawdziwą przykrością przyjmowałbym do wiadomości, że jest pozór absolutnie prozaiczny, jakim może być alkohol.

- Publicysta Mariusz Ziomecki też kilkanaście minut temu w Trójce mówił, że jeśli leki, to bardzo silne i najpewniej psychotropowe. Też jest problem.

- Stąd moja teza, że albo pan prezydent ma kłopot z alkoholem. Albo osoby, które go w tej chwili wykorzystują jako twarz, wizerunek LiD-u, popełniły błąd, bo powinny wiedzieć, że bierze jakieś bardzo silne leki. Tak, czy siak niedobrze.

- Powinni teraz wycofać z kampanii Aleksandra Kwaśniewskiego?

- Trudno mi doradzać. Wszystko, co powiem, może być odbierane jako chęć pomniejszenia szansy środowiska konkurującego z PO. Trudno mi powiedzieć, czy pan prezydent w takim stanie, w jakim jest, będzie z korzyścią działał na rzecz LiD-u, czy też ten LiD zdołuje.

- Myśli Pan, że w takim razie Aleksander Kwaśniewski będzie w stanie stanąć do debaty z Donaldem Tuskiem w poniedziałek?

- Stanął do dyskusji z panem Jarosławem Kaczyńskim. Nie wypadł chyba znakomicie. Na pewno wypadł poniżej oczekiwań własnego środowiska i własnych wyborców.

- Ale katastrofy nie było? Był równym partnerem?

- Katastrofy nie było. Myślę, że pan prezydent będzie w stanie prowadzić debatę. Może być to nawet ciekawe widowisko. Ale niewątpliwie będzie prowadził dyskusję pod podejrzeniem, że gdzieś nie bardzo się już kwalifikuje do polityki.

- Już się nie kwalifikuje?

- Jeżeli ma ten poważny problem, o którym cała Polska w tej chwili dyskutuje przy każdym polskim domu, to według mnie z takim problemem w polityce, przynajmniej przez jakiś czas, powinno się funkcjonować albo w ogóle, albo na dużo mniejszych obrotach.

- Czyli urlop?

- Pan prezydent, zdaje się, sam sugerował, że zamierza przejść do biznesu i do jakiejś firmy lobbingowej.

- Tam już jest.

- Czy już jest. To rozumiem, że już w zasadzie jest po decyzjach. Nie polityka, ale biznes i to lobbing. Trochę może dziwić chęć aktywnego uczestniczenia w kampanii wyborczej.

- Może nie ma sensu z takim już właściwie, jak Pan mówi, biznesmenem stawać do debaty. Donald Tusk, lider partii, która walczy o przywództwo, może powinien sobie to darować?

- Nie. Dlatego, że naszym konkurentem politycznym nie jest w tej chwili były prezydent i przyszły biznesmen Aleksander Kwaśniewski, tylko LiD. LiD, który sobie zaprosił byłego pana prezydenta, jako własny wizerunek. Dyskusja z Aleksandrem Kwaśniewskim to nie jest dyskusja z osobą, ale z patronem pewnego projektu politycznego.

- Gdy pojawiła się pierwsza informacja o tym, że odbędzie się ta pierwsza debata, że pan premier Jarosław Kaczyński spotka się z byłym prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim, PO wydała komunikat, gdzie z żalem napisano, że smutne to, że Kaczyński wybrał na swojego polemistę skompromitowanego postkomunistę. Czy to jest język, który dalej obowiązuje w PO?

- Jest coś na rzeczy w tym, że PiS, które używa tak ostrego języka antykomunistycznego, gdy dochodzi do praktycznych decyzji, które mogą oznaczać także zwiększenie szans wyborczych postkomunistycznej lewicy, idzie na taki układ kosztem PO. My to do pewnego stopnia rozumiemy, że PO jest postrzegana jako konkurent zarówno PiS-u, jak i lewicy, ale nie ma powodów, żebyśmy to akceptowali, że jesteśmy eliminowani z szans np. walki o czasy antenowe, które ma ogromne znaczenie dla wyniku wyborów.

- Czyli o debaty?

- Czyli o debaty, oczywiście. Debaty są jedną z form, nie tylko prezentacji własnych poglądów, ale również formą pozyskiwania opinii publicznej i głosów wyborczych.

- Roman Giertych narzeka, że ten krąg uprzywilejowanych, którzy dostają czas antenowy na dużych antenach, prawo do debat, jest zawężane do trzech partii. LPR i Samoobrona też powinny mieć takie prawo?

