Logo Polskiego Radia
PAP
Agnieszka Kamińska 29.06.2010

Polacy starli się z talibami. Klich: ryzyko będzie rosło

Starcie polskich i afgańskich żołnierzy z grupą około 120 talibów. Nie żyje 20 rebeliantów, ranny został afgański żołnierz. Szef MON stwierdził, że była to brawurowa akcja. Mówił, że sytuacja będzie napięta aż do afgańskich wyborów we wrześniu t.r.

W poniedziałek wieczorem oddział Afgańskiej Armii Narodowej, wspólnie z żołnierzami zgrupowania bojowego "Bravo" przeprowadzał operację "Cordon and search" (Otocz i przeszukaj) w dystrykcie Moqur w południowej części prowincji Ghazni. Afgańscy żołnierze przeszukiwali wioskę, Polacy tworzyli kordon zewnętrzny, bezpośrednio wspierając siły afgańskie.

Podczas wycofywania się z miejscowości, siły afgańskie zostały zaatakowane za pomocą ręcznych granatów przeciwpancernych, moździerzy i broni małokalibrowej.

Szacuje się, że grupa rebeliantów liczyła blisko 120 bojowników. Doszło do regularnej wymiany ognia. W jej wyniku śmierć poniosło ponad 20 rebeliantów. Działania wspomagały śmigłowce Polskich Sił Zadaniowych oraz samoloty bliskiego wsparcia. Walki trwały około trzy godziny.

Nikt z polskich żołnierzy nie został poszkodowany. Ranny został afgański żołnierz, którego przetransportowano do bazy Ghazni, gdzie udzielono mu kompleksowej pomocy medycznej.

Oddział szkolony przez Polaków


Zaatakowany oddział jest szkolony przez polski zespół doradczo-szkoleniowy OMLT i należy do najlepiej przygotowanych pododdziałów armii afgańskiej. "Wczorajsza sytuacja pokazała, że polscy żołnierze są dobrymi instruktorami, a Afgańczycy pilnymi uczniami. Dzięki wytrenowanym technikom afgańscy żołnierze potrafili odeprzeć atak przeciwnika i zadać mu dotkliwe straty" - ocenił Sebastian Kostecki, szef sekcji informacyjno-prasowej PKW w Afganistanie.

Groźnie do wrześniowych wyborów

Szef MON Bogdan Klich w rozmowie z dziennikarzami w Warszawie określił poniedziałkową akcję w Afganistanie jako "brawurową".

"To była poważna potyczka ogniowa. (...) Nasi żołnierze oraz żołnierze afgańskiej armii zostali zaatakowani przez rebeliantów, (...) dzielnie stawali w tym boju i operacja z naszej strony zakończyła się sukcesem" - powiedział minister po uroczystości powitania w kraju trumny z ciałem poległego w sobotę w Afganistanie kpr. Pawła Stypuły.

"Ryzyko rośnie"

Szef MON pytany o zwiększoną liczbę ataków sił rebelianckich na wojska sojusznicze w Afganistanie ocenił, że - tak jak przewidywano - ryzyko działań rośnie. "Jest tam tak niebezpiecznie, jak przewidywaliśmy pod koniec zeszłego roku, wzmacniając nasz kontyngent do 2,6 tys. żołnierzy" - powiedział Klich.

"Nie ma wątpliwości co do tego, że ryzyko będzie wysokie aż do wyborów parlamentarnych w Afganistanie, które odbędą się we wrześniu tego roku" - ocenił.

W Ghazni jest nieco lepiej

Dowódca Operacyjny Sił Zbrojnych gen. Edward Gruszka przekazał, że liczba ataków w naszej prowincji rośnie w mniejszym stopniu, niż w całym Afganistanie czy jego wschodnim rejonie, gdzie leży Ghazni.

"U nas jest trochę lepiej jak w całej strefie wschodniej, gdzie w ciągu ostatniego tygodnia ilość incydentów wzrosła o 23 proc., u nas jest to na razie tylko 13. Natomiast w całym Afganistanie, za ostatni tydzień, ilość incydentów wzrosła aż o 29 proc." - powiedział generał dziennikarzom na płycie wojskowego Okęcia.

Odwód na razie nie jest potrzebny

Pytany o ewentualność użycia 400-osobowego odwodu, który jest w gotowości do przerzutu w rejon operacji, gen. Gruszka ocenił, że nie ma na razie takiej potrzeby.

"Dysponentem strategicznego odwodu jest minister obrony narodowej, ja jedynie mogę wnioskować o taką potrzebę (wysłania go). Nie oceniamy, aby taka potrzeba obecnie istniała" - powiedział gen. Gruszka.

Jak dodał, kontyngent ma własne odwody taktyczne w Afganistanie, a niebawem polskie wojsko w Ghazni zostanie wzmocnione przez amerykański batalion, liczący blisko tysiąc żołnierzy ze 101 dywizji powietrzno-desantowej.

agkm, PAP