Logo Polskiego Radia
PAP
Radosław Różycki 24.08.2010

Są zarzuty ws. fałszywego alarmu przed pałacem

Do incydentu doszło w nocy z niedzieli na poniedziałek.
Są zarzuty ws. fałszywego alarmu przed pałacemfot. EastNews

Zarzut usiłowania sprowadzenia niebezpieczeństwa dla zdrowia i życia wielu osób postawiła prokuratura 44-latkowi, który dzwonił na alarmowy numer 112, informując o bombie w okolicach Pałacu Prezydenckiego. Grozi za to do ośmiu lat więzienia.

Jak poinformował we wtorek PAP prokurator Dariusz Ślepokura z warszawskiej prokuratury okręgowej, mężczyzna złożył wyjaśnienia i przyznał się do winy. Prowadząca śledztwo w tej sprawie Prokuratura Rejonowa Śródmieście Północ zdecydowała też o zastosowaniu wobec niego dozoru policyjnego, oznacza to, że raz w tygodniu będzie musiał się zgłaszać na komendę policji.

Prokuratorzy postawili mężczyźnie taki zarzutu - bo jak wyjaśniał Ślepokura - działanie 44-latka mogło doprowadzić do paniki, a w ten sposób do realnego zagrożenia dla zgromadzonych w tym miejscu osób (m.in. przeciwników przeniesienia krzyża - PAP) i dla okolicznych mieszkańców.

Nocny incydent

Do incydentu doszło w nocy z niedzieli na poniedziałek. Jak informował rzecznik komendanta stołecznego policji Maciej Karczyński, mężczyzna - mieszkaniec województwa warmińsko-mazurskiego - dzwonił kilka razy z budek telefonicznych w okolicach Krakowskiego Przedmieścia, czyli rejonu, gdzie miała być bomba. Po raz pierwszy poinformował o podłożonym rzekomo ładunku wybuchowym ok. godz. 2.30.

Policjanci sprawdzali teren aż do ok. godz. 6 rano. Okazało się, że alarm był głupim żartem. Mężczyznę zatrzymano, był kompletnie pijany, miał ok. 3,2 promila alkoholu we krwi.
Według nieoficjalnych informacji ze źródeł zbliżonych do sprawy, na policję zgłosił się m.in. świadek, który powiedział, że 44-latek namawiał go, by zamiast niego zadzwonił z informacją o bombie.

To kolejny incydent, do którego doszło w ostatnim czasie przed Pałacem Prezydenckim. W miniony wtorek 71-letni mieszkaniec podlubelskiej miejscowości rzucił w tablicę upamiętniającą katastrofę prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem słoikiem z nieczystościami. Postawiono mu zarzut zbezczeszczenia miejsca czci i zwolniono do domu.

Dzień później 60-letni mieszkaniec Warszawy podszedł do przeciwników przeniesienia krzyża, ustawionego pod Pałacem w czasie żałoby narodowej, i miał im grozić pokazując - jak się okazało - rozbrojony granat. Na razie nie postawiono mu zarzutów. Również został zwolniony do domu.

sm, rr