Logo Polskiego Radia
Polskie Radio
migrator migrator 18.02.2009

Pod okiem niedźwiedzia

Rosji zależy na tym, by wojna w Afganistanie trwała jak najdłużej, bo coraz bardziej osłabia ona NATO.
Pod okiem niedźwiedziafot. East News

W styczniu 2009 roku Amerykanie publicznie przyznali, że szukają nowych lądowych tras transportu do Afganistanu. Miałyby one przebiegać nie przez Pakistan, jak to się odbywało dotąd, ale przez kraje Azji Centralnej. Dotychczasowy szlak zaczął być bowiem od jesieni regularnie atakowany przez tzw. pakistańskich talibów. Żadnej ostatniej decyzji w tej sprawie dotąd nie ogłoszono, co sugeruje, że negocjacje wciąż trwają. Ich rezultat będzie miał wielki wpływ na wojnę w Afganistanie, w której siły NATO ponoszą coraz większą porażkę.

Nielogiczna logistyka

Sytuacja była paradoksalna od samego początku. Kiedy Amerykanie dokonali w 2001 r. inwazji na Afganistan, talibowie wycofali się na południowe krańce kraju, a wielu z nich schroniło się też w sąsiednim Pakistanie. Tam otrzymali wsparcie od swoich pobratymców: pakistańskich Pasztunów. Schronienia udzielono im we wszystkich przygranicznych prowincjach: Beludżystanie, North-West Frontier Province (NWFP), a przede wszystkim w najbardziej separatystycznych Federally Administered Tribal Areas (FATA). A zatem afgańsko-pakistańskie pogranicze stało się dla talibów zapleczem.

Tymczasem Amerykanie, a potem także NATO, po zdobyciu kraju musieli go także utrzymać. W tym celu konieczne są regularne dostawy. Ponieważ Afganistan jest krajem bez dostępu do morza, a dostarczanie całości sprzętu jedynie drogą lotniczą byłoby kosztem gigantycznym, potrzebna jest tu pomoc sąsiedniego państwa. Jedynym zaś sojusznikiem Waszyngtonu w regionie jest Pakistan i to przez niego przeprowadzono trasy transportowe. Ok. 75% dostaw obejmujących sprzęt inny niż broń dla NATO dociera do portu w Karaczi. Stąd przewożone są one drogami Pakistanu i wjeżdżają do Afganistanu przez niestabilne południe kraju. Ironią losu, najkrótsza trasa przez terytorium Pakistanu wiedzie przez region FATA, to jest obszar, gdzie talibowie pakistańscy są najaktywniejsi i gdzie chroni się najwięcej talibów afgańskich i członków Al-Kaidy.

Ze strony logistyki wojna w Afganistanie jest zatem dość absurdalna. W większości konfliktów trasy zaopatrzeniowe dwóch stron przebiegają zupełnie różnymi drogami. W tej wojnie przechodzą one przez ten sam obszar. To przez FATA przechodzi większość dostaw dla sił ISAF a równocześnie to ten region jest jednym z głównych zapleczy dla talibów.

W większości konfliktów trasy zaopatrzeniowe dwóch stron przebiegają zupełnie różnymi drogami. W tej wojnie przechodzą one przez ten sam obszar.

Negatywne efekty tego układu zaczęto odczuwać i tak dość późno. W 2007 roku w Pakistanie zakończył się proces formowania organizacji talibów pakistańskich, ideologicznych odpowiedników talibów afgańskich, ale utworzonych przez część zamieszkujących FATA pakistańskich Pasztunów. W sierpniu 2008 roku, po długim okresie napięć i rozejmów, rząd w Islamabadzie rozpoczął przeciw nim ofensywę. Wkrótce, na jesieni, walczący z wojskiem rządowym talibowie pakistańscy zaczęli również atakować przechodzące przez ich teren transporty ISAF. Armia Islamabadu kilka razy zamykała trasy, bo oczyścić je z zagrożenia, ale zawsze wkrótce potem je otwierała, a talibowie szybko zaczynali wznawiać napaści. Wydaje się oczywistym, że problem ten nie zostanie rychło i łatwo rozwiązany; rząd w Islamabadzie nie ma bowiem możliwości (i do pewnego stopnia także chęci), by zbyt zdecydowanie rozprawić się z talibami pakistańskimi. Stąd coraz częściej zaczęto rozważać wytyczenie alternatywnych tras dostaw. Pytanie tylko: którędy i jakim kosztem?

