Logo Polskiego Radia
IAR / PAP
Tomasz Owsiński 11.10.2015

Zamach w Ankarze. Prokurdyjska opozycja mówi o 128 zabitych

Prokurdyjska Ludowa Partia Demokratyczna podaje, że bilans ofiar śmiertelnych zamachu w Ankarze jest wyższy niż podawany oficjalnie. Kancelaria premiera Turcji Ahmeta Davutoglu podała, że w podwójnym ataku przeprowadzonym w sobotę przed dworcem kolejowym w Ankarze zginęło co najmniej 95 osób.
Galeria Posłuchaj
  • Duygu Guvenc, redaktor opozycyjnego dziennika „Cumhuriyet": nie ma konkretnych dowodów świadczących o tym, że za zamachem stoi Państwo Islamskie. Co więcej, sami islamiści nie przyznają się do zamachu. Jednocześnie Demokratyczna Partia Ludowa obwinia władze państwowe, w tym rządzącą Partię Sprawiedliwości i Rozwoju (IAR)
  • Turcja rozpoczęła żałobę po zamachach. Relacja Wojciecha Cegielskiego (IAR)
  • Tureckie służby bezpieczeństwa podejrzewają, że to Państwo Islamskie mogło stać za zamachem. Relacja Wojciecha Cegielskiego (IAR)
Czytaj także

Kancelaria premiera podała, że 160 rannych osób przebywa w szpitalach, w tym 65 na intensywnej terapii. W Turcji trwa trzydniowa żałoba narodowa.

Prokurdyjska Ludowa Partia Demokratyczna (HDP) zapewniła zaś w niedzielę, że spośród 128 ofiar zamachu do tej pory zidentyfikowano 120. Źródła w tureckich siłach bezpieczeństwa twierdzą, że za atakiem stało Państwo Islamskie (IS).

Tego samego dnia lider HDP Selahettin Demirtas ponownie obarczył winą za zamach władze w Ankarze. - Państwo, które zbiera informacje o latających ptakach i każdym piórze na ich skrzydłach, nie było w stanie zapobiec masakrze w Ankarze - pytał retorycznie zgromadzonych w stolicy członków swej partii i żałobników.

Wcześniej w pobliżu miejsca zamachu doszło do przepychanek z policją, która nie dopuściła na miejsce tragedii przedstawicieli HDP i osób, które chciały oddać cześć zabitym. Policja tłumaczyła, że nie wpuszcza tam ludzi, ponieważ nadal trwają prace śledczych. Po pewnym czasie grupa ok. 70 osób została wpuszczona na miejsce zamachu.

Tymczasem dwóch przedstawicieli tureckich władz poinformowało w niedzielę agencję Reutera, że śledczy wpadli na ślady sugerujące, że odpowiedzialność za sobotni zamach mogą ponosić dżihadyści z Państwa Islamskiego. Ich zdaniem atak w Ankarze przypominał ten z lipca w Suruc, w pobliżu syryjskiej granicy.

W wydanym oświadczeniu biuro szefa rządu przekazało, że trwa śledztwo mające ustalić sprawców zamachu, a prokuratura pracuje nad ustaleniem tożsamości ofiar.

Na razie nikt nie przyznał się do zamachu, najkrwawszego we współczesnej historii Turcji. Jednak zdaniem Davutoglu mogli go przeprowadzić dżihadyści z Państwa Islamskiego (IS) albo kurdyjscy lub skrajnie lewicowi bojownicy. Jak powiedział, istnieją mocne przesłanki świadczące o tym, że ataku dokonali dwaj zamachowcy-samobójcy.

"Zamach może podsycić napięcie"

Cytowany przez agencję AP analityk Soner Cagaptay z think tanku Washington Institute ocenia, że atak może podsycić napięcia etniczne w Turcji. Według niego zamach może być dziełem "ugrupowań chcących skłonić separatystyczną Partię Pracujących Kurdystanu lub jej bardziej radykalne, młode elementy do kontynuowania walki z tureckimi władzami. Skorzystałoby na tym IS, które w oczach wielu Turków w obliczu wewnętrznego konfliktu mogłoby zejść na drugi plan - dodał.

Cihan News Agency/x-news

"To nie musieli być islamiści"

- Za eksplozję w Ankarze nie muszą być wcale odpowiedzialni islamiści - uważa Duygu Guvenc, redaktor opozycyjnego dziennika „Cumhuriyet”. Dodaje w rozmowie z IAR, że przywódca tureckiej opozycyjnej Demokratycznej Partii Ludowej sugerował, że za zamachem stoi strona rządowa. - Nie ma konkretnych dowodów świadczących o tym, że za zamachem stoi Państwo Islamskie. Co więcej, sami islamiści nie przyznają się do zamachu. Jednocześnie Demokratyczna Partia Ludowa obwinia władze państwowe, w tym rządzącą Partię Sprawiedliwości i Rozwoju - powiedział.

Wielotysięczny protest w Stambule

Jak podała agencja AFP, ok. 10 tys. osób, przekonanych, że za zamachem stał rząd, przeszło w sobotę wieczorem ulicami Stambułu. "Znamy zabójców" - głosił transparent, który nieśli protestujący. Wykrzykiwali hasła przeciwko islamistyczno-konserwatywnemu prezydentowi Recepowi Tayyipowi Erdoganowi i Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), która od 2002 roku jest u władzy.

Czytaj dalej
ankara 1200.jpg
Dramatyczne nagranie z zamachu w Ankarze

"Erdogan zabójca" i "Pokój zwycięży" - skandowano w europejskiej części Stambułu. Demonstrację ochraniało wielu policjantów. Podobne wiece zorganizowano w Diyarbakir, zamieszkanym głównie przez Kurdów. Doszło tam do incydentów, policja użyła gazu łzawiącego. Według agencji Dogan demonstracje odbyły się też w Izmirze na zachodzie, i w miastach Batman, Urfa i Van na południowym wschodzie Turcji.

Najkrwawszy zamach w historii Turcji
Sobotni zamach przed dworcem kolejowym w Ankarze był najpoważniejszym we współczesnej historii Turcji. Do eksplozji doszło przed początkiem pokojowej demonstracji działaczy prokurdyjskich i lewicowych. W 2003 r. w atakach na dwie synagogi, siedzibę banku HSBC w Stambule i brytyjski konsulat zginęły 62 osoby. Według władz tamte zamachy były typowe dla Al-Kaidy.
W związku z wybuchami Davutoglu na trzy dni zawiesił kampanię przedwyborczą i ogłosił trzydniową żałobę narodową.

IAR, PAP, pp