Logo Polskiego Radia
IAR / PAP
Beata Krowicka 10.06.2015

Akta z afery podsłuchowej w internecie. Zbigniew S. wypuszczony na wolność

Zbigniew S. na wolności, ale z zarzutem. Wieczorem biznesmen został zatrzymany w sprawie publicznego rozpowszechniania wiadomości z postępowania przygotowawczego. Po kilku godzinach został wypuszczony.
Posłuchaj
  • Prokurator Przemysław Nowak: zachodzi podejrzenie bezprawnego publicznego rozpowszechnienia wiadomości z postępowania przygotowawczego (IAR)
Czytaj także

Po wyjściu z siedziby prokuratury okręgowej w Warszawie Zbigniew S. poinformował zgromadzonych dziennikarzy, że postawiono mu zarzut ujawnienia tajemnicy śledztwa. Dodał, że nie przyznał się do winy oraz że zastosowano wobec niego "środki zapobiegawcze" - zakaz opuszczania kraju i dozór policyjny.

Zatrzymanie Zbigniewa S. miało związek z opublikowaniem przez niego na Facebooku zdjęcia akt ze śledztwa w sprawie tak zwanej afery podsłuchowej. Twierdził, że już wcześniej pojawiły się one na serwerach w Chinach. Zapowiadał, że upubliczni wszystkie tomy akt śledztwa prowadzonego w związku z podsłuchami, zakładanymi w warszawskich restauracjach - 28 tomów czyli łącznie 72 tysiące stron.

 

We wtorek w mieszkaniu S. rozpoczęto policyjne przeszukanie; na miejscu był też prokurator. Sam S. na swym profilu na portalu społecznościowym zamieścił wpis o treści: "Policja jest".

Zdjęcia kilkunastu tomów akt śledztwa w sprawie tzw. afery podsłuchowej, które prowadzi Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga, opublikowano na profilach Zbigniewa S. na Facebooku. Za publiczne rozpowszechnianie bez zezwolenia materiałów ze śledztwa grozi grzywna, ograniczenie wolności lub kara do lat dwóch pozbawienia wolności. O wszczęcie śledztwa wystąpiła praska prokuratura.

We wtorek po południu w sprawie upublicznienia akt premier Ewa Kopacz spotkała się z ministrami: spraw wewnętrznych, obrony narodowej, sprawiedliwości oraz prokuratorem generalnym Andrzejem Seremetem.

Minister sprawiedliwości Borys Budka powiedział przed spotkaniem, że wycieki z akt śledztwa naruszają zaufanie obywateli do państwa. - Doszło do niespotykanego wycieku informacji ze śledztwa, takie wycieki naruszają zaufanie obywateli do państwa i prokuratury - powiedział minister sprawiedliwości. Ocenił, że ewentualna sejmowa komisja śledcza niczego nie wyjaśni w tej sprawie.

W środę informację o wycieku przedstawi w Sejmie prokurator generalny Andrzej Seremet. Po spotkaniu z premier mówił on, że wszelkie tropy wskazują, że informacje ze śledztwa ws. afery podsłuchowej zostały ujawnione na podstawie akt, które prokuratura zgodnie z prawem udostępniła prawnikom podejrzanych lub pokrzywdzonych.

"Nie wiadomo czy był to wyciek"

Prokurator Przemysław Nowak poinformował, że rozpoczęte w związku z publikacjami śledztwo dotyczy udostępniania, a nie wycieku akt. Wyjaśnił, że legalny dostęp do akt sprawy dotyczącej nielegalnych nagrań polityków i biznesmenów w warszawskich restauracjach miało wiele osób, będących stronami w postępowaniu. Wśród nich są podejrzani, pokrzywdzeni i ich pełnomocnicy.
Prokurator przyznał, że nie ma pewności, czy jednak nie doszło do nielegalnego wycieku akt z postępowania, ale tę wersję uznał za mniej prawdopodobną.

Afera taśmowa. Czytaj więcej>>>
Zbigniew S. zapowiadał, że upubliczni na swoim profilu na Facebooku wszystkie tomy akt ze śledztwa w sprawie afery podsłuchowej. N a konferencji prasowej przed Sejmem powiedział, że otrzymał informację o umieszczeniu tych dokumentów na chińskich serwerach, a sam tylko opublikował część z tych akt - około jednej czwartej. Dodał, że jest upartym człowiekiem i zamierza umieścić na swoim profilu całość akt - 28 tomów czyli łącznie 72 tysiące stron.
Zbigniew S. powiedział, że umieścił akta na swoim koncie w Facebooku ze względu na dobro publiczne. Uważa, że nie jest winny, ale prokuratura tak go traktuje. Wyjaśnił, że nie został przez prokuraturę przesłuchany, a więc nie miał możliwości w sposób procesowy wyjawienia lub odmowy wyjawienia, skąd ma akta sprawy.