Pod okiem niedźwiedzia

Pozostałymi sąsiadami Afganistanu są Iran, Turkmenistan, Uzbekistan, Tadżykistan i Chiny. Granica z tymi ostatnimi jest jedynie symboliczna. Rząd szyckiego Iranu jest od dawna negatywnie nastawiony do sunnickich talibów, a także do wylewającego się z Afganistanu handlu narkotykami, który szkodzi wszystkim ościennym państwom. Iran miałby więc swoje powody, by pomóc NATO w zwalczaniu talibów, ale do tego musiałoby dojść do wprawdzie niezupełnie niemożliwego, ale jednak niezwykłego przełomu w relacjach Teheranu z Waszyngtonem.

W przyszłości trasy przez Azję Centralną mogą być dla USA tym, czym gaz dla Europy: czynnikiem uzależniającym NATO od Rosji

Z trzech państw Azji Środkowej najbardziej realistyczna pod względem infrastruktury i stosunków politycznych mogłaby być pomoc Uzbekistanu. Trasy transportowe mogłyby prowadzić z Azerbejdżanu przez Morze Kaspijskie do Kazachstanu, i stamtąd przez Uzbekistan do północnego Afganistanu. Taka organizacja dostaw wymaga jednak nie tylko porozumienia się z rządami tych państw – i zaoferowania im czegoś w zamian – ale także z państwem, które uważa Azję Centralną za swoją wyłączną strefę wpływów: Rosją.

Na początku 2009 roku Moskwa wysłała w tej kwestii dwa sprzeczne sygnały. Z jednej strony w styczniu ogłosiła gotowość udzielenia pomocy w transportach. Czyżby zatem Rosjanie dawali siłom NATO możliwość przesyłania dostaw nie tylko przez Azję Środkową, ale i własne terytorium (taką możliwość mają np. Hiszpanie i Niemcy)? Z drugiej strony, wkrótce potem, na początku lutego 2009 roku, rząd Kirgistanu ogłosił zamknięcie amerykańskiej bazy Manas i uczynił to bez wątpienia pod rosyjskim naciskiem. Skąd taka rozbieżność działań?


Ta po raz kolejny rozgrywana „wielka gra” może się dla Moskwy okazać wielką gratką. Rosji zależy na tym, by wojna w Afganistanie trwała jak najdłużej, bo coraz bardziej osłabia ona NATO i angażuje wojska amerykańskie. Pomoc w organizacji tranzytu może się wydawać gestem dobrej woli, ale przecież w przyszłości trasy przez Azję Centralną (z włączeniem terytorium rosyjskiego lub nie) mogą być dla USA tym, czym gaz dla Europy: czynnikiem uzależniającym NATO od Rosji, elementem nacisku ze strony Moskwy. W przyszłości, np. podczas konfliktu podobnego do gruzińskiego, Rosja będzie mogła je czasowo lub na stałe zamknąć. O ile oferta pomocy jest tu marchewką, zamknięcie kirgiskiej bazy mogło spełnić rolę kija. Pokazuje ono, jak bardzo Moskwa odzyskuje osłabiony ostatnio wpływ na Azję Centralną i że nawet jeśli trasy dostawcze prowadzić będą do Azji Centralnej przez Morze Kaspijskie, a nie terytorium Rosji, to i tak ta ostatnia będzie miała realny wpływ na ich funkcjonowanie. W bardziej radykalnej interpretacji, oferta pomocy w połączeniu z zamknięciem bazy Manas może być dość czytelnym komunikatem o treści: ,,Pomożemy wam, pod warunkiem, że zlikwidujecie zupełnie swoją obecność w Azji Centralnej i będziecie tam działać na naszych warunkach’’.

Intencje Rosji mogą być też po części szczere. Moskwa wspiera w Afganistanie siły wrogie talibom, gigantyczny handel narkotykami z tego kraju uderza też w jej terytorium, a rozwój fundamentalizmu muzułmańskiego na afgańsko-pakistańskim pograniczu może mieć też zdecydowany wpływ na jej bezpieczeństwo (talibowie współpracują z ruchami fundamentalistycznymi z Azji Środkowej, a dodatkowo niektóre radykalne organizacje działające w Pakistanie mają też kontakt z np. Czeczenami).

Wojna w Afganistanie ma zatem coraz szersze międzynarodowe implikacje. Radykalna zmiana przebiegu tras dostawczych do tego kraju może siłom NATO pomóc w rozwiązaniu jednych problemów, ale postawić je przed zupełnie innymi.

Krzysztof Iwanek

Autor jest pilotem wycieczek do Indii i Nepalu, zajmuje się historią współczesnej Azji Południowej