Logo Polskiego Radia
IAR
migrator migrator 10.05.2010

Sanepid szuka niebezpiecznych lizaków

Około 25 tys. chińskich groźnych lizaków Glow Pop trafiło do sklepów w woj. łódzkim. Lizaki ze świecącymi patyczkami były hitem wśród małych klientów, m.in. sklepików szkolnych - pisze "Dziennik Łódzki".

Gdy okazało się, że troje dzieci w wieku 9 - 10 lat z Gdańska i Wąbrzeźna podrażniło sobie oczy płynem, który wyciekł ze złamanych patyczków fluorescencyjnych, pracownicy sanepidu wyruszyli do sklepów w poszukiwaniu lizaków – donosi „Dziennik Łódzki”.

Większość lizaków już się jednak sprzedała, znaleziono zaledwie kilkaset sztuk - pisze gazeta.

Do Polski trafiło ponad 400 tys. sztuk Glow Pop. Firma, które sprowadziła je z Chin, kończy akcję odbierania ich od hurtowników. - Większość się sprzedała. Nie wrócił do nas nawet procent ogólnej liczby lizaków, które wysłaliśmy dystrybutorom - mówi „Dziennikowi Łódzkiemu” Robert Bikiewicz, właściciel firmy importującej chińskich lizaki.

Nie wiadomo, ile dokładnie lizaków Glow Pop trafiło do sklepów w naszym województwie, ale szacuje się, że mogło ich być nawet 25 tys.

- Jeden z przedsiębiorców zwrócił do dostawcy 120 stuk kwestionowanych lizaków - mówi Ewa Krawczyk, rzeczniczka Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Łodzi. - Większość została sprzedana. Na szczęście na naszym terenie nie było przypadków poparzenia tym produktem.

Pracownicy łowickiego sanepidu szukali lizaków m.in. w sklepikach szkolnych. 39 sztuk znaleźli w Szkole Podstawowej w Jamnie. W innych sprawdzonych szkołach zostały wyprzedane.

Robert Bikiewicz tłumaczy, że sprowadzał do Polski lizaki w dobrej wierze. - One posiadały dokumenty pozwalające na ich sprzedaż w Unii Europejskiej - mówi.

Takie tłumaczenie nie przekonuje epidemiologa Zbigniewa Hałata, byłego głównego inspektora sanitarnego. - Zarówno artykuły żywnościowe, jak i przemysłowe powinny być regularnie badane, jednak dopiero na etapie sprzedaży, a nie wprowadzania ich do obrotu. Mamy tu do czynienia ze złamaniem zasady zdrowego rozsądku - podkreśla epidemiolog w rozmowie z dziennikiem.


Jan Bondar, rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarne-go, przypomina o zasadzie ostrożności, która nie została zastosowana w tym przypadku. - Gdy nie mamy pewności, że towar jest nieszkodliwy, zakładamy, że jest szkodliwy - mówi Jan Bondar. - Importer z Gdańska nie przedstawił dokumentów, które gwarantowałyby bezpieczeństwo substancji fluorescencyjnej. Groźny dla zdrowia wyrób musi zostać zutylizowany – pisze „Dziennik Łódzki”.

rr, Informacyjna Agencja Radiowa (IAR)