Logo Polskiego Radia
Trójka
migrator migrator 11.12.2007

Wojciech Olejniczak

Na razie widzę, że PO wycofuje się bardziej medialnie z pewnych rzeczy, a faktycznie robi to, co zostało wcześniej uzgodnione przez rząd PiS. Wchodzi w buty PiS, co nam się nie podoba. Ale podoba się większości Polakom.
- Wojciech Olejniczak, lider LiD-u, szef SLD i były minister rolnictwa. Dzień dobry.
- Dzień dobry.
- Pan był ministrem rolnictwa, ale za Pana czasów nie było ptasiej grypy. Teraz jest. Czy dobrze sobie radzi minister Sawicki?
- Myślę, że tak. Te działania, które zostały podjęte, głównie przez inspekcję weterynaryjną, są profesjonalne. W Polsce przez ostatnie lata udało się zbudować rzeczywiście bardzo dobre struktury inspekcji weterynaryjnej. Bardzo dobrzy fachowcy, absolwenci polskich uczelni i oni naprawdę dobrze sobie radzą. Widzę działania całej inspekcji i pana dr. Jażdżewskiego, pani dr. Lech - to są profesjonaliści.
- Apolityczni fachowcy?
- Tak. To są profesjonaliści, oni nic nie mają wspólnego z polityką i nie powinni mieć. Pan minister Sawicki doskonale zdaje sobie z tego sprawę i dlatego też widzę, że bardzo sprawnie z nimi współdziała. I to mnie cieszy. Tak rzeczywiście powinno być. Istnieje zagrożenie, że straty będą duże. Profesjonale działanie w obszarze zarówno tam, na miejscu, gdzie trzeba wydzielić te strefy, jest bardzo ważna, ale też profesjonalne działanie w mediach, dlatego, że ma tu zagrożenia jeśli chodzi o zdrowie.
- Słyszałem wczoraj ministra Sawickiego w Polskim Radiu wieczorem po godz. 22.00. Łączył się telefonicznie i miał trochę pretensji do dziennikarzy, że - jak mówił - szukają sensacji, że za gorąco to relacjonują.
- Absolutnie. Tu akurat dziwię się panu ministrowi. Z dziennikarzami w tej sprawie trzeba współdziałać i współpracować. Nie ma sensu czegokolwiek ukrywać, dlatego, że wtedy dopiero powstanie pewna panika. Mam nadzieję, że to się nie stanie. Nie ma żadnego zagrożenia dla zdrowia. Trzeba gotować zarówno drób, jak i jaja. I będzie naprawdę wszystko w porządku. Im szybciej sobie z tym poradzimy, tym lepiej dla polskiej gospodarki. W tej chwili poważnym zmartwieniem rolników są bardzo niskie ceny na wieprzowinę. I problem drobiu jeszcze skomplikuje sytuację na polskiej wsi.
- Pan popiera rolników? I mówi Pan w "Trybunie", że będzie Pan popierał wszystkie protesty pracownicze, które mogą wybuchnąć w oświacie, służbie zdrowia, w górnictwie, na kolei.
- To jest oczywiste.
- Pójdzie Pan np. w demonstracji z "Solidarnością" górniczą?
- Już dziś jestem po jednej stronie z "Solidarnością" pracowniczą, zarówno ze związkami "Solidarność", jak i OPZZ w sporze z rządem w sprawie Karty Praw Podstawowych. Będziemy zawsze w sporze. ilekroć prawa ludzi i sprawy związane z codziennym ich bytowaniem będą zagrożone. I tak jest w tym przypadku.
- A nie będzie rozumieli realiów budżetowych, trudności, konieczność obniżenia podatków?
- My właśnie mówimy o tym, że rządzący - bo już dziś to dotyczy PO, a wcześniej PiS - popełnili bardzo duży błąd, obniżając składkę emerytalno-rentową. Gdyby nie ten błąd już w roku 2008 udałoby się doprowadzić do znaczących podwyżek zarówno dla nauczycieli, jak i dla służby zdrowia.
- Zamiast paru miliardów zostawiać w kieszeni podatnika, należałoby je jednak wyjąć i rozdzielić przez państwo?
