Logo Polskiego Radia
IAR / PAP
Agnieszka Kamińska 16.05.2014

Zachód niepokoi się o wybory na Ukrainie, ostrzega Rosję [podsumowanie]

Przywódcy zachodnich państw zapowiadają sankcje gospodarcze wobec Rosji, jeśli sytuacja na Ukrainie będzie nadal niestabilna po wyborach. Niespokojny może być weekend na Krymie – mimo zakazu władz, Tatarzy zamierzają obchodzić 70 rocznicę stalinowskiej deportacji.
Prorosyjscy bojownicy zakopują czołg w swoim punkcie kontrolnym w pobliżu SłowiańskaProrosyjscy bojownicy zakopują czołg w swoim punkcie kontrolnym w pobliżu SłowiańskaPAP/EPA/ROMAN PILIPEY

Kryzys na Ukrainie: serwis specjalny >>>

Walki na wschodzie Ukrainy. "Nie można finansować przemocy" [relacja] >>>

Na temat sankcji wobec Rosji rozmawiali wieczorem prezydenci USA Barack Obama i Francji, Francois Hollande.  Uzgodniono, że Rosji grożą kolejne sankcje, jeśli będzie nadal postępowała w sposób prowokacyjny. Rosja musi się liczyć ze "znaczącymi kosztami" swych "destabilizujących działań" - czytamy w komunikacie Białego Domu. W czwartek wysoki rangą przedstawiciel Departamentu Stanu USA oświadczył, że USA i ich europejscy sojusznicy wyrazili poparcie dla objęcia Rosji sankcjami sektorowymi, jeśli będzie usiłowała zakłócić wybory prezydenckie na Ukrainie.

Przed sankcjami ostrzegł Moskwę również  komisarz Unii Europejskiej ds. rozszerzenia Stefan Fuele.  Potwierdził też zamiar sfinalizowania umowy stowarzyszeniowej UE-Ukraina.

Szef MSZ Szwecji Carl Bildt poinformował, że temat możliwych nowych sankcji ministrowie spraw zagranicznych UE omówią w poniedziałek. - Będą to sankcje wobec rosyjskiej gospodarki i (prezydenta Rosji Władimira) Putina. Doprowadzą one do ogromnej ucieczki kapitału, której jeszcze dotąd nie widzieliśmy - uprzedził.
Szwedzki minister ostrzegł, że nowe sankcje boleśnie uderzą w klimat inwestycyjny Rosji. - Nie chcemy, oczywiście, by Rosja zachorowała, by jej społeczeństwu było źle, ale uważamy, że polityka prezydenta Putina szkodzi także przyszłości społeczeństwa Rosji - powiedział Bildt

MSW uznaje samozwańcze republiki za organizacje terrorystyczne

Władze Ukrainy uznały samozwańcze republiki ludowe na wschodzie kraju za organizacje terrorystyczne i będą ścigały ich działaczy za terroryzm - oświadczył w piątek zastępca prokuratora generalnego Ukrainy Mykoła Hołomsza. W prowadzonych w tej sprawie śledztwach w charakterze podejrzanych występuje ponad 350 separatystów. Ponad stu - w tym czterech Rosjan - znajduje się w aresztach - powiedział Hołomsza w stacji telewizyjnej "5. Kanał".
Śledztwami objęto członków ruchów prorosyjskich, którzy w Doniecku ogłosili powstanie niepodległej Donieckiej Republiki Ludowej, a w Ługańsku - Ługańskiej Republiki Ludowej.

Tymczasem separatyści z samozwańczej Republiki Donieckiej postanowili utworzyć własny rząd na czele z obywatelem Rosji Ałeksandrem Borodaj.

DRL żąda podatków od Achmetowa

W piątek separatyści z Doniecka wysunęli też postulat, aby najbogatszy Ukrainiec, Rinat Achmetow, płacił im podatki.

