Logo Polskiego Radia
IAR / PAP
Filip Ciszewski 07.05.2015

Polscy strażacy wrócili z Nepalu. Poruszające wspomnienia z akcji

69 polskich strażaków, którzy brali udział w akcji ratowniczej w dotkniętym trzęsieniem ziemi Nepalu, przyleciało w środę wieczorem do Warszawy. 13 pozostałych ma wrócić do Polski w piątek. Razem ze strażakami wróciło też 12 psów ratowniczych.

Na lotnisku wojskowym w Warszawie strażaków powitał generał brygadier, Komendant Główny Państwowej Straży Pożarnej Wiesław Leśniakiewicz.
Podkreślił, że akcja została wykonana doskonale. Jednak najbardziej cieszy się z tego, że cało wrócili do kraju. Dziękując ratownikom mówił, że podczas akcji w Nepalu wykazali się dużym doświadczeniem i "hartem".

- 5 lat temu byliśmy na Haiti, teraz w Nepalu. Przez te pięć lat, ci ratownicy, nie próżnowali, ta akcja pokazała, że są dobrze przygotowani, mają dobry sprzęt i skutecznie działają - powiedział Leśniakiewicz.

Podziękował też wojsku i liniom lotniczym LOT za pomoc w przetransportowaniu strażaków do Nepalu i w ich powrocie.

Wdzięczni Nepalczycy

Sami strażacy podkreślali, że zniszczenia po trzęsieniu ziemi, które dotknęło Nepal są olbrzymie, a pomocy potrzebują setki tysięcy osób. Mieszkańcy terenów dotkniętych kataklizmem są jednak bardzo otwarci i serdeczni. - Każdą pomoc przyjmują z dużą wdzięcznością. Potrzeby są ogromne. W tym momencie przede wszystkim potrzebne są schronienia, prąd, woda pitna, żywność - powiedział wiceszef grupy ratowników Marcin Kędra.

Dostanie się do wielu miejscowości, z powodu zniszczeń, było bardzo utrudnione lub praktycznie niemożliwe. - Tam gdzie udało nam się dotrzeć często byliśmy pierwsi lub jako jedni z pierwszych i udzielaliśmy najpotrzebniejszej pomocy, także medycznej - mówił Kędra.

Ogromne cierpienie

Brygadier Wiesław Drosio dowódca warszawskiej grupy podkreślał, że najtrudniejsze w takich akcjach jest patrzenie na cierpienie osób, "którym świat zawalił się na głowę". Wspominał pewnego Nepalczyka, który prosił Polaków o sprawdzenie, co się stało z jego synem, córką i żoną. - Podnieśliśmy ścianę, niestety wszyscy zginęli. W ciągu pół minuty jego życie legło w gruzach - opowiada strażak. - Stracili wszystko. Dom, swoich bliskich. Pamiętam dziewczynkę, która mówiła nam, że mama została w jednym z pokojów, niestety, gdy do niej próbowaliśmy dotrzeć już nie żyła. Był też ojciec, który widział jak jego synek przebiegał wzdłuż ściany, miał nadzieję, że może udało mu się przeżyć. Jego również nie zdołaliśmy uratować - wspominał.

Jak mówią strażacy w przydzielonym im rejonie nie udało się odnaleźć nikogo żywego, choć bardzo tego pragnęli. Były przypadki kiedy psy sygnalizowały taką możliwość. Niestety, po dotarciu do poszukiwanych okazywało się, że nie żyją.

Trudna praca psów

Ratownicy podkreślali, że podczas akcji dużą role odgrywały psy. Jak zaznaczali, warunki - zarówno klimat, jak i m.in. duża liczba osób, duże zniszczenia, były dla czworonożnych ratowników dodatkowym utrudnieniem. Psy pracowały w dwóch grupach.

- Najpierw polegaliśmy na psach. Szukaliśmy w miejscach, które oznaczały. Ich pomoc była ogromna. Przykładowo, im przeszukanie budynku zajmowało godzinę, my musielibyśmy to robić przez cały dzień. Rozmawialiśmy też z mieszkańcami. Pokazywali nam gdzie mogą być ich bliscy. Staraliśmy się dotrzeć w te miejsca, bo budynki były tak zniszczone, że psy mogły czegoś nie wyczuć - mówił Drosio.

Polscy ratownicy wspierali też Polaków mieszkających w Nepalu. - Prosili nas oni m.in. o to by sprawdzić czy mogą wrócić do swoich domów, czy te budynki są bezpieczne. Nasi specjaliści to oceniali - zaznaczył Drosio.

źródło: TVN24/x-news

Do Nepalu poleciało 81 polskich strażaków z ciężkiej grupy poszukiwawczo-ratowniczej USAR. Od 27 kwietnia brali udział w akcji poszukiwawczej, udzielali pomocy medycznej, oceniali stan techniczny budynków i pomagali w dotarciu do znajdujących się pod gruzami ofiar kataklizmu. Działali w Katmandu, a także w kilku górskich miejscowościach w rejonie Gorkha.

Koordynowali także działania związane z rozładowywaniem i przekazaniem pomocy polskiej pomocy humanitarnej - w sumie ok. 19 ton namiotów, koców, śpiworów, żywności, leków i środków czystości, zebranych przez organizacje pozarządowe, takie jak Caritas, PAH, Polska Misja Medyczna, PCK - oraz przekazanych z Agencji Rezerw Materiałowych.

Strażacy wracając zabrali ze sobą specjalistyczny sprzęt, m.in. geofony i kamery wziernikowe; zostawili natomiast Polakom mieszkającym w Nepalu - namioty, żywność i stację uzdatniania wody. Namioty przekazali też jednostce wojskowej, na terenie której mieli obóz. Polska grupa ratowniczo-poszukiwawcza jadąc do Nepalu zabrała ze sobą całą bazę logistyczną, tak, by w czasie akcji być samowystarczalną.

Polską pomoc humanitarną dostarczono do Nepalu pięcioma samolotami wojskowymi: C-130 Hercules i C-295M CASA z 33. i 8. bazy lotnictwa transportowego. Trasa z Warszawy do Katmandu została podzielona na dwa etapy: Warszawa - New Delhi - Katmandu. Międzylądowania w celu zatankowania paliwa i wymiany załóg odbyły się w stolicy Gruzji, Tbilisi oraz w Termez w Uzbekistanie. Wojskowe CASY z 8. Bazy Lotnictwa Transportowego w Balicach dostarczyły pomoc do stolicy Indii - New Delhi; do Katmandu przewoziły ją Herculesy - w dwóch rzutach.

Trzęsienie ziemi, które w sobotę 25 kwietnia przed południem nawiedziło okolice Katmandu, miało siłę 7,9 w skali Richtera. Było to najsilniejsze trzęsienie ziemi w Nepalu od 81 lat. Następnego dnia miał miejsce wstrząs wtórny o sile 6,7 w skali Richtera. Według dotychczasowych szacunków zginęło ponad 7,2 tys. osób, zdaniem władz Nepalu liczba ofiar może jednak przekroczyć 10 tys. osób. Jeżeli tak się stanie, będzie to najtragiczniejsze trzęsienie ziemi w historii kraju; w 1934 roku zginęło ponad 8,5 tys. ludzi.

ONZ szacuje, że na skutek kataklizmu ucierpiało 8,1 mln ludzi, czyli ponad jedna czwarta mieszkańców 28-milionowego Nepalu.

IAR/PAP/fc