Logo Polskiego Radia
Trójka
migrator migrator 03.07.2009

Janusz Piechociński, PSL

J"a jestem zdumiony. I zakończmy na tym. Mam nadzieję, że obie strony przedstawią nam klarowną sytuację, kto z kim rozmawiał i kogo reprezentował, i komu tak naprawdę polski rząd sprzedawał te stocznie."

Z posłem Polskiego Stronnictwa Ludowego Januszem Piechocińskim rozmawia Damian Kwiek.

Odejście Andrzeja Olechowskiego z Platformy to jest sygnał „wygaśnięcia modernizacyjnego ducha Platformy”? (To cytat z Andrzeja Olechowskiego.) Czy może mocny sygnał promocyjny Stronnictwa Demokratycznego?

Każdy transfer w polityce albo porzucanie w polityce – trzeba znaleźć odpowiednią argumentację. I tym razem argumentacja jest starannie przygotowana. To jest argumentacja programowo-ideowa. Można powiedzieć tak: Płażyński był dla Platformy za bardzo chadecki, Piskorski liberalny, skonfliktowany w Warszawie, z problemami, Rokita za bardzo konserwatywno-radykalny i niespełniony w byciu premierem, a teraz Olechowski twierdzi, ze Platforma jest za mało centrowa. Zwracam uwagę na to, że nie tak dawno wieszczono – jak po każdych kolejnych wyborach, że układ polityczny się zamrozi, że nie ma alternatywy, a tutaj jeden taki strzał personalny polityka, który siedem lat de facto był na politycznym urlopie, gdzieś z boku i nie praktykował, chyba, że jako taki dyżurny, też od wielkiego dzwonu, komentator. Widać, że media wyposzczone na nowość rzuciły się na temat medialnie, profesjonalnie wybrano termin – tuż przed wakacjami, to pozwoli Pawłowi Piskorskiemu i panu Olechowskiemu bardzo często w okresie wakacyjnym istnieć, rozdawać karty. Żeby Polska polityka była lepsza, to musi być ciągła konkurencja, więc ja patrzę na to zjawisko jako na pojawienie się nowego konkurenta, rywala, być może poważnego partnera – na początek do debaty o Polsce, która jest Polsce potrzebna. Bo to nie mogą być – tu podzielam pogląd Pawła Piskorskiego – tylko popisy w PO-PiS-ie. Politolodzy, socjolodzy od zwycięstwa AWS, późnej zwycięstwa SLD w 2001 roku, później zwycięstwa PiS-u, czy w ostatnich wyborach zwycięstwa Platformy Obywatelskiej zaszeregowali scenę polityczną, że są te dwie formacje naprzeciwko siebie… no i nie ma nic. A oto okazuje się, że szczególnie w okresie spowolnienia gospodarczego czy wręcz kryzysu i trudnych decyzji budżetowych, które stoją przed władzą, trudnych decyzji, które trzeba zawierać w parlamencie, nagle okazuje się, że może się otworzyć przestrzeń dla ugrupowań pozaparlamentarnych.

Ale czy odejście Andrzeja Olechowskiego z Platformy i jego prawdopodobnie zaangażowanie w Stronnictwie Demokratycznym jest dowodem na to, że scena nie jest zamrożona? Mamy tuż za sobą wybory, które udowodniły, że scena jest zamrożona.

To zweryfikują wybory. Ta inicjatywa zapowiada, że ma perspektywę roku 2011, jeśli w terminie konstytucyjnym, lekko skorygowanym ze względu na polską prezydencję, wybory odbędą się wiosną. Ale to, co jest najważniejsze, to dobrze, że pojawia się nowy rywal, partner, konkurent na scenie politycznej, dlatego, że Polska wymaga poważnej debaty.

Pytanie, czy pan poseł by tak samo mówił, gdyby to był istotny konkurent dla PSL.

To jest istotny konkurent dla PSL…

A nie dla Platformy bardziej?