Achmetow, który często oskarżany jest o wspieranie separatystów, oświadczył w środę, że Donbas może rozwijać się jedynie w granicach Ukrainy. Biznesmen ostrzegł, że zarówno niepodległość regionu, jak i przyłączenie go do Rosji będzie oznaczało sankcje międzynarodowe, które przyniosą "bezrobocie i biedę".
Komentatorzy twierdzą, że przedsiębiorca, którego fortunę magazyn "Forbes" szacuje na 11,4 mld dolarów, próbuje wykorzystać kryzys do zmiany stanowiska i ochrony swego olbrzymiego biznesu. Achmetow jest jednym z oligarchów donieckich związanych z Partią Regionów i z odsuniętym od władzy prezydentem Wiktorem Janukowyczem. Jest właścicielem klubu piłkarskiego Szachtar Donieck. W skład koncernu SCM wchodzą m.in. spółki z branży metalurgii, elektroenergetyki, bankowości, ubezpieczeń i telekomunikacji.

Ujęto ważnego dowódcę separatystów

Siły MSW Ukrainy zatrzymały w Ługańsku na wschodzie kraju dowódcę tzw. Armii Północ-Południe Ołeksandra Relkego, który uważany jest za jednego z najbardziej radykalnych bojowników separatystycznych grup prorosyjskich działających w tym regionie. O zatrzymaniu poinformował w piątek szef resortu Arsen Awakow. Przekazał, że Relke został już przewieziony do Kijowa, gdzie będzie szczegółowo przesłuchany. Władze Ukrainy zarzucają Relkemu działania dywersyjne w celu obalenia porządku państwowego i przejęcia władzy w kraju. Podejrzewają go także o malwersacje finansowe.

Mariupol ”oswobodzony”

W Mariupolu na wschodzie Ukrainy prorosyjscy separatyści wycofali się z okupowanych od tygodni gmachów państwowych. Od piątku rano ulice w tym półmilionowym mieście kontrolują patrole złożone z milicjantów i pracowników lokalnych firm, należących do najbogatszego obywatela Ukrainy Rinata Achmetowa.

Krymscy Tatarzy nie zamierzają zrezygnować z obchodów, mimo zakazu

Krymscy Tatarzy wciąż mają nadzieję, że rosyjskie władze półwyspu cofną zakaz demonstracji wydany przed obchodami 70. rocznicy ich deportacji z ojczyzny - oświadczył przewodniczący Medżlisu parlamentu Tatarów krymskich Refat Czubarow.

Obchody rocznicy przymusowego wysiedlenia Tatarów z Krymu przypadają w niedzielę. Czubarow przekazał, że jego rodacy nie rozumieją, dlaczego nie mogą upamiętnić swej największej tragedii narodowej.
Dekret zakazujący demonstracji i imprez masowych aż do 6 czerwca wydał w piątek premier Krymu Siergiej Aksjonow. Wyjaśnił, że podjął tę decyzję, by "uniknąć możliwych prowokacji ze strony ekstremistów, którzy mogą przedostać się na terytorium Republiki Krymu, oraz by zapobiec zerwaniu sezonu turystycznego".

W ostatnich dniach Tatarzy na Krymie narzekają na rewizje dokonywane w ich domach przez rosyjskie służby bezpieczeństwa, które przeprowadzają je tłumacząc to zagrożeniem terrorystycznym. Alarmują także, że do stolicy półwyspu, Symferopola, władze ściągnęły dodatkowe oddziały policyjne.

Spotkanie Putina z Tatarami. ”Grecy byli tu wcześniej”

Tatarzy krymscy nie powinni być kartą przetargową między Moskwą i Kijowem. Mówił o tym prezydent Rosji podczas spotkania w Soczi na Morzem Czarnym z przedstawicielami społeczności Tatarów krymskich.

Władimir Putin podkreślił, że Tatarzy krymscy wiele ucierpieli w poprzednich dziesięcioleciach. Dlatego - jak powiedział - jest niedopuszczalne "wciąganie ich do jakichś spornych kwestii". - Wszyscy powinniśmy sobie obecnie uświadomić, że interesy Tatarów krymskich są dziś związane z Federacją Rosyjską - mówił Putin. Rosyjski przywódca dodał, że nie wolno bronić interesów innych krajów wykorzystując czynnik Tatarów krymskich, gdyż to tylko zaszkodzi temu narodowi.