- Problem polegał na tym, że osoby, które zarabiają dużo, otrzymały znaczący zastrzyk finansowy, a osoby zarabiające średnio, albo mało, praktycznie tego nie odczuły. Uważaliśmy, że jeżeli nauczyciel ma skorzystać na obniżce składki emerytalno-rentowej 20 zł, to praktycznie nic nie znaczy. Ale jeżeli damy mu podwyżkę 200 czy 300 zł większą niż ta, która została zaplanowana, to by to oznaczało znaczny wzrost ich dochodów.
- Można się było wycofać z obniżenia składki rentowej? Ta ekipa mogła to zrobić?
- W każdej chwili można, oczywiście. Tylko, że PO za tym głosowała. Były takie wątpliwości tuż po wyborach, głównie ze strony koalicjantów, czyli pana premiera Pawlaka. Ale widocznie siła argumentacji była zbyt słaba - mówię o całym rządzie. Szkoda. Dziś istnieje rzeczywiście problem zarówno nauczycieli, służby zdrowia, ale też i całej budżetówki. Trzeba coś z tym zrobić. Mamy wzrost gospodarczy od kilku lat na poziomie 6 proc. - średnio to jest powyżej 5 proc. - a pracownicy, ci wymieniani, są cały czas w bardzo trudnej sytuacji i nie doczekali się, ani nauczyciele znaczących podwyżek. Udało się wprawdzie już w tym budżecie na rok 2008 dzięki również naszej ustawie o zmianie ustawy Karta Nauczyciela, którą zgłosiliśmy do Laski Marszałkowskiej zaraz, jak Sejm się ukonstytuował, udało się pewne podwyżki przeprowadzić. Ale zdaniem nauczycieli - moim również - one są niewystarczające i nie takie, jak były obiecywane w kampanii wyborczej przez rząd Donalda Tuska.
- Mówi też Pan w tym wspomnianym wywiadzie - dużo obiecali, ale też mają pomysłu na spełnienie obietnic - to o PO. Jak rządzi PO?
- Dużo obiecywali, a obietnice nie są spełnione. Dziś zresztą w "Trybunie" bardzo wiele wywiadów z ludźmi pracy, ze związkowcami, którzy zwracają uwagę na potrzebę też lepszego dialogu z rządem.
- Czy Sławomir Broniarz prezes ZNP to jest człowiek pracy?
- Wspaniały związkowiec i nauczyciel. Dziś nauczyciele mogą mu bardzo wiele zawdzięczać. Co do tego przecież nie ma nikt wątpliwości - jest oddany sprawie, nie angażuje się bezpośrednio w żadne spory polityczne i działania polityczne. Angażuje się zawsze po stronie nauczycieli i zwraca uwagę, co mnie bardzo niepokoi, że rządzący nie mają czasu, aby się spotykać i dyskutować. To jest już poważny problem rządu Donalda Tuska.
- Z kim się nie spotyka?
- Choćby z ZNP. Widzę brak koordynacji w działaniu poszczególnych ministrów. Wczoraj dyskusja wokół pana prof. Ćwiąkalskiego. Ale widzę, że najsłabsze punkty to pani minister edukacji, która wycofuje się z pewnych założeń związanych z prowadzeniem polskiej szkoły. Przypomnę mundurki, średnia oceny z religii na świadectwie, ostatnie wydarzenia związane z religią na maturze. To są sprawy, które nas różnią od PO. Jesteśmy przeciwni takim rozwiązaniom.
- Może minister Hall jest inna niż SLD, a nie słaba?
- Co innego zapowiadała PO, a co innego teraz robi. Mówiła, że zrezygnuje z obowiązkowych mundurków.
- Nie słyszałem.
- W kampanii wyborczej to było oczywiste.
- Że rozważy, że może inaczej, że nie tak mocno. Ale nic o rezygnacji nie było.
- Ale w sprawie średniej na świadectwie, jeżeli chodzi o religię, tu też były deklaracje pewne, ale ja trzeba będzie kiedyś wrócić.
- Minister Hall zamilkła po tej burzy, którą usłyszała od premiera, po tym komunikacie, po spotkaniu z abp. Nyczem. Myśli Pan, że PO trochę się wycofuje z tego pomysłu, żeby można było zdawać na maturze religię?