Proszę zwrócić uwagę, ten konkurent, korzystając także z dorobku PSL, mówi do wyborcy środka, wyborcy centrowego, że wybór zerojedynkowy między PO i PiS niczego dobrego nie niesie. Choćby to, co się wydarzyło wokół mediów publicznych, pokazuje, ze jesteśmy sparaliżowani tym konfliktem, że wszyscy mniej więcej wiemy, co trzeba by było zrobić, ale jak przychodzi coś do czego, to okazuje się, że następuje totalna rywalizacja i wojna i schematyczne ustawianie się w tej wojnie. My patrzymy na to tak: pojawił się rywal o głosy także centrowego wyborcy, mamy nadzieję, że nasz sposób prowadzenia polityki, nasz program, nasze inicjatywy będą na tryle cenne, że akurat nie naszym kosztem ten rywal zaistnieje.

Ale jak rozumiem, pan poseł byłby zadowolony, gdyby Stronnictwo zagościło na przykład w parlamencie?

Ja życzę wszystkim ugrupowaniom parlamentarnym, aby przedstawiły skuteczną ofert e dla Polaków, bo wtedy polityka będzie lepsza. Im większy obywatele mają wybór, tym lepiej nie tylko dla obywateli.

Zdaniem pana posła należy poważnie traktować doniesienia o zagrożonych kandydaturach Jerzego Buzka i Janusza Lewandowskiego w walce o unijne funkcje. Pisze o tym dzisiaj „Dziennik”, a kłopoty mają wynikać z analogicznymi kłopotami Jose Manuela Barroso.

Tu kluczowa jest sprawa obsady szefa Komisji Europejskiej. Bo skoro tutaj nie będzie porozumienia, to funkcję przewodniczącego PE, a później komisarza będą pochodną tej decyzji. Scenariusz na szybkie ukonstytuowanie się PE i nowej Komisji był przecież oczywisty: po pierwsze Barroso jako popierany przez znaczną część krajów i rządów, teraz okazuje się, że jednak we frakcjach partyjnych nie ma powszechnego entuzjazmu dla ustępującego czy kończącego kadencję przewodniczącego KE, jest to szachowanie się innych grup, socjaliści wprost mówią, że nie poprą Barroso, mimo że maja w końcu porozumienie z grupą ludowo-chadecką, do której należy w Polsce PSL i PO. Co do połowinkowego dzielenia funkcji przewodniczącego scenariusz był następujący: Barroso, wybór przewodniczącego KE po to, żeby można było szybko przystąpić do dyskusji o kandydatach na podziale tek komisarzy, później przewodniczący PE – a więc ukonstytuowanie się władz legislatury i w końcu powołanie pełnego składu KE. Widać wyraźnie, ze jeżeli pierwsza litera alfabetu, czyli Barroso nie idzie, to Buzek, który jest za Barroso, musi czekać. I to jest dla polskich aspiracji czy polskich celów istotny problem. Dlatego, że my wszyscy, Europejczycy, mamy pełną świadomość, że nowa Komisja Europejska powinna stosunkowo szybko i sprawnie i bez konfliktów być wyłowiona, i przystąpić razem z nowo wyłonionym w wyborach Parlamentem Europejskim do najważniejszych spraw, a więc walki w przestrzeni europejskiej z kryzysem, budowanie racjonalnych rozwiązań, prowadzenia mądrej polityki… proszę zwrócić uwagę, choćby dostawy gazu znowu są z kierunku wschodniego do Europy zagrożone, a więc takie prowizorki, okresy przejściowe, skoncentrowanie się na własnych problemach osobistych, kadrowych nie służy ani państwu, ani samorządowi, ani Komisji czy Parlamentowi Europejskiemu.

Dziennik „Polska” pisze, że poseł PO Jarosław Katulski chce, aby szefowie związków zawodowych składali oświadczenia majątkowe, podobnie jak robią to w tej chwili m.in. parlamentarzyści. Zdaniem pana posła to dobry pomysł? Powinno tak być?

