Logo Polskiego Radia
IAR / PAP
Filip Ciszewski 08.10.2015

NATO gotowe wysłać wojsko do ochrony Turcji. Rosja poczyna sobie coraz śmielej

NATO może wysłać wojska lądowe do Turcji, jeśli zajdzie taka potrzeba - tak mówił w Brukseli Sekretarz Generalny Sojuszu Jens Stoltenberg. Sytuacja w Syrii była głównym tematem spotkania ministrów obrony krajów NATO. Rosja od kilku dni prowadzi naloty na pozycje w Syrii, a jej myśliwce naruszyły przestrzeń powietrzną Turcji, która jest członkiem Paktu.
Galeria Posłuchaj
  • Minister obrony Tomasz Siemoniak o zaangażowaniu Rosji w konflikcie w Syrii (IAR)
  • NATO może wysłać wojska lądowe do Turcji. Korespondencja Wojciecha Cegielskiego (IAR)
Czytaj także

Sekretarz Generalny NATO Jens Stoltenberg mówił w Brukseli, że Sojusz zwiększył swoje siły szybkiego reagowania do 40 tysięcy osób. Jeśli będzie potrzeba, mogą one zostać użyte w Turcji. - NATO jest gotowe bronić wszystkich sojuszników, w tym Turcji przed zagrożeniami. Zwiększyło możliwości i gotowość do wysłania żołnierzy, także na wschód, do Turcji, jeśli zajdzie taka potrzeba - mówił Stolteneberg.

Według nieoficjalnych informacji z Brukseli, Turcja poprosiła Stany Zjednoczone i Niemcy, by te nie wycofywały z pogranicza turecko-syryjskiego rakiet Patriot i stacjonujących tam żołnierzy.

Posłuchaj
00:17 jens.mp3 Sekretarz Generalny NATO Jens Stoltenberg: NATO jest gotowe bronić wszystkich sojuszników, w tym Turcję przed zagrożeniami. NATO już zwiększyło możliwości i gotowość do wysłania żołnierzy, także na wschód, także do Turcji, jeśli zajdzie taka potrzeba (IAR)

 

Na spotkaniu w Brukseli ministrowie potępili rosyjskie naloty w Syrii i podkreślili, że nie służą one rozwiązaniu sytuacji, ale mogą jeszcze bardziej ją skomplikować. Zachód oskarża Rosję, że ta nie uderza w cele Państwa Islamskiego, ale bombarduje opozycję i tym samym wspiera syryjskiego prezydenta Baszara al-Asada. Dyplomaci NATO twierdzą, że Rosja znacznie zwiększyła liczbę swoich żołnierzy, w tym także wojsk lądowych w Syrii i jest gotowa do ofensywy lądowej. Według mediów, może chodzić nawet o 2 tysiące żołnierzy.

Rosyjski atak

8 października syryjskie wojsko oficjalnie ogłosiło początek ofensywy lądowej z wykorzystaniem wsparcia rosyjskiego lotnictwa. Dzień wcześniej pociski manewrujące wystrzelone z rosyjskich okrętów na Morzu Kaspijskim uderzyły w obiekty dżihadystów w Syrii - ośrodki dowodzenia, składy amunicji, obozy szkoleniowe oraz zakłady, w których wytwarzane były m.in. materiały wybuchowe.

Według oficjalnych rosyjskich źródeł do ataku użyto 26 pocisków manewrujących Kalibr-NK (w terminologii zachodniej SS-N-27 Sizzler), które po przebyciu dystansu około 1500 kilometrów trafiły wyznaczone cele z dokładnością do 3 metrów. Wystrzelono je z należących do Flotylli Kaspijskiej korwety rakietowej Dagestan oraz małych okrętów rakietowych Grad Swijażsk, Wielikij Ustiug i Uglicz.

WOJNA W SYRII - serwis specjalny >>>

USA twierdzą, że cztery z rosyjskich pocisków manewrujących spadły w trakcie przelotu nad Iranem na jego terytorium. Dwaj cytowani przez agencję AP anonimowi przedstawiciele Pentagonu powiedzieli, że nie jest jasne, czy pociski te spowodowały w Iranie jakiekolwiek znaczniejsze szkody. Jak podawały wcześniej rosyjskie władze wojskowe, wystrzelone na cele Państwa Islamskiego w Syrii pociski leciały ze względów bezpieczeństwa nad terenami niezamieszkanymi. Dodatkowo Amerykanie oskarżają Rosję, nie ostrzegła, że zaatakuje z okrętów cele w tym kraju.

Rosja zacznie tracić ludzi w Syrii

Według ministra obrony USA Ashtona Cartera, Moskwa działa w Syrii nieodpowiedzialnie i ryzykuje konfrontację z samolotami międzynarodowej koalicji dowodzonej przez USA, która zwalcza Państwo Islamskie (IS).

- Obserwujemy coraz bardziej nieprofesjonalne zachowanie rosyjskich sił. Naruszyli turecką przestrzeń powietrzną (...). Bez ostrzeżenia wystrzelili pociski rakietowe z okrętów na Morzu Kaspijskim i zbliżyli się na odległość kilku kilometrów od jednego z naszych dronów - powiedział. Carter podkreślił, że wspólnie z syryjskim reżimem Rosjanie rozpoczęli ofensywę lądową, próbując sprawić wrażenie, że celem interwencji jest walka z IS.

źródło: RUPTLY/x-news

- Spodziewam się, że w najbliższych dniach Rosja zacznie tracić ludzi w Syrii - powiedział szef Pentagonu po rozmowach ministrów obrony 28 krajów NATO w siedzibie Sojuszu w Brukseli.