- W poprzednich latach i to jeszcze dwa lata temu, obowiązywała zasada, która była zasadą narzucaną w jakiejś mierze przez telewizję publiczną, że w tych dużych debatach uczestniczą przedstawiciele dużych komitetów wyborczych - tych, które mają albo poważny potencjał w parlamencie, jeszcze istniejącym, albo też w badaniach opinii publicznej. Co nie oznaczało równości wszystkich największych, tych pancerników, czy krążowników i tak samo kanonierek, tylko jednak dbanie o to, żeby wszyscy mogli na mniejszych, albo większych zasadach zaprezentować swoje poglądy. To jest więc pytanie, nie o to, kogo eliminować, czy kogo dopuszczać, tylko jak telewizja publiczna - bo ona tu nadaje ton - powinna organizować debatę, żeby pogodzić dwie - przyznam - częściowo sprzeczne tendencje i potrzeby - jedna, szczególnego podkreślenia wagi tych środowisk politycznych, które mają największe poparcie społeczne z potrzebą pewnej sprawiedliwości i uczciwości dopuszczania słabszych.

- Na szczęście TVP ma kilka kanałów, więc może to wyrównywać w jakiejś mierze.

- Ale tylko w jakiejś mierze. Pytanie jest zawsze o tę miarę i czy chce.

- Wróciłbym jeszcze do tej kwestii, dlaczego sobie PiS wybrał za głównego przeciwnika - w każdym razie przez dłuższą część kampanii tak to wyglądało - LiD. Ta argumentacja premiera, że Wy i tak zawiążecie - Wy, mówię PO zawiążecie koalicję z lewicą - ma w sobie coś z prawdy? Jest jakąś konstrukcją zawieszoną w próżni?

- Ona ma tyle samo wspólnego z prawdą, co twierdzenie LiD-u, że zawiążemy koalicję z PiS-em.

- Podobno trwają rozmowy PO z LiD.

- Pan idzie właśnie w tę samą stronę tych spekulacji.

- Pytam.

- LiD nam zarzuca, że na pewno PO zrobi po wyborach porozumienie z PiS-em. A PiS mówi - nie, na pewno z LiD-em. Prawda jest taka, że my chcemy być alternatywą i dla jednych i dla drugich. Nie ma powodu, żeby Polacy byli skazani na wybór między radykalną prawicą, nad którą unosi się cień oszołoma i lewicą, nad którą unosi się cień postkomunisty. Nie ma powodu. Jest PO, która chce, proponuje nie ekstrema, tylko pewną drogę umiaru.

- A dzień po wyborach jest kalkulator?

- W związku z tym, naszym celem jest oczywiście jak najlepszego wyniku wyborczego, aby zminimalizować ryzyko niedobrych koalicji. Naszym celem mniej ambitnym, ale i niewątpliwie do przyjęcia, jest uczynienie z partnerem politycznym dla Platformy PSL, który robi coraz lepszy wynik w sondażach. I mamy nadzieję, że to po prostu wystarczy. A o reszcie zadecydują Polacy. Ja z dumą podkreślam, że PO ma rzeczywiście duży potencjał koalicyjności i zawierania współpracy i na prawo i na lewo, co jest wartością na polskiej scenie politycznej i w sposób istotny odróżnia nas od PiS-u. PiS nie ma żadnego potencjalnego koalicjanta.

- Ma PO.

- Dlaczego PO? Na jakiej podstawie? My teoretycznie możemy mieć bardzo szeroką paletę do wyboru, kogo byśmy chcieli.

- Ale skoro Wy możecie z PiS-em, to znaczy, że PiS też może z Wami.

- Nie. Niech Pan spyta PiS - kto z nimi chce. Wszyscy się ich boją, bo PiS niszczy. Kto chce podzielić los kolejnej przystawki - większej, czy mniejszej - przy PiS-ie? PiS zniszczył własną zdolność koalicyjną.

- Z PiS-em nie będziecie współrządzili?

- Dziś budujemy alternatywę dla PiS-u. zdecydowanie tak. Nie chcemy. Chcemy odsunąć PiS od władzy, a nie podeprzeć.

- Kuluarowa informacja, przekaz, który gdzieś krąży, że jeśliby doszło do koalicji PO z LiD, to Pan byłby premierem. Pan podobno dobrze porozumiewa się np. z Jerzym Szmajdzińskim, Pan dobrze by się czuł w tej roli.

- Czuję się zażenowany, że mam na takie pytania odpowiadać. Z Jerzym Szmajdzińskim tyle samo się znamy, ile ze sobą konkurujemy - przecież on mnie zastąpił na funkcji ministra obrony narodowej. Ja rzeczywiście mam dużą zdolność porozumiewania się w szerokim układzie. Z dumą wspominam czasy, gdy byłem ministrem rządu Jerzego Buzka, gdzie porozumienie w sprawie reformy sił zbrojnych zawarłem i z lewicą i z prawicą, z panem rezydentem.

- I ono było kontynuowane. Premierem mógłby Pan zostać?

- W ogóle nie ma takiego tematu.

- Jest temat.

