Logo Polskiego Radia
polskieradio.pl
Filip Ciszewski 30.11.2018

Ambasador USA zażenowana swoimi błędami w liście. "Nie da się tego bronić"

- Nie ma wytłumaczenia dla moich literówek… Pisownia jest chaotyczna, jestem tym zażenowana. Nie da się tego bronić - powiedziała o błędach w swoim liście Georgette Mosbacher w rozmowie z tygodnikiem "Do Rzeczy". 

W poniedziałek tygodnik "Do Rzeczy", poinformował, że ambasador USA w Polsce Georgette Mosbacher przesłała na ręce premiera Mateusza Morawieckiego list komentujący polskie śledztwo ws. środowisk neonazistowskich w Polsce oraz materiału telewizji TVN na ten temat. Dzień później prezydencki rzecznik Błażej Spychalski potwierdził doniesienia mediów o tym, że kopia listu ambasador USA do premiera Morawieckiego, przeznaczona do wiadomości prezydenta Andrzeja Dudy, wpłynęła do Kancelarii Prezydenta. 

W liście Mosbacher wyraża "głębokie zaniepokojenie niedawnymi zarzutami wysuwanymi przez przedstawicieli polskiego rządu wobec dziennikarzy i kierownictwa TVN i Discovery". Wyjaśnia, że chodzi o wyemitowany w TVN24 reportaż dotyczący działalności neonazistów w Polsce. 

Uwagę dziennikarzy zwróciła nie tylko merytoryczna treść listu, ale również błędy. Nazwisko szefa polskiego rządu zapisano tam jako "Moraweicki". Z kolei minister spraw wewnętrznych i administracji Joachim Brudziński został przedstawiony jako "Brudzińksi" (pominięto również jego imię). Dodatkowo, dyskutowano również o tym, jakich zwrotów użyła przedstawicielka USA ("minister Morawiecki", "minister of interior"). 

Jestem tym zawstydzona i nie mogę tego wyrazić bardziej wprost niż teraz. W końcu to moja odpowiedzialność - powiedziała ambasador USA o błędach w pisowni, wskazując, że przyznaje się do tego i komentuje dyplomatyczną korespondencję wbrew zaleceniom swoich doradców. Podkreśliła, że sytuacja jest nietypowa, bo nastąpił wyciek listu do mediów.

Ambasador wytłumaczyła też, że wolność słowa to "nienaruszalna wartość" i nie dotyczy jednej firmy, nie jest subiektywna. Dodała, że każdy ma prawo wyrazić swoją opinię. - Jeśli stajesz w obronie wolności słowa lub wolności prasy, to dotyczy to wszystkich mediów w równym stopniu - stwierdziła Mosbacher. Zaznaczyła, że nie odbiera szefowi polskiego MSWiA prawa do krytyki i "to chyba sedno naszej debaty i nieporozumienia".

Georgette Mosbacher tłumaczyła również swoje stanowisko po interwencji w sprawie zmian w przepisach podatkowych, kiedy miała domagać się m.in. wsparcia dla Ubera. -  Ja muszę reagować, gdy widzę, że jakieś prawo może być niekorzystne dla amerykańskich firm. Tak samo zapewne robią inni ambasadorzy - powiedziała Marcinowi Makowskiemu. Podkreśliła, że nie mówi Polakom, co mają robić. - Nie jestem tutaj, żeby mówić innym, jak mają urządzać swoje państwo, i nie mam takiej mocy, ale mam zobowiązania, z których muszę się wywiązać - wyjaśniła. 

Ambasador podtrzymała w wywiadzie swoją deklarację o zniesieniu wiz dla Polaków. -  Jestem przekonana i wiem, że damy radę. Może pan napisać, że zobowiązuję się, iż wizy zostaną zniesione do końca przyszłego roku. A potem piszcie, co chcecie, jeśli tego nie dopnę - powiedziała Mosbacher.

Do Rzeczy/fc