- Poczekamy, zobaczymy. Na razie widzę, że PO bardziej medialnie się z pewnych rzeczy wycofuje, a faktycznie robi to, co zostało wcześniej uzgodnione przez rząd PiS, czyli wchodzi w buty PiS, co nam się nie podoba. Ale podoba się większości Polakom. Przykład KPP jest najlepszym przykładem. Wystarczyło, że PiS tupnął, że Kościół również się z tym nie zgodził i już Donald Tusk wycofał się z podpisania KPP, mimo, że również w debacie z Jarosławem Kaczyńskim powiedział jednoznacznie przed wyborami, że ta karta zostanie podpisana.
- PO ją tak przyjęła, tylko wewnętrznie padł argument, że nie uda się uzyskać ratyfikacji traktatu, jeżeli PiS będzie przeciwko, wtedy prezydent wetuje i to nie przechodzi w Sejmie. Poważny polityk musi o tym pamiętać.
- Nie. Można było oczywiście w tej sprawie zbudować duży front wspólnie z Polakami i stanąć do walki o prawa ludzi. KPP takie prawa gwarantuje. Szkoda, że tego nie zrozumiał Donald Tusk. To oznacza, że wycofuje się na pozycje wygodne dla niego, żeby się nikomu nie narazić. Ale to nie na tym polega rządzenie.
- Słyszał Pan wczoraj Donalda Tuska, który mówił w Ostrawie o relacjach z Niemcami? Twardo mówił. Nie jest tak, że się wycofuje ze wszystkiego.
- Problemem w relacjach polsko-niemieckich jest to, że Donald Tusk na razie nie wie jakie ma priorytety tak naprawdę. Czy priorytetem w relacjach polsko-niemieckich są sprawy europejskie, takie, które gwarantują nam większy budżet, rozwój Polski, czy również sprawy polsko-rosyjskie, bo przy współudziale z Niemcami trzeba te sprawy rozwiązywać - słynny gazociąg, chodzi o dużą rurę, którędy będzie przebiegała, czy wreszcie sprawa - również kontrowersyjna - związana z muzeum wysiedlonych. To są sprawy, które widzę, że Donald Tusk na razie ma nieuporządkowane i bez żadnych priorytetów.
- Jak Pan przyjmuje tę propozycję? Dziwnie to wszystko wygląda. Premier mówi o tym w wywiadzie dla "Frankfurter Allgemeine Zeitung" poważna gazeta, poważna oferta polityczna. Równocześnie tego samego dnia minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski mówi, że pomysł dobry, ale on ma lepszy. Nic o sprawie nie wie, bo nie jest wtajemniczony, prof. Władysław Bartoszewski. Natychmiast mamy reakcję rzecznika rządu Niemiec, który mówi, że nie, że Niemcy będą budowały to centrum upamiętniające wysiedlonych w Berlinie. Premier potem w Ostrawie powtarza ofertę. Jak to czytać?
- To jest ten problem braku spójnego komunikatu i przygotowania pewnych deklaracji i form współpracy. To mnie bardzo niepokoi.
- Zarzut braku profesjonalizmu?
- Tak. Teraz ta sprawa ważna, aczkolwiek bardzo symboliczna, nie można powiedzieć, że to jest - trzeba poruszać w sferze symboli - ona zdominuje pierwsze spotkanie Donalda Tuska z Angelą Merkel. To niedobrze.
- W ułamku sekundy - mówi premier - zrozumie Angela Merkel, że w Gdańsku.
- Żeby się nie przeliczył tutaj. Przecież odbyło się spotkanie ministra spraw zagranicznych Polski i Niemiec. Panowie rozmawiali o priorytetach polityki zagranicznej, współpracy bilateralnej między Polską a Niemcami i o tym właśnie powinien rozmawiać premier z panią kanclerz.
- Co premier może zrobić, jak składa ofertę i ona jest po prostu odrzucona?
- Są pewne priorytety.
- To nie jest priorytet.