Mamy też w tego typu przestrzeni oczekiwania, żebyśmy już prawie wszyscy składali oświadczenia, nie tylko funkcjonariusze publiczni. Pan poseł proponuje funkcjonariuszy społecznych, a za chwilę pojawi się przez któregoś z posłów albo jakąś część opinii publicznej sugestia, aby to byli wszyscy prawnicy, dziennikarze i wszystkie osoby życia publicznego. Z jednej strony chcemy – i słusznie – wiedzieć o naszych wybrańcach jak najwięcej po to choćby, żeby przeciwdziałać w ten sposób korupcji; a z drugiej strony trochę to przypomina Big Brothera, takie podglądactwo. Doświadczenia z rejestru korzyści czy rejestrów majątkowych parlamentarzystów są bardzo różne. Ci, którzy kontrolują swojego posła mogą wejść na stronę internetową i zweryfikować jego oświadczenie, sprawdzić, czy ma wspólnotę majątkową czy jej nie ma, czym jeździ, jakie ma kredyty albo oszczędności. Czy to rozszerzać jeszcze na działaczy związkowych? W mojej ocenie najważniejsze jest jedno: nie oświadczenia majątkowe działaczy związkowych, ale to, ze związki zawodowe powinny pełnić rolę związków zawodowych, a nie decydować, szczególnie w przedsiębiorstwach państwowych, mieć za duży wpływ na zarządzanie, albo szczególnie w warunkach kryzysu nie znajdować pól porozumienia między pracodawcą a pracobiorcą.

Grzegorz Kołodko i Marek Borowski założyli się niedawno u prezydenta, czy rząd podniesie podatki. Prezydent podobno nawet przecinał ten zakład. Gdyby pan poseł był w tym gronie, jakie zająłby pan stanowisko? Rząd podniesie podatki?

W tym roku zdecydowanie nie. Dlatego, że po pierwsze to wynika z rygorów ustawowych. Jest nam potrzebna bardzo poważna dyskusja co do kształtu finansów publicznych i rozwoju sytuacji, bo choćby widać po oczekiwaniu na nowele budżetu, ją będziemy mieli po 7 lipca, będziemy mogli powiedzieć, na czym polegały kolejne oszczędności, jak rząd zamierza spiąć wydatki z dochodami sektora publicznego w okresie dekoniunktury i w produkcji przemysłowej, i w sprzedaży, i w inwestycjach. Ale z drugiej strony patrzmy na perspektywę roku 2010. Otóż ja byłem jednym z nielicznych polityków w Polsce, który nie tylko w debacie publicznej, ale także na posiedzeniach komisji nie lekceważył tego kryzysu i nie mówił, że będzie krótki. Widać wyraźne, że rok 2010 będzie rokiem bardzo trudnym, nie tylko z punktu widzenia zbilansowania budżetu, ale także sytuacji na rynku zatrudnienia.

I wtedy trzeba podnieść podatki?

Wtedy trzeba bardzo poważnie – i to jest druga połowa tego roku – odbyć nie tylko w układzie politycznym, ale i społecznym, dyskusję co do ewentualnej alternatywy. Bo łatwo się podnosi VAT, ale pamiętajmy o tym, że VAT dotyczy wszystkich – tych, którzy mają bardzo małe dochody, oni płacą więcej niż ci, którzy mają większe dochody. Z drugiej strony, kiedy dotyka się systemu podatku dochodowego, to nie trzeba demobilizować tych, którzy ciągną naszą gospodarkę, pracują aktywnie. W związku z tym pola wyboru są stosunkowo niewielkie. Obok jest kampania samorządowa i prezydencka, i nieuchronnie zbliżające się wybory parlamentarne. A to nie służy uczciwej debacie, bo rodzi się wtedy ochota na czas demagogów.

I być może nie służy też podnoszeniu podatków... Minister Aleksander Grad mówił niedawno, że tym długo nie znanym inwestorem polskich stoczni jest katarski bank QInvest, tymczasem sam QInvest poinformował, że nie jest inwestorem, a tylko doradcą. Pana nie dziwi, że minister skarbu podał w tej sprawie informację albo nieprecyzyjną, albo nieprawdziwą?

