Logo Polskiego Radia
IAR / PAP
Tomasz Owsiński 01.03.2014

Rada Federacji zgodziła się na użycie rosyjskich wojsk na Ukrainie

O wydanie takiej zgody wnioskował prezydent Władimir Putin. Rosyjscy senatorowie twierdzą, że konieczna jest zbrojna interwencja w sąsiednim kraju, aby zapobiec rozlewowi krwi. W dokumencie jest mowa o Autonomicznej Republice Krymu.
Rosyjskie jednostki na KrymieRosyjskie jednostki na KrymiePAP/EPA/ANTON PEDKO

Wniosek poparło 90 członków Rady Federacji, czyli wszyscy, którzy zarejestrowali się na nadzwyczajnym posiedzeniu izby. Rada liczy 166 członków - po dwóch z każdego z 83 regionów FR.

Decyzja weszła w życie z chwilą jej przegłosowania, czyli o 19.22 czasu moskiewskiego (16.22 czasu polskiego).

Deputowani Rady Federacji przekonują, że „banderowska dżuma” może dotrzeć do wschodnich regionów Ukrainy. W opinii rosyjskich senatorów - tam mieszka rosyjskojęzyczna mniejszość, której życie będzie zagrożone. Pojawiły się też opinie, że - tylko dzięki wojskowej pomocy w 2008 r. udało się ocalić Osetyjczyków, na których napadli Gruzini.

- Ten wniosek jest zgodny z konstytucją Rosji, Ukrainy i każdego demokratycznego państwa - twierdzą rosyjscy senatorowie. Z senackiej trybuny padł także argument o bezpieczeństwie Floty Czarnomorskiej, stacjonującej na Krymie. - Gdy faszyści zajmą Krym, wygnają nas z półwyspu - twierdzą rosyjscy senatorowie. Deputowani obarczyli winą za wydarzenia na Ukrainie państwa Unii Europejskiej i USA. W ich opinii należy natychmiast podjąć interwencję na Ukrainie, aby nie dopuścić do powtórki z Jugosławii i Bliskiego Wschodu.

Wcześniej, postulat poparły Komisja Obrony i Komisja Spraw Zagranicznych Rady Federacji.

Rosja wypowiedziała Ukrainie wojnę!

Takie tytuły pojawiły się w ukraińskich mediach informujących o decyzji rosyjskiego parlamentu.

- To jawna agresja przeciwko suwerennej Ukrainie - tak z kolei skomentował decyzję rosyjskiej Rady Federacji pełniący obowiązki prezydenta kraju Ołeksandr Turczynow.

Prezydent rozmawiał przez telefon z amerykańskim sekretarzem stanu, Johnem Kerry'm, któremu przedstawił swoją ocenę sytuacji. Politycy omówili ostatnie wydarzenia na Ukrainie, a szczególnie na Krymie. - Stany Zjednoczone zawsze stały na straży interesów suwerennych państw. Wspierają też wolność i demokrację na Ukrainie - powiedział amerykański sekretarz stanu.

Po ogłoszeniu decyzji Rady Federacji, na Majdan pojechał premier rządu tymczasowego Ukrainy. - Bracia Ukraińcy, od was zależy, czy jutro będziemy budować wolną Ukrainę, czy kraj nasz pogrąży się w długim, obywatelskim powstaniu, wspieranym przez zbrojną interwencję rosyjskich wojsk - powiedział  Arsenij Jaceniuk w emocjonalnym wystąpieniu. 
W ten sposób zwrócił się do mieszkańców tych regionów, które są uważane za prorosyjskie. W sobotę odbyły się promoskiewskie demonstracje m.in. w Odessie, Charkowie, Dniepropietrowsku i Nikołajewie.

O separatystach na wschodnie mówił też na Majdanie Ołeh Laszko, deputowany Rady Najwyższej Ukrainy.