Ukraińskie media cytują słowa Putina o tym, że trzeba się zastanowić, czy nadać Tatarom status rdzennych mieszkańców półwyspu, zaznaczył przed nimi i Rosjanami mieszkali tam Grecy. Ani słowiem nie wspomniał o zakazie imprez i manifestacji, jaki tuż przed waznymi obchodami tatarskiej ludności, narzuciły władze Krymu.

Tatarzy zostali wysiedleni z Krymu przez Kreml w 1944 roku w związku z oskarżeniami o kolaborację z III Rzeszą. Na powrót pozwolono im dopiero w połowie lat 80. W efekcie duża część społeczności tatarskiej jest negatywnie nastawiona do władz w Moskwie.

Tatarzy krymscy, którzy stanowią 12 proc. ludności Krymu, byli przeciwni referendum w sprawie przyłączenia półwyspu do Rosji.

Za wysoka cena gazu

Szef ukraińskiego koncernu Naftohaz Andrij Kobołew przekazał w piątek na rozmowach w Amsterdamie z szefem rosyjskiego Gazpromu Aleksiejem Millerem propozycje Kijowa dotyczące dostaw gazu. Ukraina nalega na obniżenie ceny do 268,5 USD za 1000 m sześc. surowca.
- Stanowisko strony ukraińskiej pozostaje niezmienne. Jest ona gotowa rozliczyć się za gaz pod warunkiem utrzymania ceny na poziomie z pierwszego kwartału br., to jest 268,5 dolarów za tysiąc metrów sześciennych, i uważa za bezpodstawną i nie do przyjęcia zaproponowaną podwyżkę ceny rosyjskiego gazu o ponad 80 procent - głosi komunikat Naftohazu po rozmowach.
Rosja żąda obecnie od Ukrainy zapłacenia ponad 3,5 mld dolarów za dostarczony wcześniej gaz, ale Kijów się temu sprzeciwia, argumentując, iż z przyczyn politycznych narzucono mu zawyżone ceny tego surowca. Ukraina domaga się respektowania przez Gazprom ceny za gaz uzgodnionej pod koniec 2013 roku, gdy u władzy w Kijowie był prezydent Wiktor Janukowycz, czyli 268 dolarów za tysiąc metrów sześciennych. Od kwietnia Gazprom podniósł cenę gazu dla Ukrainy do 485 dolarów za tysiąc metrów sześciennych.

W piątek rosyjski minister energetyki Aleksandr Nowak poinformował, że jego kraj jest gotów rozmawiać o obniżeniu ceny, jeśli Kijów spłaci zadłużenie za gaz sprzed kwietnia, czyli 2,2 mld dolarów.

Komisja Europejska chce drugiej tury rozmów o gazie dzień po wyborach

Komisja Europejska zaproponowała przeprowadzenie drugiej rundy konsultacji w sprawie dostaw i tranzytu rosyjskiego gazu na Ukrainę. Rozmowy mają się odbyć 26 maja z udziałem przedstawicieli UE, Rosji i Ukrainy. Również unijny komisarz ds. energii Guenther Oettinger zapewnił w piątek, że w każdej chwili jest gotowy do przeprowadzenia trójstronnego spotkania z Rosją i Ukrainą w sprawie dostaw i tranzytu rosyjskiego gazu.
Rzeczniczka KE odrzuciła jednocześnie zarzut prezydenta Rosji Władimira Putina pod adresem Unii, że nie przedstawiła ona Rosji konkretnej propozycji dotyczącej uregulowania sprawy ukraińskiego długu. UE udzieli wspólnej odpowiedzi na list Putina do 18 przywódców krajów europejskich ogłoszony w czwartek - zapowiedziała rzeczniczka.

Putin napisał bowiem w czwartek drugi już list w sprawie gazu. Przekonuje w nim, że Rosja jest wciąż otwarta na konsultacje w sprawie dostaw gazu na Ukrainę i do państw UE, ale dotąd nie otrzymała konkretnej propozycji dotyczącej uregulowania ukraińskiego długu za gaz. Putin zapowiedział, że w tej sytuacji od czerwca dostawy gazu na Ukrainę będą ograniczone do ilości opłaconych z góry.