- Mam powiedzieć, że nie - nigdy nie będę premierem? Będzie śmiesznie. Nie ma takich planów, pomysłów. Takie pomysły są podrzucane przez PiS, który chce wmówić opinii publicznej, że PO jest podejrzana o to, że skręci na lewo. PO nigdzie nie skręca, ani na prawo, ani na lewo. Jesteśmy alternatywą zarówno wobec lewicy, jak i wobec PiS-u.

- Janusz Palikot - dziś lider lubelskiej PO - tak mówi o Janie Rokicie dziś w "Rzeczpospolitej" - on już nie wróci do PO, nie sądzę, by na niego czekano. Jednak po tym wszystkim, co zrobił PO, jeżeli ma odrobinę przyzwoitości, to powinien trzymać się z daleka od życia publicznego. Nie ma już miejsca dla Rokity w PO?

- Jest. Myślę, że dał o sobie znać jakieś osobiste negatywne zaangażowanie obu panów, o czym wszyscy wiedzą. Jan Rokita pojął decyzję bardzo honorową, tzn. nie angażowania się w wybory, mimo, że miał propozycję ze strony PO, mimo, że był kuszony przez PiS. Wybrał rozwiązanie honorowe ze względu na decyzję własnej żony i pana prezydenta. Jest dla niego miejsce, jak najbardziej. Pewnie miejsce to nie musi oznaczać pozycji lidera, natomiast pozycję człowieka, który jest w polityce niesłychanie potrzebny i przydatny, jak najbardziej tak. Polityki się nie da przewidzieć.

- Co to znaczy - był kuszony przez PiS?

- Publicznie np. pan premier mówił, sugerował, że Jan Rokita powinien kandydować z listy PiS-u. To jest ewidentne kuszenie.

- A były bezpośrednie sygnały do Rokity?

- Bardziej bezpośrednie, czy pośrednie - przez media, publicznie - trudno sobie wyobrazić.

- Można sobie wyobrazić emisariusza.

- Kuszenie publiczne. Pan premier kusił publicznie.

- Ktoś tam puka na Saskiej Kępie i wchodzi.

- Nie wiem, czy niepublicznie też kuszono - nie wiem. Ale kusił publicznie i dostał kosza od Jana Rokity. I bardzo dobrze.

- Czy PO dostanie kosza od o. Tadeusza Rydzyka, dyrektora Radia Maryja? Czy PO wysłała oficjalne, bezpośrednią prośbę do Torunia, że chcielibyśmy u państwa na antenie zagościć?

- My nikogo nie prosimy. Misja mediów jest jasna - powinny prezentować, albo w ogóle nie uczestniczyć w batalii politycznej, albo starać się funkcjonować na zasadzie bezstronności. Tu Donald Tusk zgłosił gotowość do wzięcia udziału w debacie, także na falach Radia Maryja. Na razie nie zostało to przyjęte.

- Radio mówi, że nikt oficjalnie nie przekazał takiej prośby.

- A pani Szczypińska powiedziała, że najpierw Donald Tusk powinien pójść do spowiedzi.

- To nie było ładne.

- Niech się pani Szczypińska zastanowi, czy chce być narzeczoną szeryfa, czy też skrytką.

- Narzeczoną?

- Tak się mówi.

- A coś Pan wie?

- Zdaje się o tym pisał "Fakt", czy inne jakieś pismo.

- Ale np. w Sejmie, jak funkcjonował?

- Ja bym radził pani Szczypińskiej, żeby przestała wypowiadać się w kwestiach konfesjonału.

- Czyli tej debaty w Radiu Maryja raczej nie będzie?

- Nie wiem. Jeżeli Radio Maryja chciałoby potwierdzić - fakt, że jest bardziej bezstronne niż jest podejrzewane, że jest kompletnie stronnicze - to nie ma lepszej formy niż zorganizowanie debaty także z udziałem PO.

- Szeleszczę, bo szukam listu do ‘wykształciucha’, jaki Ludwik Dorn napisał i będzie publikował poprzez ogłoszenia prasowe. W tym liście apeluje do ‘wykształciucha’, żeby głosował na PiS, bo PiS przywraca mu wiarę w to, że ciężka praca może przynieść rzeczywisty sukces, bo PiS jest silniejszym batalionem, bo PiS to jest dziś sukces. Przeczyta Pan ten list z uwagą?

- Przeczytam. Ale będę też czekał na następny list - list Ludwika Dorna do tych, których chciał wcielić w kamasze. To też jest według mnie bardzo potrzebne. Rozumiem - tu już bez ironii - że Ludwik Dorn ma świadomość tego, co on narozrabiał, jaką krzywdę wyrządził inteligentom polskim, których sprowadził do pół obraźliwego terminu ‘wykształciuch’, ze wszystkimi tego konotacjami. Ma świadomość, co zrobił i dziś próbuje to odwrócić na rzecz własnego środowiska politycznego. Nie sądzę, aby pan Ludwik Dorn był w tym wiarygodny.

- Dziękuję bardzo. Bronisław Komorowski, jeden z liderów PO był gościem "Salonu".

- Dziękuję.