- To jest priorytet symboliczny. Są jeszcze inne związane z gospodarką, z wymianą handlową, czy wspólnymi interesami w UE. Tu potrzeba jest przygotowania tego typu deklaracji również. Bo to nie jest dobre, kiedy publicznie składa się deklarację taką, że premier chce, żeby to w Polsce było budowane centrum wypędzonych, a w tym samym czasie Niemcy mówią nie. Lepiej to uzgodnić wcześniej i wiedzieć jaka będzie decyzja, bo w innym przypadku, najbliższe dni, tygodnie w polityce między Polską a Niemcami będą zdominowane tym właśnie symbolicznym akcentem.
- Składać tylko te oferty, które wiemy, że zostaną przyjęte?
- Najpierw je wynegocjować i uzyskać zgodę. Być może gdyby to nie była od razu publiczna sprawa, a w rozmowach właśnie dyplomatycznych udałoby się dojść tu do konsensusu i porozumienia.
- "Dziennik" pisze, że już tydzień temu był ambasador Niemiec informowany o tej sprawie.
- Tu nie chodzi o informowanie, tylko porozumienie, tylko przedstawienie argumentów, nie tak żeby pani Angela Merkel w ułamku sekundy zrozumiała to podczas spotkania, bo zapewniam pana premiera, że tego w ułamku sekundy nikt nie zrozumie, aby przede wszystkim dotarła argumentacja. I jeżeli uznajemy, że to jest priorytet na dzień dobry rząd Donalda Tuska. Uważam, że jest wiele innych spraw, również ważnych, nie tylko w symbolice, ale w praktycznym wymiarze, co bardzo interesuje Polaków i Niemców. W zeszłym tygodniu byłem w Wietnamie na spotkaniach. Tam spotkałem się z najważniejszymi osobami tego 85-milionowego państwa. Wiem, jak ważne jest profesjonalne przygotowanie tego typu spotkań. Najpierw spotkania z przedstawicielami, czy szefami pionu zagranicznego, potem dopiero spotkanie z przewodniczącym partii, czyli głową państwa.
- Ładny Wietnam?
- Tak. Bardzo rozwija się. Polecam polskim inwestorom i w ogóle Polakom.
- Nasza wizja biednego Wietnamu, który stoi w miejscu, to nie jest to? To jest tak, jak z Chinami, pożegnaliśmy się?
- To już nie jest to. Kilka, czy kilkanaście lat temu w Wietnamie na ulicach było bardzo dużo rowerów, rzeka rowerów. Dziś to jest rzeka nowoczesnych skuterów. Tak się zmienia Wietnam.
- "Rzeczpospolita" podaje, że Ryszard Kalisz jest żelaznym kandydatem LiD na przewodniczącego komisji śledczej do zbadania okoliczności śmierci Barbary Blidy. Prawda?
- Ryszard Kalisz jest naszym kandydatem do komisji śledczej. Kto będzie przewodniczącym, o tym już decyduje nowy skład komisji. Oczywiście chcielibyśmy, żeby Ryszard Kalisz był przewodniczącym, bo to jest bardzo dobra kandydatura.
- Jarosław Kaczyński mówi dziś "Dziennikowi", że nie ma powodów, żeby nie stawać przed taką komisją, jeśli będzie wezwany. Natomiast nie chciałby, żeby ta komisja w swoim uzasadnieniu uchwały o powstaniu tej komisji, żeby było rozstrzygnięcie, że ktoś jest winien. Czy to będzie neutralne uzasadnienie tej uchwały?
- Przecież powołanie komisji nie rozstrzyga kto jest winien, tylko prace komisji mają rozstrzygać i znaleźć tych, którzy uczestniczyli w procesie podejmowania takich, a nie innych decyzji, które do tego doprowadziły. Dotyczy to okoliczności związanych z próbą zatrzymania Barbary Blidy.
- Tylko? Koniec, kropka? Nic o mafii węglowej?
- Inną sprawą jest mafia węglowa i jesteśmy gotowi tu do współdziałania. Jeżeli prokuratura sobie z tym nie radzi, to komisja śledcza w tej sprawie tak. Ale inna, bo to zupełnie inne zagadnienie. To trzeba oddzielić, żeby wyjaśnić jedną sprawę, bo jest to ważne, że jeżeli będziemy to rozszerzać, to nic nie wyjaśnimy.
- Dziękuję bardzo. Wojciech Olejniczak był gościem "Salonu".
- Dziękuję bardzo.