Radosław Sikorski wrócił z Kijowa

Do połowy przyszłego roku Ukraina może podpisać umowę o ruchu bezwizowym z UE - przekonywał w piątek w Kijowie minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski po spotkaniu z kierownictwem MSZ Ukrainy.

Szef polskiej dyplomacji był na Ukrainie z dwudniową wizytą.  W piątek w Kijowie spotkał się ze swym ukraińskim odpowiednikiem Andrijem Deszczycą. Sikorski mówił m.in., że do połowy przyszłego roku Ukraina może podpisać umowę o ruchu bezwizowym z UE, ale musi w tym celu spełnić kilka warunków. Chodzi o przyjęcie ustawy antydyskryminacyjnej, ustawy o uchodźcach i ustawy o ochronie danych osobowych oraz wprowadzenie paszportów biometrycznych.
Ministrowie podpisali plan współpracy między resortami dyplomacji obu krajów na lata 2014-2015. Sikorski poinformował też, że uzyskał zapewnienie od władz Ukrainy, iż embargo na polskie mięso "będzie bardzo szybko przeszłością".

Polski minister poruszył również temat ukraińsko-rosyjskich relacji gazowych; przyznał, że czasu na porozumienie jest coraz mniej. Wyraził nadzieję, że obie strony uzgodnią "zdroworozsądkową", a nie polityczną cenę za surowiec. Zaznaczył, że negocjacje prowadzone są wspólnie z Unią Europejską ze względu na potrzebę wspólnej polityki energetycznej UE wobec Rosji. Wskazał też, że pieniądze, które Kijów otrzyma z Międzynarodowego Funduszu Walutowego, mają być przeznaczone na wsparcie ukraińskiej gospodarki, a nie na "płacenie kosmicznej ceny za gaz"

Przypadek Aleksandra Kwaśniewskiego

Szef MSZ Radosław Sikorski, odnosząc się do informacji o tym, że b. prezydent Aleksander Kwaśniewski zasiada we władzach spółki Burisma Holdings, powiedział: Emerytowani politycy imają się różnych zajęć. W tym kontekście przypomniał także przypadek b. kanclerza Niemiec Gerharda Schroedera.

- (Kwaśniewski) oczywiście nie pełni dziś żadnej oficjalnej funkcji publicznej, więc wolno mu. No ale, ja już mówiłem przy okazji komentowania zachowania byłego kanclerza Schroedera, że emerytowani politycy imają się różnych zajęć - powiedział minister spraw zagranicznych podczas piątkowego briefingu prasowego w Warszawie.

Media podały ostatnio, że b. prezydent Aleksander Kwaśniewski zasiada we władzach ukraińskiej spółki gazowej Burisma Holdings, należącej do ukraińskiego oligarchy Mykoły Złoczewskiego, byłego ministra w rządzie Wiktora Janukowycza. W piątek rano Kwaśniewski mówił na antenie TVN24, że nie odejdzie z rady dyrektorów tej firmy.

Sikorskiego pytano także, czy b. prezydent powinien znów podjąć się jakiejś ważnej misji związanej z Ukrainą. Aleksander Kwaśniewski i b. szef europarlamentu Pat Cox jako wysłannicy Parlamentu Europejskiego zabiegali w ubiegłym roku, by władze ukraińskie zgodziły się na uwolnienie b. premier Julii Tymoszenko.

Zdaniem szefa polskiej dyplomacji, misja Kwaśniewski-Cox na Ukrainie "była misją użyteczną, niestety nieudaną, ale nie z winy Kwaśniewskiego i Coksa". "Ona w sensie politycznym odciągnęła uwagę Unii od tego, co było jądrem problemu wtedy - czyli rosyjskiego bojkotu handlowego na Ukrainę. Unii wydawało się, że ma tak mocną pozycję negocjacyjną, że zamiast pomagać Ukrainie może jej narzucać kolejne warunki, takie jak np. zwolnienie Julii Tymoszenko" - powiedział Sikorski.
- Więc misja się nie powiodła, ale Aleksander Kwaśniewski potwierdził swą anielską cierpliwość do rozmów z ukraińskimi politykami i za tę misję byłem mu wdzięczny - dodał.

