- Po 9 miesiącach od tragedii smoleńskiej wiemy więcej, ale też jesteśmy chyba coraz bardziej przerażeni tym, co wiemy i narasta w nas niewiara w rzeczywistą wolę wyjaśnienia tego, co się stało - powiedziała Magdalena Merta, wdowa po ś.p. wiceministrze kultury Tomaszu Mercie. Jej zdaniem śledztwo w sprawie katastrofy prezydenckiego samolotu zamiast być prowadzone, jest mataczone i sprowadzane na manowce.
Merta dodała, że rodziny ofiar maja poczucie, jakby nikomu prócz nich nie zależało na wyjaśnieniu przyczyn katastrofy. - Przyjęto, moim zdanie, kłamliwe założenie, że zawinili piloci i tej tezie próbuje się podporządkować ustalenia - wyjaśniła.
Jak powiedziała w "Salonie politycznym Trójki" decyzja o lądowaniu wynikała stąd, że pilotów okłamywała wieża i zawiodły naziemne urządzenia. – Oni oczywiście popełnili błąd próbując lądować w lesie, ale zakładali, że siadają na pasie startowym, a nie w lesie - dodała.
Szukając przyczyny katastrofy uznała, że przede wszystkim należy wyjaśnić, dlaczego wieża kontrolna przekazywała dane nieprawdziwe i dlaczego zawiodła radiolatarnia. - Jeszcze ważniejszym pytaniem jest, dlaczego, już po katastrofie, nie dopełniono procedur pozwalających Polakom sprawdzić te urządzenia. Dlaczego oblot po katastrofie musiał się odbyć bez polskiego przedstawiciela - podkreśliła.
Magdalena Merta za zasadne uznała słowa Jarosława Kaczyńskiego, który comiesięczne spotkania na Krakowskim Przedmieściu porównał do sytuacji z lat 80. - Ktoś powiedział, że 10 kwietnia ekspresem wróciliśmy do PRL-u, ja ma wrażenie, że wróciliśmy tam odrzutowcem - powiedziała.
Jej zdaniem instytucje polskie nie działają, jak instytucje suwerennego państwa; podobne wrażenie miała w czasach PRL.
Co Magdalena Merta sądzi o tezie wywierania nacisku na pilotów ze strony pasażerów samolotu prezydenckiego i jak, jej zdaniem, należy upamiętnić ofiary katastrofy?
Aby wysłuchać całej audycji "Śledztwo mataczone i sprowadzane na manowce" wystarczy kliknąć ikonę dźwięku w boksie "Posłuchaj" w ramce po prawej stronie.