Logo Polskiego Radia
polskieradio.pl
Agnieszka Kamińska 19.09.2017

Nieoczekiwany wzlot i bolesny upadek. Skąd się wziął i gdzie rozwiał się efekt Schulza? Jak przebiegała kampania wyborcza w Niemczech?

Kampania w Niemczech w kraju debaty i kompromisu w polityce – nie obfitowała w skandaliczne wydarzenia. Były jednak tematy, które wybiły się na pierwsze miejsce, bo one zaabsorbowały umysły obywateli. Na początku wielkie wrażenie na wszystkich zrobił niesamowity sukces Martina Schulza – lecz potem sytuacja przybrała inny obrót. O kampanii u naszego zachodniego sąsiada opowiadał w rozmowie z portalem PolskieRadio.pl Artur Ciechanowicz z Ośrodka Studiów Wschodnich z Zespołu Niemiec i Europy Północnej.

SERWIS SPECJALNY
unia europejska 1200 free 2.jpg
EUROPA WYBIERA

Agnieszka Kamińska, PolskieRadio.pl: Koniec kampanii, niedługo wybory. W Polsce odbieramy ją zapewne zupełnie inaczej, z dystansem, choć opinię publiczną zaskoczył w pewnym momencie tzw. efekt Martina Schulza, nagły wzrost popularności SPD i możliwość zmiany kanclerza. Czy z pana punktu widzenia ta kampania to okres szczególnie gorący, fascynujący politycznie czy jej rytm wyznaczały bieżące wydarzenia, miała spokojny przebieg, nieelektryzujący?

Artur Ciechanowicz, Ośrodek Studiów Wschodnich: Niemcy mają inną kulturę polityczną debaty i sporu. Gdy spojrzymy na przykład ma debatę Merkel-Schulz, to słusznie ktoś napisał, że Martin Schulz bardzo dobrze wypadł na rozmowie kwalifikacyjnej o stanowisko ministra w rządzie kanclerz Angeli Merkel. To dobrze podsumowuje emocje kampanijne.


CZYTAJ TEŻ
ni12.jpg
WIELKA KOALICJA, MIESZCZAŃSKA, A MOŻE JAMAJKA?

Nie chciałbym oczywiście przesadzić z taką oceną niemieckiej polityki – potrafią też sobie ubliżać i się krytykować. I to się zdarza, jednak co do zasady zarówno temperatura sporów, jak i ich finezja są niższe niż gdzie indziej.

Wokół jakich zagadnień skrystalizowała się kampania?

Były trzy główne tematy kampanijne. Pierwszy to bezpieczeństwo wewnętrzne. To był najważniejszy temat tej kampanii. Różne były tego powody – mieliśmy m.in. kryzys migracyjny. Mowa była o tym, że wzrosła liczba gwałtów czy niektórych cięższych przestępstw. Ale w dużej mierze to zamachy terrorystyczne wpłynęły na to, że ludzie oczekiwali od polityków rozwiązań. 

Temat ten premiował chadecję, bo ona  według sondaży ma największe kompetencje w tej kwestii. Wyborcy ufają im w tym zakresie. Po drugie, obecnie chadecy piastują resorty siłowe w rządzie. To oni podejmowali decyzje, ogłaszali plany. Wykonując konstytucyjne obowiązki ministra, szef MSW Niemiec Thomas de Maizière prowadził jednocześnie kampanię wyborczą.

Drugi temat kampanii to kryzys migracyjny. Kanclerz Angeli Merkel udało się przedstawić ten problem jako wyzwanie, z którym Niemcy sobie potrafią poradzić i choć wiele jest jeszcze do zrobienia – to właśnie biorą byka za rogi. I tu znów szef MSW ogłaszał kolejne projekty ustaw, m.in. o szybszej deportacji osób, których wnioski o ochronę międzynarodową zostały odrzucone, o uszczelnieniu systemu azylowego, rozszerzeniu listy bezpiecznych krajów pochodzenia, ograniczenia świadczeń socjalnych dla ubiegających się o ochronę i tak dalej.

Trzeci temat, ważny na początku, to była sprawiedliwość społeczna. Podejmowała go SPD. Był to flagowy temat Martina Schulza. Jednak w związku z tym, że kampania kandydata SPD była prowadzona wadliwie , ta kwestia umarła śmiercią naturalną.

Warto pamiętać, że chadecja od początku była w o wiele lepszej sytuacji niż SPD, ponieważ ma swoją kanclerz. Angela Merkel biorąc udział w międzynarodowych szczytach takich jak G20, spotykając się z prezydentem USA Donaldem Trumpem, z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem - wykonując swoje konstytucyjne obowiązki - też prowadziła kampanie. Była obecna w mediach, udzielała wywiadów.


Plakaty wyborcze kanclerz Angeli Merkel i kandydata SPD Martina Schulza na terenie zielonym w Berlinie; FOT. PAP/ EPA/CARSTEN KOALL  Plakaty wyborcze kanclerz Angeli Merkel i kandydata SPD Martina Schulza na terenie zielonym w Berlinie; FOT. PAP/ EPA/CARSTEN KOALL

W Polsce zauważyliśmy przede wszystkim efekt Martina Schulza – na początku wszystkich zaskoczył, potem w jakiś sposób rozsypał się w proch, rozwiał się w powietrzu.