Ja jestem zdumiony. I zakończmy na tym. Mam nadzieję, że obie strony przedstawią nam klarowną sytuację, kto z kim rozmawiał i kogo reprezentował, i komu tak naprawdę polski rząd sprzedawał te stocznie.

A jakie praktyczne znaczenie dla stoczni ma utrzymujący się brak informacji w tej sprawie?

Nie chodzi o brak informacji, tylko o wiarygodność inwestora z punktu widzenia podjęcia działalności gospodarczej w przejętych stoczniach. Nie tylko w kategoriach, jaka skala, jaki zakres produkcji, jaki rodzaj, jakie inwestycje, i jakie zatrudnienie. Rozmawialiśmy w dalszym ciągu z pośrednikiem, który tak się dzisiaj definiuje po okresie transakcji, po dacie transakcji… To u pośrednika słyszeliśmy o rozpoczęciu produkcji stoczniowej, co prawda na trochę mniejszym poziomie, mniejszym zatrudnieniu. Jeśli więc właściciel, nabywca się nie wypowiada, tylko pośrednik, to pytanie, czy pośrednik, aby na pewno w tym zakresie reprezentuje intencje nabywcy.

Za ponad dwie godziny przedstawi pan w Sejmie pakiet medialny. W tym pakiecie pojawi się coś ponad to, o czym PSL już mówił?

Tak. To jest moja autorska propozycja dla wszystkich ugrupowań parlamentarnych i pana prezydenta, i pana premiera. Dwie próby stworzenia nowego ładu medialnego w mediach publicznych – mówię tu o nowelach ustawy medialnej – poza konfliktem politycznym nie rozwiązały problemu. Stoimy na tych samych stanowiskach, a Polskie Radio tonie, ośrodki regionalne na przełomie roku, a w przyszłym roku będziemy mieli w ogóle problem z telewizją publiczną. W bardzo ważnym okresie, kiedy rozpoczyna się faza totalnej globalizacji w mediach, choćby w obszarze telewizji cyfrowej, mamy zobowiązanie międzynarodowe, a media publiczne powinny tu być okrętem flagowym dla całego rynku medialnego w Polsce. Stąd moje propozycje: po pierwsze alby strony delegowały po jednym przedstawicielu, żebyśmy wreszcie zaczęli rozmawiać w pełnym składzie – przedstawiciel prezydenta, przedstawiciel premiera, cztery ugrupowania parlamentarne. Siądźmy i porozmawiajmy, a nie rozmawiajmy ze sobą za pośrednictwem konferencji prasowych i często tekstów pod publikę. Skoro system dofinansowania mediów publicznych via budżet z racji kryzysu finansów publicznych na poziomie akceptowalnym dla misji publicznej nie jest realizowany – a tak trzeba wypowiedzi ministra traktować – to wróćmy do powszechnej, akceptowalnej, na bardzo niskim poziomie daniny publicznej na ten cel. Szacuję, że wraz z energią elektryczną od liczniki, 3-5 złotych – w tej cenie średnio powinniśmy się zmieścić. Przy czym zalecałbym i sugerowałbym, aby dla gospodarstw emeryckich wprowadzić pełną symbolikę – złotówkę miesięcznie. Po to, żeby także ta grupa naszych obywateli czuła się właścicielami mediów publicznych. to dawałoby dochody na poziomie 600-800 mln złotych rocznie. Trzeba walczyć z patologią – tu podzielam pogląd premiera – powinniśmy wymagać także od mediów, aby nie żyły ponad stan, żeby nie było tych rażących opinię publiczną kominów. Dwa – to jest powołanie pełnomocnika rządu i szybkie przyjęcie uchwały w sprawie wytycznych do procesu cyfryzacji. W tej chwili Polska jest jedynym krajem, w którym proces cyfryzacji odbywa się poprzez decyzje często skłóconych organów regulacyjnych – UKE, Krajowa Rada.