"Demolowanie instytucji państwa"

Ostro o publikacji dokumentów mówił marszałek Sejmu. Radosław Sikorski powiedział, że trudno mieć wiarę w postępowanie, gdy wyciekają dane z aktami. Polityk podkreślił, że liczył na to, iż prokuratura ukarze winnych nielegalnego nagrywania i publikowania danych w sposób przestępczy. - Tymczasem mamy kolejne wycieki, to jest demolowanie instytucji państwa - zaznaczył Sikorski. Marszałek dodał, że ma nadzieję na to, ż prokurator generalny po rozmowie z koordynatorem do spraw służb podejmie energiczne działania w tej sprawie.
Zdaniem marszałka Sejmu to nie koniec tego typu sytuacji, "bo słyszy się o taśmach, którymi niektórzy próbują handlować na mieście". Sikorski przypomniał, że przestrzegał przy pierwszych wyciekach, że zmierzamy do społeczeństwa inwigilacji totalnej i niszczenia instytucji demokratycznego państwa. - Zapewne komuś na tym zależy - stwierdził Radosław Sikorski.
Z kolei były minister sprawiedliwości Marek Biernacki z PO, obecnie szef sejmowej speckomisji stwierdził, że ujawnienie akt spowolni wyjaśnianie afery podsłuchowej.
Poseł zwołał na przyszły czwartek posiedzenie sejmowej komisji do spraw służb specjalnych. Zaproszono na nie prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta.

PiS chce komisji śledczej
W związku z sytuacją PiS ponawia apel o powołanie komisji śledczej. Projekt PiS czeka na rozpatrzenie przez Sejm od września ubiegłego roku. Jutro posłowie mają rozstrzygnąć o uzupełnieniu porządku obrad o ten punkt.
Szef Klubu Parlamentarnego PiS Mariusz Błaszczak uważa, że zamiast przeprowadzać głosowanie, marszałek Sikorski powinien sam podjąć decyzję o przeprowadzeniu pierwszego czytania projektu uchwały. Przypomniał, że były premier Donald Tusk zapewnił Sejm, że informacja na temat afery będzie przedstawiona do końca września ubiegłego roku.
Według Mariusza Błaszczaka, sam fakt wycieku akt nie jest rzeczą dobrą, ale istotniejsza jest ich treść, która jego zdaniem świadczy o patologii władzy i kompromituje jej przedstawicieli.

Zgodnie z wnioskiem PiS, komisja śledcza miałaby zbadać działania służb specjalnych, policji oraz członków Rady Ministrów i osób im podległych odpowiedzialnych za nadzór i koordynację pracy tych instytucji i organów w związku z ujawnionym przez tygodnik "Wprost" w wydaniu z 16 czerwca 2014 r. procederem nagrywania urzędników, polityków oraz przedsiębiorców od lipca 2013 do czerwca 2014 roku w warszawskich restauracjach Sowa i Przyjaciele, Amber Room i Osteria a także w innych miejscach.
"Publikacja danych osobowym jest złamaniem prawa"
Publikacja tego materiału to złamanie prawa - mówi zastępca Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych Andrzej Lewiński. Wyjaśnia, że chodzi o artykuł 49. ustawy o ochronie danych osobowych. Mówi on, że kto bezpodstawnie przetwarza dane zwykłe podlega karze do lat dwóch, a w przypadku danych wrażliwych do lat trzech.

Czytaj dalej
stonoga blog 1200
GIODO: zostało złamane prawo

Andrzej Lewiński dodał, że obowiązków nie dopełnił też administrator instytucji, która dane osobowe zebrała. W tym przypadku chodzi o prokuraturę. Zastępca GIODO mówi, że odpowiedzialność jest podwójna. Wyjaśnia, że myśl artykułu 51. winę ponosi administrator, który należycie nie zabezpieczył danych oraz osoba, która dane udostępniła.

Posłuchaj
00:18 andrzej lewiński 9.6.2015 Zastępca Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych Andrzej Lewiński: za bezprawne przetwarzanie danych osobowych grozi od 2 do 3 lat pozbawienia wolności (IAR)

Andrzej Lewiński przyznał, że biuro GIODO samo niewiele może w sprawie wycieku danych osobowych zrobić. - Najpierw zapytamy prokuraturę o przebieg postępowania, potem dołączymy się z wnioskiem dotyczącym odpowiedzialności z zakresu ochrony danych osobowych - powiedział.

Kilkanaście osób z dostępem do akt

Praska prokuratura nie obawia się, że ujawnione dokumenty wpłyną na losy śledztwa w sprawie podsłuchów, ale nie zmienia to negatywnej oceny takiego nielegalnego działania - upublicznienia wbrew prawu materiałów prokuratury. Dostęp do akt i możliwość wykonania fotokopii na swój użytek miało kilkanaście osób; od 24 lutego 2015 r. udostępniano je podejrzanym, ich obrońcom, osobom pokrzywdzonym i ich pełnomocnikom. Nikt z nich takiego zezwolenia nie miał, a osoby, które wykonywały fotokopie, poinformowano o odpowiedzialności karnej za ich ujawnienie - ich listę przekazano prokuratorowi prowadzącemu śledztwo.

TVN24/x-news
Ponieważ w aktach podane są dokładne dane osób zeznających, poszkodowanych i podejrzanych, Biuro Ochrony Rządu zapowiedziało, że ochrona osób, których nazwiska pojawiają się w ujawnionych materiałach ze śledztwa podsłuchowego, będzie bardziej nasilona i szczegółowa. Dotyczyć to m.in. szefa CBA Pawła Wojtunika.

Głośna afera taśmowa
Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga prowadzi śledztwo ws. podsłuchiwania od lipca 2013 r. w dwóch restauracjach kilkudziesięciu osób z kręgu polityki, biznesu oraz byłych i obecnych funkcjonariuszy publicznych. Prokuratura w czerwcu 2014 r. postawiła zarzuty biznesmenom Markowi Falencie i Krzysztofowi Rybce oraz Łukaszowi N. i Konradowi L. - pracownikom restauracji, w których dokonywano podsłuchów. Falenta nie przyznał się do zarzutów i zapewniał, że jest niewinny. Śledztwo jest przedłużone do września.
IAR, PAP, bk