Logo Polskiego Radia
PolskieRadio 24
Bartłomiej Bitner 21.06.2019

Komentarze ekspertów w sprawie protestu w Tbilisi. "Był on ze wszech miar słuszny"

- W Gruzji jest bardzo duża wrażliwość, jeśli chodzi o poczucie zagrożenia ze strony Rosji, a do tego doszła frustracja opozycyjnie nastawionej części społeczeństwa - mówi PolskiemuRadiu24.pl o przyczynach przybrania ostrej formy protestu mieszkańców w Tbilisi Krzysztof Strachota z Ośrodka Studiów Wschodnich. - Za to, co się stało w gruzińskim parlamencie, manifestacja była ze wszech miar słuszna - podkreśliła Małgorzata Gosiewska, posłanka PiS.

W czwartek wieczorem na ulice Tbilisi wyszły tysiące Gruzinów. Ich protest wywołało wystąpienie deputowanego rosyjskiej Dumy Siergieja Gawriłowa, który w gruzińskim parlamencie przemawiał po rosyjsku z miejsca przewodniczącego.

gruzja 1200.jpg
Protesty na ulicach Tbilisi, dziesiątki rannych. Policjanci użyli gumowych kul i gazu łzawiącego

"Gruzini wrażliwi na poczucie zagrożenia ze strony Rosji"

Manifestacja przybrała bardzo ostrą formę. Demonstranci, których liczbę ocenia się na 10 tys., próbowali wtargnąć do budynku parlamentu, doszło do starć z policją. Aby spacyfikować protestujących, policjanci użyli gumowych kul i gazu łzawiącego. Uczestnicy protestu z kolei obrzucili funkcjonariuszy kamieniami. W efekcie co najmniej 70 osób zostało rannych i trafiło do szpitali.

Dlaczego aż tak zdecydowanie Gruzini postanowili pokazać władzom swoje niezadowolenie?

- Złożyły się na to dwie rzeczy. W Gruzji jest bardzo duża wrażliwość, jeśli chodzi o poczucie zagrożenia ze strony Rosji, a do tego doszła frustracja opozycyjnie nastawionej części społeczeństwa. Jest ono zmęczone rządami partii Gruzińskie Marzenie. Poza tym dochodzi do tego fakt, że ostatnio opozycja przegrała lokalne wybory w przekonaniu, że były one sfałszowane albo ustawione przez władzę - tłumaczy Krzysztof Strachota.

To, że doszło do demonstracji, absolutnie nie dziwi posłanki Prawa i Sprawiedliwości Małgorzaty Gosiewskiej. - Jak inni by się poczuli, gdyby ich ziemia była okupowana, a w ich parlamencie występowałby przedstawiciel kraju odpowiedzialny za tę prowokację? To nie jest coś, co można uznać za małą prowokację. To jest naplucie narodowi w twarz i tak to Gruzini potraktowali - uważa parlamentarzystka.

"Protest ze wszech miar słuszny"

Małgorzata Gosiewska dobrze zna specyfikę polityczno-społeczną panującą w Gruzji. Jesienią zeszłego roku, kiedy w tym kraju w jednym z lokali wyborczych przewodziła grupie Polaków monitorujących gruzińskie wybory prezydenckie, została zaatakowana przez bandytę z tatuażami, który próbował wyrwać jej identyfikator. - Takich sytuacji Gruzini doświadczają codziennie. Proszę sobie wyobrazić, pod jaką presją idą do urn wyborczych - mówiła wtedy PolskiemuRadiu24.pl.

Tego zdarzenia nie chce jednak zestawiać z czwartkowym protestem, bo podkreśla, że Gruzini wobec sytuacji, jaka miała miejsce w ich parlamencie, mieli prawo do demonstracji. - Uważam, że protest był ze wszech miar słuszny. Doszło jednak do użycia siły wobec protestujących, co jest niedopuszczalne. Ktoś odpowiedzialny za to powinien ponieść konsekwencje. Teraz gruzińskie władze powinny zachować rozsądek i spokój i o to należy do nich apelować - zaznacza Małgorzata Gosiewska.

Manifestanci chcą dymisji przewodniczącego parlamentu

pap Gruzja protesty 1200.jpg
Protesty w Gruzji. "Rosji zależy na eskalacji konfliktu"

Krzysztof Strachota przyznaje zaś, że trudno mu ocenić, czy pacyfikacja manifestacji była zbyt radykalna. - Przy okazji zetknięcia się policji z protestującymi zawsze pojawiają się zarzuty, że funkcjonariusze są zbyt ostrzy. Faktem jest, że policja w Gruzji zawsze była dosyć ostra, jeżeli chodzi o manifestantów. Myślę jednak, że policjanci nie przekroczyli standardów, które w Gruzji były i są stosowane. Zresztą trzeba dodać, że protestujący szturmowali budynek parlamentu, a w takim przypadku trudno wymagać od policji, żeby nie próbowała przeciwdziałać - tłumaczy.

Zdaniem eksperta Ośrodka Studiów Wschodnich trudno teraz stwierdzić, czy przewodniczący gruzińskiego parlamentu Irakli Kobachidze poda się do dymisji, czego domagali się manifestanci. - Z tego, co mi wiadomo, władze Gruzińskiego Marzenia przyjęły bardzo wstrzemięźliwą postawę wobec protestów i wobec tego, co wydarzyło się w czwartek wieczorem. Pozwala to przypuszczać, że władze liczą się ze wszystkimi opcjami - i z dymisją spikera, i jego obroną do samego końca. Myślę, że dużo będzie zależało od tego, jak będą wyglądały piątkowe protesty - mówi Krzysztof Strachota.

Możliwe przedterminowe wybory

W następstwie czwartkowego protestu część parlamentarzystów związanych z rządzącą partią Gruzińskie Marzenie i opozycyjnym Ruchem narodowym zażądało ogłoszenia przedterminowych wyborów. Czy one są możliwe?

- Wszystko zależy od tego, jak dalej będzie przebiegał konflikt. Jeszcze tydzień temu byli tacy, którzy spekulowali, że samemu Gruzińskiemu Marzeniu może zależeć na przedterminowych wyborach. Dzisiaj w zupełnie innym kontekście wysunęła to opozycja. Jeżeli będzie widoczny klincz, to myślę, że może się to skończyć przedterminowymi wyborami - twierdzi Krzysztof Strachota.

Konflikt gruzińsko-rosyjski

Czwartkowa manifestacja nie była pierwszym wyjściem Gruzinów na ulice Tbilisi mającym związek z Rosją. W sierpniu 2008 r. ponad 200 tys. mieszkańców zgromadziło się przed gmachem parlamentu w stolicy tego kraju, gdzie wysłuchali przemówienia ówczesnego prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego, wygłoszonego po tym, jak wybuchł kilkudniowy konflikt między Rosją a Gruzją, a rosyjska armia zajęła Gori i kierowała się w stronę Tbilisi.

Przemówienie Lecha Kaczyńskiego w Gruzji w 2008 r.:

Chodziło o próbę odzyskania przez Gruzinów kontroli nad Osetią Południową, który to region oderwał się od niej w latach 90. i przy nieformalnym wsparciu Moskwy uzyskał faktyczną niezależność od Tbilisi. Rosja odpowiedziała wówczas wprowadzeniem swoich wojsk do tej republiki i dalej w głąb gruzińskiego terytorium. W wyniku konfliktu Rosja uznała niepodległość nie tylko Osetii Południowej, lecz także Abchazji - drugiej separatystycznej republiki gruzińskiej.

Bartłomiej Bitner, portal PolskieRadio24.pl/PAP