Dowodzona przez USA koalicja prowadzi naloty przeciwko dżihadystom zarówno w Iraku, jak i Syrii. Waszyngton zapewnia, że będzie kontynuował te działania mimo coraz większej obecności wojskowej Rosjan w Syrii. Jednocześnie Stany Zjednoczone krytykują rosyjskie poparcie dla Asada i wykluczyły współpracę wojskową z Rosją w sprawie Syrii. Pentagon jest jednak gotowy prowadzić podstawowe, techniczne rozmowy z Rosjanami, by próbować zapewnić bezpieczeństwo pilotom.

Rosja nie powinna igrać z ogniem

Bez efektywnego dialogu Zachodu z Rosją sytuacja w Syrii wymknie się spod kontroli, bo jest zbyt wielu zaangażowanych aktorów – uważa wicepremier, szef MON Tomasz Siemoniak. Jego zdaniem w obecnej sytuacji "Rosja nie powinna igrać z ogniem".

"Jeżeli nie będzie podjęty jakiś efektywny dialog Zachodu z Rosją, to sytuacja się po prostu wymknie spod kontroli, bo tych aktorów naprawdę jest tam już zbyt wielu" – ocenił w czwartek Siemoniak w rozmowie z dziennikarzami podczas spotkania ministrów obrony NATO w Brukseli. - Najgorzej, że cierpią zwykli ludzie w Syrii, bo dołączenie przez Rosję do bombardowań i uderzeń rakietowych w niczym nie pomaga w rozwiązaniu tego kryzysu – dodał.

Pomoc w walce z "terrorystami"

Tymczasem syryjskie siły lojalne prezydentowi chwalą sobie zaangażowanie Moskwy. - Rosyjskie ataki powietrzne pomogły syryjskim siłom rządowym w "szerokiej ofensywie" w środkowej i północno-zachodniej Syrii, gdzie islamiści zbliżyli się do pozycji rządowych - poinformował szef sztabu sił reżimu w Syrii gen. Ali Abdullah Ajub.

W oświadczeniu transmitowanym przez syryjską telewizję generał oświadczył, że rosyjskie ataki ułatwiły prowadzenie rozszerzonej operacji zbrojnej mającej na celu wyeliminowanie "terrorystów", jak Damaszek określa zbiorczo wszystkie siły zbrojnej antyreżimowej opozycji.

- Po rosyjskich nalotach, które zredukowały potencjał walki Daesz i innych ugrupowań terrorystycznych, syryjskie siły zbrojne utrzymały militarną inicjatywę - powiedział Ajub. Daesz to arabski akronim dżihadystycznej organizacji znanej na Zachodzie jako Państwo Islamskie (IS). - Dziś wojsko syryjskie rozpoczęło szeroko zakrojony atak w celu wyeliminowania grup terrorystycznych i wyzwolenia obszarów i miast, które ucierpiały przez ich nękanie i zbrodnie - dodał.

Ciężkie walki, strącony śmigłowiec

Intensywne walki koncentrowały się na wiejskich obszarach prowincji Idlib, Hama i Latakia, gdzie aktywna jest tzw. Armia Podboju (sojusz ugrupowań islamistycznych, do którego należy m.in. Front al-Nusra), ale także - jak zauważa agencja AP - wspierana przez Zachód umiarkowana Wolna Armia Syryjska. Na zachodzie Hamy w ograniczonym stopniu obecne jest także IS, ale na obszarach oddalonych od tych, gdzie toczyły się walki.

Według syryjskich aktywistów w Kfar Nabuda w północnej Hamie został zestrzelony śmigłowiec sił rządowych, a rosyjskie myśliwce ostrzelały obszary położone niedaleko tej miejscowości.

źródło: STORYFUL/x-news

Jak informuje Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka, opozycyjna organizacja z siedzibą w Wielkiej Brytanii, syryjskie wojsko przeszło z wioski Dżorin w Latakii do Sal al-Gab, strategicznie ważnej równiny położonej między Latakią, Hamą i Idlibem. Agencja AP sugeruje, że siłom rządowym chodzi o wyparcie islamistów z terenów sąsiadujących z centrum ziem kontrolowanych przez rodzinę prezydenta Baszara el-Asada i mniejszość alawicką, z której się ona wywodzi.

Bomby próżniowe

Syryjska organizacja praw człowieka Centrum Dokumentowania Naruszeń poinformowała, że co najmniej 43 osoby cywilne zginęły w pierwszym dniu rosyjskich ataków w środkowej części prowincji Hims. Organizacja twierdzi, że udokumentowała co najmniej dwa przypadki zrzucenia bomb próżniowych (paliwowo-powietrznych). Podkreślono, że tego typu ładunki prowadzą do ogromnych strat w ludziach i w związku z tym użycie ich "stanowi poważne naruszenie międzynarodowego prawa humanitarnego i w rezultacie - zbrodnię wojenną".

USA proszą NATO o wsparcie

Kilka dni po walkach w afgańskiej prowincji Kunduz Carter powiedział w Brukseli, że USA poprosiły sojuszników z NATO o elastyczność w sprawie planów wycofania żołnierzy z Afganistanu. - Zwróciłem się do wszystkich partnerów z NATO, by byli elastyczni i rozważyli możliwość dokonywania korekt w planie obecności w Afganistanie, który ma już dwa i pół roku" - zaznaczył Carter. Dodał, że pewne kraje wyraziły gotowość zmiany tych planów.

Misja bojowa NATO zakończyła się pod koniec zeszłego roku, ale w Afganistanie wciąż przebywa ok. 10 tys. amerykańskich żołnierzy i ponad 6 tys. wojskowych z innych krajów NATO, którzy mają doradzać afgańskim siłom zbrojnym i je szkolić.

IAR/PAP/fc