Espreso TV/x-news

Jurij Łucenko, były szef MSW Ukrainy wzywał do jedności. - W sprawie tego, co dzieje się na Krymie, powinniśmy działać powściągliwie. Jeśli Rosjanie wyjdą poza Krym, powinniśmy odpowiedzieć zbrojnie - powiedział  Łucenko.

 

Espreso TV/x-news

Krym zadowolony

"Rosja, Rosja!" oraz "Putin, Putin!" skandowali w sobotę mieszkańcy Symferopola na Krymie po wiadomości, że prezydent Rosji zwrócił się do wyższej izby parlamentu swego kraju o zgodę na użycie rosyjskich sił zbrojnych na terytorium Ukrainy.

Nad gmachami budynków państwowych w stolicy Autonomicznej Republiki Krymu wywieszono rosyjskie flagi, a z centrum miasta zniknęła ukraińska milicja. Jej miejsce zajęli uzbrojeni młodzieńcy w mundurach bez znaków rozpoznawczych. Po Symferopolu maszerowały kolumny mężczyzn, którzy skandują "Krymie! Powstań!", "Sewastopolu! Powstań!".

Ludzie, pytani jak przyjęli wniosek Putina, odpowiadali, że z radością.  - Jesteśmy bardzo zadowoleni. Marzyliśmy o tym przez całe życie. Krym nie powinien należeć do Ukrainy, my jesteśmy Rosjanami i nie mamy z tymi banderowcami nic wspólnego. Chcemy do Rosji - powiedział około 70-letni mężczyzna na głównym deptaku Symferopola.

Na pytanie, czy wiedzą, że Putin poprosił Radę Federacji o zgodę na użycie wojska nie tylko na Krymie, ale i w innych regionach Ukrainy, młodzi ludzie trzymający flagę Rosji odpowiedzieli przecząco.  - A, wobec Ukrainy? No, ale przecież wszystkie obwody południowo-wschodnie chcą do Rosji! - argumentowali.

Mieszkańcy Symferopola są przekonani, że działania Putina nie wywołają wojny. - Żadnej wojny nie będzie, nie trzeba być takim pesymistą - powiedziały dwie kobiety z dziećmi obserwujące demonstrację sił prorosyjskich przed pomnikiem Lenina.

Protesty na Ukrainie: serwis specjalny  >>>

Dlaczego Putin to robi?

Ukraiński politolog Nedim Useinov tłumaczy, że rosyjski prezydent gwałci umowy międzynarodowe. Chodzi głównie o tak zwane memorandum budapesztańskie. Dokument podpisany 20 lat temu zobowiązywał sygnatariuszy - Stany Zjednoczone, Federację Rosyjską i Wielką Brytanię - do gwarancji integralności i niepodległości Ukrainy w zamian za rezygnację przez nią z posiadania broni nuklearnej.

Rozmówca IAR dodaje, że Ukraińcy powinni zachować teraz spokój. Ponieważ Władimirowi Putinowi zależy na eskalacji napięcia w tym rejonie. Dzięki temu będzie on mógł wkroczyć na Ukrainę w roli obrońcy rosyjskiej społeczności.

Stanowisko rosyjskich władz w sprawie Ukrainy popierają Rosjanie urodzeni na Krymie. W sobotę w Moskwie zorganizowali demonstrację solidarności ze mieszkańcami półwyspu.  - Wspieram moich ziomków na Krymie, cała moja rodzina jest z Sewastopola. Uważam, że Krym powinien być niepodległym państwem i nie związanym ani z Rosją, ani z Ukrainą - twierdziła jedna z uczestniczek demonstracji.

Tymczasem rosyjski konsulat na Krymie wydaje już paszporty funkcjonariuszom "Berkutu”, a w następnej kolejności dostaną je rosyjskojęzyczni mieszkańcy półwyspu.

Będzie wojna na Krymie? [relacja]

IAR/PAP, to

''