Schulz nie sprawował żadnego urzędu państwowego – nie jest ani ministrem ani szefem frakcji w parlamencie. Jest tylko przewodniczącym partii. Zresztą, celowo nie zdecydował się na objęcie żadnego stanowiska w rządzie, żeby móc się kreować na kandydata „spoza układu”, nieuwikłanego w rządy wielkiej koalicji. Był to oczywiście teatr, blef. W dodatku wybieg ten nie zadziałał: podczas gdy Merkel dzień w dzień pojawiała się na ekranach telewizorów, Schulz mógł co najwyżej pojawić się na otwarciu wędzarni ryb w Stralsundzie – co odnotowały w notkach lokalne media.

Trzeba jednak przyznać, że chociaż w porównaniu z Merkel był w systemowo gorszej pozycji, to na początku osiągał znakomite wyniki w sondażach: SPD wyprzedziła chadecję, a sam Schulz był popularniejszy od kanclerz. Potem popełnił kilka rażących błędów, które doprowadziły do tego, że w ostatnim sondażu SPD ma 20 procent.

Jakie błędy popełnił Martin Schulz?

Przed wyborami w Kraju Saary w marcu br. Schulz mocno angażował się w tamtejszą kampanię. Obiecywał lokalną koalicję SPD-Lewica-Zieloni – miał to być sygnał dla całego kraju, że istnieje alternatywa dla rządu tworzonego przez CDU. Doprowadziło to do mobilizacji elektoratu chadeckiego i przegranej SPD. Schulz się przestraszył i przestał mówić o czerwono-czerwono-zielonej koalicji. Zamiast tego zaczął markować zbliżanie się do liberałów z FDP. Zareagował tak, mimo że wynik SPD wcale nie był zły – tylko o 1 pkt. proc. gorszy, niż  w poprzednich wyborach. Jeśli przypomnimy sobie, że głównym hasłem kandydata socjaldemokraty była sprawiedliwość społeczna i jednocześnie zobaczymy, że kokietuje on liberałów stanie się jasne, że jest to kandydat całkowicie niewiarygodny i działający ad hoc pod wpływem impulsów. Programu socjalnego nie da się zrealizować z FDP. Oprócz tego po porażce w Kraju Saary Schulz został ”schowany” przez swoją partię i nie angażował się w kampanię wyborczą w Nadrenii-Północnej Westfalii i Szlezwiku-Holsztynie. Nie przedstawiał więc żadnych konkretnych propozycji ze swojego programu sprawiedliwości społecznej. To tylko utwierdziło wyborców w przekonaniu, że Schulz po prostu żadnych propozycji nie ma i jest wydmuszką.


Na zdjęciu: dziewczynka z transparentem z nazwiskiem Christiana Lindnera, lider FDP, Wolnej Partii Demokratycznej, o profilu liberalnym. Fot. PAP/EPA/ARMANDO BABANI  Na zdjęciu: dziewczynka z transparentem z nazwiskiem Christiana Lindnera, lider FDP, Wolnej Partii Demokratycznej, o profilu liberalnym. Wiec we Frankfucie nad Menem. Fot. PAP/EPA/ARMANDO BABANI

A z czym wiązałby pan efekt Schulza? To była kwestia nowości? Czy może coś więcej?

Duża część Niemców chce zmiany, jest zmęczona już nieco kanclerz Angelą Merkel, chciałaby kogoś nowego na czele rządu – ale przy tym jednocześnie chce stabilności. Schulz na początku dawał na coś takiego nadzieję.  Niemcy uważali, że dzięki niemu zjedzą ciastko i nadal będą je mieli.

Fakt, że Merkel ma przewagę nad Schulzem, jeśli pytać, wyborców, kogo woleliby jako kanclerza, nie znaczy, że ludzie nie chcą zmian. Chcą. Ale jednocześnie pragną stabilności.

Wysondowali, że to nie taka zmiana i zastępstwo, którego sobie życzą?

Okazało się, że ich kandydat nie wydaje się wiarygodny, z przyczyn, o których mówiliśmy wcześniej.

Warto podkreślić, że SPD ma gigantyczny, niewykorzystany potencjał wyborczy. Nie wiem, czy wyborcy są bardziej uśpieni, czy zniechęceni. Zniechęcenie pojawiło się po wprowadzeniu reform Gerharda Schroedera, czyli Agendy 2010, reform dotyczących rynku pracy i agendy społecznej.

Wyborcy SPD mają  za złe swojej partii, że wprowadziła te reformy. Socjaldemokraci mają swój stały elektorat, który na nich głosuje, ale też część z niego rezygnuje z udziału w wyborach lub, zapewne w marginalnej części, głosuje na Lewicę.

W Niemczech jest duża potrzeba, by głosować na SPD. Efekt Schulza ją odzwierciedlał. Jednak potem ci wyborcy poczuli się oszukani: że to nie to, że to nie jest zmiana.

Elektorat SPD oczekuje od swej partii, by odcięła się od Agendy 2010, co zresztą Martin Schulz próbował robić, obiecując reformę systemu zasiłków dla bezrobotnych. Wówczas jego notowania poszły w górę. A potem zaczął rozmawiać z liberałami z FDP – i tego przecież nie da się pogodzić, wiadomo, że z nimi nie mógłby realizować takiego programu.

Zatem takie były przyczyny efektu Schulza: zapotrzebowanie na zmianę, potrzeba głosowania na socjaldemokratów. Państwo niemieckie, w porównaniu do innych, jest dość lewicowe. Socjaldemokracja mogłaby zdobyć większość, gdyby była dla wyborców wiarygodna.

***

Z Arturem Ciechanowiczem z Ośrodka Studiów Wschodnich z Zespołu Niemiec i Europy Północnej rozmawiała Agnieszka Kamińska, portal PolskieRadio.pl.