Logo Polskiego Radia
IAR
migrator migrator 22.03.2010

Jest wyrok w sprawie głośnego wypadku premiera

Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił pilota podpodpułkownika Marka Miłosza.

Sąd uniewinnił podpułkownika Marka Miłosza. Oficer był oskarżony o umyślne sprowadzenie ryzyka katastrofy i nieumyślne spowodowanie wypadku śmigłowca, na pokładzie którego był ówczesny premier Leszek Miller.

Zgromadzeni na sali sądowej ludzie przyjęli wyrok oklaskami.

Sąd uzasadniając wyrok tłumaczył, że technika pilotowania wymaga przełączenia automatu do usunięcia oblodzenia w tryb ręczny w określonych warunkach. Pilot oparł się na termometrze pokładowym, który pokazał temperaturę ponad plus 5 stopni Celsjusza, co według przepisów pozwalało mu nie włączać automatu do usunięcia oblodzenia.

Dopiero po katastrofie pilot dowiedział się, że termometr pokładowy pokazywał temperaturę o trzy stopnie wyższą niż w rzeczywistości. Nie było też ostrzeżeń o oblodzeniu. Mając na uwadze te okoliczności sąd powiedział w uzasadnieniu, że "oskarżony jest pilotem, a nie meteorologiem".

To mistrz, leciałbym z nim

Były premier Leszek Miller z satysfakcją i ulgą przyjął wyrok uniewinniający podpułkownika Marka Miłosza.

"We własnym imieniu, a także tych wszystkich, którzy byli wtedy na pokładzie, gratuluję pułkownikowi Miłoszowi. W ciągu tych trudnych dla niego lat wspieraliśmy pułkownika Miłosza i składaliśmy wyrazy naszej solidarności. Gdybym mógł wybierać, z jakim pilotem mam lecieć śmigłowcem, wybrałbym Marka Miłosza. To jest mistrz w swojej klasie i profesji" - mówił IAR premier Miller.

Wypadek przez oblodzenie

W ciągu sześciu lat trwania procesu ustalono, że bezpośrednią przyczyną katastrofy było oblodzenie. Na pokładzie maszyny był ówczesny premier Leszek Miller.

''Podpułkownik Marek Miłosz, źr. east news

Prokuratura domagała się dla podpułkownika Marka Miłosza roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Według śledczych, oficer powinien przewidzieć ryzyko oblodzenia, które było przyczyną wyłączenia się silników i rozbicia śmigłowca.

Maszyna Mi-8 z 36. specjalnego pułku lotnictwa transportowego wracająca z Wrocławia do Warszawy z ówczesnym premierem na pokładzie rozbiła się 4 grudnia 2003 roku pod Warszawą, gdy wyłączyły się obydwa silniki. Podpułkownik Miłosz zdołał awaryjnie wylądować, stosując manewr autorotacji.

Wojskowa komisja, która badała wypadek, za najbardziej prawdopodobną przyczynę awarii uznała oblodzenie. Komisja przyznała, że załoga nie miała danych wskazujących na ryzyko oblodzenia. O braku sygnałów o możliwym oblodzeniu zeznawali przed sądem również świadkowie ze służb meteorologicznych.

W wypadku ucierpieli ówczesny premier, szefowa jego gabinetu politycznego Aleksandra Jakubowska, dwoje pracowników Centrum Informacyjnego Rządu, lekarz, pięciu funkcjonariuszy BOR, trzech pilotów i stewardesa. Dwanaście osób przeszło długotrwałe leczenie.

Prokuratura twierdziła, że Miłosz umyślnie przyczynił się do katastrofy, ponieważ nie włączył ręcznego trybu instalacji przeciwoblodzeniowej, choć na trasie przelotu występowały temperatury poniżej plus 5 stopni.

sż,Informacyjna Agencja Radiowa (IAR)