Logo Polskiego Radia
PolskieRadio24.pl
Paweł Bączek 08.01.2021

"Dla Partii Demokratycznej to wymarzony scenariusz". Ekspert o zamieszkach w USA

- Wygląda na to, że realizuje się wymarzony dla Partii Demokratycznej scenariusz, czyli ostateczna kompromitacja i odsunięcie prezydenta Donalda Trumpa - powiedział w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl Radek Wesołowski, ekspert ds. USA, mieszkający na co dzień w Toronto, odnosząc się do zamieszek pod Kapitolem.
1200_Trump_PAP.png
"To moment na pojednanie". Trump zobowiązał się do płynnego przekazania władzy

Paweł Bączek (portal PolskieRadio24.pl): Zwolennicy Donalda Trumpa wtargnęli do gmachu Kongresu, doprowadzając do wstrzymania posiedzenia amerykańskiego parlamentu. W zamieszkach zginęły cztery osoby. Jak Pan ocenia te wydarzenia?

Radek Wesołowski (ekspert ds. USA, mieszkający na co dzień w Toronto): Wizerunkowo wygląda to bardzo źle - zwłaszcza z punktu widzenia Donalda Trumpa i jego zwolenników. Samo przedstawianie prezydenta w jak najgorszym świetle nie jest niczym nowym i towarzyszy mu od momentu inauguracji cztery lata temu. Tym razem jednak, po raz pierwszy w wyraźny sposób towarzyszą temu czytelne obrazy, które obiegły cały świat i zostały natychmiast zgodnie potępione.

Czytaj także:

Wszystkie wiece, które się odbywały do tej pory, mimo iż bardzo liczne, zawsze miały charakter pokojowy. Podkreślano w przekazach, że zwolennicy Trumpa zachowują się spokojnie, że panuje rodzinna i patriotyczna atmosfera. Do Waszyngtonu udały się grupy najbardziej oddane i zdeterminowane, by walczyć do końca wraz z prezydentem Trumpem, atmosfera wyczekiwania i napięcia była oczywista i widoczna.

1200_USA_PAP.png
Szef policji Kapitolu złoży rezygnację. "Nie spodziewaliśmy się tak brutalnego ataku"

Co więcej, jak podały amerykańskie media, Demokrata Jon Ossoff pokonał Republikanina Davida Perdue w drugiej turze wyborów do Senatu USA w stanie Georgia. Przypieczętowało to kontrolę tej partii nad wyższą izbą Kongresu.

To prawda, również drugi z kandydatów Partii Demokratycznej prognozowany jest jako zwycięzca w wyborach do Senatu w Georgii, co na pewno nie pomaga w uspokojeniu atmosfery. Dość szybko pojawiły się w mediach społecznościowych komentarze sugerujące ich analogiczny do ostatnich wyborów prezydenckich przebieg - zwłaszcza że ich mechanizm z masowym głosowaniem korespondencyjnym był taki sam.

W dużym stopniu rozumiem postawę zarówno prezydenta Trumpa, jak i niektórych polityków republikańskich uważanych za jego sprzymierzeńców. Liczba osób, które czują się oszukane zarówno samym przebiegiem wyborów listopadowych, jak i bardzo oględnym procesem ich weryfikacji i niemal natychmiastowym odrzuceniem dowodów na oszustwa, jest bardzo duża - zwłaszcza po stronie konserwatywnej, choć nie tylko. Wszystkim tym ludziom zwyczajnie należy się przynajmniej wykorzystanie wszystkich legalnych środków, jakich amerykańska konstytucja dostarcza przecież bardzo wiele, aby doprowadzić do rzetelnego sprawdzenia przebiegu wyborów i liczenia głosów.

Podczas wielkiego wiecu w Waszyngtonie, który poprzedził wydarzenia na Kapitolu, Donald Trump przekonywał, że to on wygrał wybory. Czy mogło mieć to wpływ na późniejsze, dramatyczne wydarzenia?

Retoryka Trumpa podczas tego wiecu w niczym nie odbiegała od tej, jaką stosował od dnia samych wyborów. Również ładunek emocjonalny nie powinien dziwić nikogo, kto widział kiedykolwiek spotkania prezydenta ze swoimi zwolennikami. Media mainstreamowe natychmiast jednak podchwyciły słowa o "wspólnym marszu na Kapitol", uznając je za podżeganie do agresywnych zachowań, mimo iż Trump tuż po wiecu udał się prosto do Białego Domu.

Należy dodać, że przez ostatnie dwa miesiące wśród wyborców Trumpa budowane było napięcie i oczekiwanie na mityczny 6 stycznia jako dzień, w którym można będzie odwrócić wynik wyborów. Choć teoretycznie nie było to niemożliwe, to jednak wśród polityków - zwłaszcza w Senacie, z liderem większości republikańskiej na czele - ważniejsze zdawało się zachowanie integralności systemu, nawet kosztem wątpliwości co do wyniku. Prezydent również dziś kilkukrotnie próbował wywrzeć presję na prowadzącym obrady połączonych izb Mike’u Pensie, aby ten zrobił "słuszną rzecz". W swoich pierwszych słowach w Kongresie Pence jednak wyraźnie zdystansował się od tego i rozpoczął procedurę zgodnie z przyjętym decorum. Czy było to jednak wystarczającym czynnikiem zapalnym do takiej eskalacji?

Na początku nic nie zapowiadało tego, że ten protest będzie tak agresywny.

Tak, to prawda. W pewnym momencie kilka osób z pierwszych szeregów zaczęło przedzierać się przez barierki i wchodzić na balustradę i taras Kapitolu. Bardzo szybko w mediach społecznościowych zaczęto podawać w wątpliwość tożsamość i przynależność tych osób do grupy zwolenników Trumpa.

Reporterka PBS, która była wewnątrz budynku, relacjonowała, że osoby próbują wedrzeć się do środka, podkreślając wielokrotnie swoje zdziwienie, jak słaba była ochrona Kapitolu w tym dniu, zwłaszcza przy takim napięciu i obecności dużych tłumów. Potem nastąpiła już znaczna eskalacja, ludzie wtargnęli do środka, pojawiły się relacje mówiące o strzałach. Obrady zostały przerwane, członkowie Kongresu ewakuowani, a świat obiegły obrazki z ekscentrycznie wyglądającymi osobnikami panoszącymi się wewnątrz Kapitolu. Po wznowieniu prac niemal wszyscy senatorowie republikańscy wycofali swoje poparcie dla zapowiadanych wcześniej sprzeciwów wobec wyników wyborów, jak również wyraźnie odcięli się od prezydenta oraz protestujących.

Reasumując: wygląda na to, że realizuje się wymarzony scenariusz dla Partii Demokratycznej, czyli ostateczna kompromitacja prezydenta Donalda Trumpa i jego zwolenników. Zresztą taka retoryka przyświecała Demokratom przez całą kampanię wyborczą. Tym razem nawet wśród Republikanów pojawiają się głosy nawołujące do odwołania go ze stanowiska jeszcze przed zaprzysiężeniem Joe Bidena 20 stycznia.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Paweł Bączek (portal PolskieRadio24.pl)­­

***

Szturm na Kongres Stanów Zjednoczonych (opr. Adam Ziemienowicz/PAP) Szturm na Kongres Stanów Zjednoczonych (opr. Adam Ziemienowicz/PAP)