Okrągły stół w Charkowie na wschodzie Ukrainy

W sobotę w Charkowie odbędzie się drugie posiedzenie ukraińskiego okrągłego stołu jedności narodowej. To próba znalezienia wyjścia z kryzysu na Wschodzie Ukrainy. W czasie środowych obrad w Kijowie, w którym wzięli udział przedstawiciele władz centralnych i lokalnych oraz biznesu, a także cerkwi i kościołów, uczestnicy przedstawili swoje stanowiska. Rządzący mówili o operacji antyterrorystycznej, uzbrojonych separatystach i agresji Rosji, a ich oponenci o pokojowych demonstrantach. Strony zgodziły się co do tego, że należy przekazać więcej uprawnień regionom i że należy kontynuować dialog.

Szef komunistów: wybory będą niezgodne z prawem

Szef Komunistycznej Partii Ukrainy (KPU) Petro Symonenko ogłosił w piątek podczas debaty w TV, że wycofuje swoją kandydaturę z wyborów prezydenckich zaplanowanych na 25 maja. Lider komunistów wyjaśnił, że jego partia uznała, iż wybory nie będą zgodne z prawem.

Co z Mistralami?

Gdyby sfinalizowany został kontrakt w sprawie sprzedaży Rosji przez Francję okrętów desantowych Mistral, byłby to wymowny sygnał słabości Zachodu - pisze "Financial Times". Ocenia, że sojusznicy Francji powinni wspólnie znaleźć inne przeznaczenie dla okrętów.
Jak zauważa brytyjski dziennik w piątkowym artykule redakcyjnym, od wybuchu kryzysu ukraińskiego kraje Unii Europejskiej nie były zgodne co do tego, jaki ciężar ekonomiczny są w stanie ponieść, aby powstrzymać agresję Rosji. W najbliższej perspektywie dylemat ma Francja, która jest w końcowej fazie realizacji wartego 1,2 mld euro kontraktu na sprzedaż okrętów.
"FT" przypomina, że zgodę na sprzedaż Rosji dwóch okrętów Mistral wydał w 2008 roku ówczesny prezydent Nicolas Sarkozy. Decyzja była od początku kontrowersyjna, a w tym samym roku prezydent Władimir Putin rozeźlił Zachód interwencją zbrojną w Gruzji. "Stany Zjednoczone natychmiast ostrzegły Francję, że sprzedaż umożliwiłaby Putinowi w większym stopniu wywieranie nacisków w bliskim sąsiedztwie Rosji" - zaznacza dziennik.
"Francja na wiele sposobów stara się usprawiedliwić transakcję. Twierdzi, że sprzedaje Kremlowi nieuzbrojone cywilne kadłuby, który Rosja będzie musiała uzbroić własnymi systemami. O kupców alternatywnych będzie trudno, ponieważ Moskwa już zainstalowała na okrętach komponenty rosyjskiej produkcji" - podkreśla "Financial Times".
Jak dodaje, Francja może również argumentować, że wszystkie zachodnie kraje, w tym USA, starają się nałożyć na Rosję sankcje, które nie działałyby z mocą wsteczną ani nie naruszały krajowych interesów. Na przykład Stany Zjednoczone proponują nowy zestaw sankcji energetycznych przewidujących zakaz eksportu technologii do Rosji, ale na przyszłe projekty, a nie na istniejące.
"Problem Francji polega na tym, że w obliczu ostatnich czynów Putina, sprzedaż sprzętu byłaby znaczącym sygnałem zachodniej słabości. Rosja mogłaby wykorzystać te okręty, aby zagrozić swoim najbardziej narażonym sąsiadom czarnomorskim - Ukrainie i Gruzji oraz krajom bałtyckim wchodzącym w skład NATO. USA w sposób zrozumiały postrzegałyby to jako kolejny dowód na to, że Europa jest bardziej zainteresowana sprzedażą broni niż podtrzymaniem swojej części transatlantyckiej umowy w kwestii bezpieczeństwa w ramach NATO" - komentuje "FT".

PAP/IAR/agkm