Logo Polskiego Radia
Polskie Radio
migrator migrator 02.03.2010

NFZ skazał na śmierć kobietę chorą na raka.

Zaledwie kilka tygodni minęło od momentu, gdy minister zdrowia Ewa Kopacz uspokajała w telewizji miliony Polaków, że najnowsze leki na raka, zwane chemioterapią niestandardową, na pewno będą dla chorych dostępne, a już się okazało, że to tylko puste słowa - pisze Dziennik Bałtycki.

Boleśnie się o tym przekonała Maria Gombińska, mieszkanka Wejherowa, chorująca na szpiczaka mnogiego. Po kilku latach leczenia opiekujący się chorą lekarze z Kliniki Hematologii i Transplantologii Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego uznali, że pomóc jej może tylko jeden lek - lenalidomid. Nie ma go w szpitalnej aptece, teoretycznie jest dostępny dla chorych w klinice w ramach kontraktu z pomorskim NFZ, w praktyce jednak fundusz musi wyrazić zgodę na sfinansowanie leczenia lenalidomidem każdego pacjenta indywidualnie. W tym przypadku odmówił.

Pięć lat temu Maria Gombińska zauważyła, że czuje się gorzej, brakuje jej sił. Do tego zaczęły jej dokuczać bóle stawów i kości. - Zwykle w takich przypadkach lekarz rozpoznaje chorobę zwyrodnieniową i zleca zabiegi. Na szczęście pani doktor reumatolog z przychodni w Sopocie okazała się dociekliwa i uparta - wspomina pani Maria.

Pomyślała, że to może być szpiczak mnogi i zleciła odpowiednie badania. Wyniki potwierdziły jej podejrzenia. Pacjentka dostała skierowanie do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego. Przeszła chemioterapię i leczenie Talidomidem - podstawowym lekiem w terapii szpiczaka. Choroba ustąpiła, w Lublinie pani Maria przeszła pierwszy autoprzeszczep. Na półtora roku zapomniała, że w ogóle była kiedyś chora. Gdy szpiczak zaatakował ponownie, lekarze wytoczyli broń większego kalibru. Pacjentkę poddano leczeniu bortezomibem - w ramach programu terapeutycznego finansowanego przez Narodowy Fundusz Zdrowia.

Tym razem również choroba się cofnęła, choć nie do końca. Hematolodzy z UCK próbowali różnych kombinacji leków, chcąc doprowadzić do takiej remisji szpiczaka, by można było przeprowadzić kolejny autoprzeszczep. 14 stycznia tego roku wybitny hematolog, prof. dr hab. Andrzej Hellmann zdecydował, że chora powinna otrzymać kurację lenalidomidem. Klinika wysłała wniosek o lek na ratunek do NFZ w Gdańsku. Odpowiedzi nie było przez sześć tygodni. Profesor wysłał prośbę do NFZ ponownie.

- Lekarze nie ukrywali, że werdyktu NFZ mogę nie doczekać - tłumaczy pani Maria.

NFZ ostatecznie odmówił. Urzędnicy tłumaczą, że wydać zgody nie mogli i powołują się na rozporządzenie ministra zdrowia. Zabrania ono funduszowi finansowania leków, które nie uzyskały pozytywnej opinii Agencji Oceny Technologii Medycznych. Ta odmowa to dla pani Marii wyrok śmierci, bo wszystkie stosowane do tej pory sposoby leczenia przynosiły poprawę, ale na krótko. Lenalidomid dawał jej jeszcze jedną szansę, i to ogromną. Zdaniem lekarzy - po sześciu miesiącach kuracji, gdy wyniki badań się poprawią, można będzie wykonać u pacjentki przeszczep autologiczny, potocznie zwany autoprzeszczepem.

mch, dziennikbaltycki.pl