Logo Polskiego Radia
PolskieRadio24.pl
Izabela Tomaszewska 25.10.2020

Ze swoim ciałem możesz robić, co chcesz. Felieton Magdaleny Złotnickej

Hej, dziewczyno! Ty, protestująca przeciwko wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego, Ty, która krzyczysz, że chcesz mieć prawo robić ze swoim ciałem, co chcesz. W pełni się z Tobą zgadzam. 

Możesz trzymać cnotę do ślubu lub sypiać co dnia z innym mężczyzną. Możesz farbować włosy na zielono, różowo lub zaplatać staroświecki warkocz. Możesz nosić skromne ubrania lub mini ledwie zakrywającą pośladki. Możesz golić nogi i pachy lub tego nie robić. Możesz. I będę pierwszą, która stanie w obronie twojego prawa do decydowania o tym wszystkim. Ze swoim ciałem możesz robić, co chcesz. Ale dziecko w Twoim łonie nie jest Twoim ciałem.

Trybunał Konstytucyjny uznał, że aborcja ze względu na upośledzenie nienarodzonego dziecka jest niezgodna z konstytucją, a w Polsce znów zaczęła się znana nam przecież świetnie dyskusja. Nie mam ochoty wymieniać wszystkich argumentów obu stron, doskonale je wszyscy znamy, bo po wielokroć były one powtarzane, obecnie zaś liczni publicyści po raz kolejny powtarzają swoje stanowiska. Jedni robią to inteligentnie, inni mniej. A w mediach społecznościowych leją się nienawiść i pogarda. Oraz królują uproszczenia. Protestujący przeciwko wyrokowi TK - albo szerzej: przeciwko zaostrzaniu prawa dotyczącego aborcji lub wręcz domagający się jego liberalizacji - stworzyli sobie konstrukt. Otóż jeśli ktoś chciałby diagnozować świat na podstawie komentarzy w sieci, to doszedłby do wniosku, że przeciwnikami aborcji są albo starzy, sfrustrowani faceci, którzy chcą mówić komuś, jak ma żyć, albo sfrustrowane baby słuchające się facetów, albo katolicy, którzy najchętniej dorzuciliby do zakazu aborcji karę śmierci za seks przedmałżeński i palili gejów na stosach.

Cóż. Mam 31 lat, za sobą parę związków, jeden ślub i jeden rozwód, owszem, jestem katoliczką, ale zawsze byłam zażartym wrogiem osób, które innym chcą narzucać swoje standardy moralności. Zawsze byłam też zajadłą obrończynią prawa do tatuaży, choć sama ich nie mam, farbowania sobie włosów na dziwne kolory, chociaż sama ostatni raz zafundowałam sobie taką fryzurę na początku studiów, i wszystkiego tego, co gorszy moje mieszczańskie sąsiadki. Bo twardo stoję na stanowisku, że dorosły człowiek - oczywiście jeśli nie łamie prawa - może żyć dokładne tak, jak chce. Tyle że kiedy mówimy o dziecku w łonie kobiety, to już nie jest tylko jej życie, ale także życie tego dziecka. I jego przyszłe prawo, by żyło tak, jak chce.

W dyskusji dotyczącej niedawnego wyroku TK często słychać głosy, co ciekawe także ze strony katolików, że zmuszanie kobiety do urodzenia dziecka terminalnie chorego jest niewłaściwe, bo nie każdego stać na to, żeby być bohaterem. Też stoję na stanowisku, że nie należy zmuszać nikogo do heroizmu, więc nie piętnowałabym matki, która urodziwszy takie dziecko, oddałaby je czy nawet zostawiła w szpitalu. Różne są sytuacje, różne psychiki. Matka ma prawo nie chcieć swojego dziecka, nie wychowywać go. Brzmi to dla większości z nas jak coś niewłaściwego, nieładnego, przyjęło się, że matka kocha dziecko. Czasem jednak bywa inaczej i zmuszać kogokolwiek do wychowywania dziecka nie należy. Matka - nawet jeśli krytykujemy taką postawę - ma prawo wybrać życie bez swojego dziecka. Nie ma jednak prawa odebrać owemu dziecku prawa do życia.

Pojawia się też argument na pozór humanitarny - matka dlatego nie chce urodzić dziecka terminalnie chorego, ponieważ je kocha i nie chce, by cierpiało. Tyle że to znów jest podejmowanie decyzji za dziecko. I znów pojawia się pytanie o granicę: jeśli matka nie chce, by jej dziecko cierpiało, bo ma zespół Downa i może być np. wyśmiewane przez rówieśników, to jest to wystarczający argument? Albo jeśli dziecko urodzi się bez kończyn i matka nie chce, by cierpiało, to jest to wystarczający argument?

Zwolennicy aborcji ze względu na upośledzenie nienarodzonego dziecka często snują opowieści o oszczędzaniu dziecku potwornego bólu i wspominają te przypadki, w których dzieci żyją jedynie godziny czy dni. Tyle że zawsze powstaje pytanie, co byłoby, gdyby dziecko przeżyło. Kto ma decydować o celowym pozbawianiu go tej szansy? Na jakich podstawach?

Sieć w ostatnich dniach zalały makabryczne zdjęcia zdeformowanych martwych płodów, opatrzone komentarzami, że kobiety będą zmuszane do rodzenia dzieci bez głowy i serca. Tymczasem jeśli nie wykształci się głowa czy serce, dziecko zazwyczaj obumiera w łonie matki na długo przed porodem i wówczas się je usuwa chociażby z tej przyczyny, że noszenie w sobie martwego dziecka stanowi zagrożenie dla życia kobiety.
Wreszcie - wykluczanie mężczyzn z dyskusji o aborcji przypomina à rebours niegdysiejsze wykluczenie kobiet z dyskusji o polityce. I chodzi nie tylko o to, że aborcja to temat istotny dla całego społeczeństwa, a więc również mężczyzn, ale także o to, że zabiera się w ten sposób ojcom prawo do walki o życie ich dziecka. Albo jakiegokolwiek dziecka, które jeszcze nie zdążyło się narodzić, a któremu ktoś chce zabrać jego prawo do życia. I to nie tylko takiego, jakie będzie chciało wieść, ale jakiegokolwiek.

Czytaj także:

Magdalena Złotnicka