Logo Polskiego Radia
PolskieRadio24.pl
Paweł Bączek 20.01.2021

Przyszłość Partii Republikańskiej po wyborach. Wróblewski: na razie nie ma nowego wyraźnego lidera

- W Partii Republikańskiej mamy obecnie do czynienia z poważnym podziałem - na skrajną prawicę oraz umiarkowane centrum. Widać wiele nazwisk w środowisku, natomiast na ten moment nie ma klarownego lidera - powiedział w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl Artur Wróblewski (amerykanista i politolog z Uczelni Łazarskiego).
mid-epa08936142-2.jpg
Impeachment prezydenta USA. Publicysta: nawet Republikanie mają problem z Trumpem

Paweł Bączek (portal PolskieRadio24.pl): Jak wygląda sytuacja Republikanów po wyborach - jak porażka wpłynęła bądź wpłynie na ich środowisko? Co z Donaldem Trumpem? Kto będzie się liczyć?

Artur Wróblewski (amerykanista i politolog z Uczelni Łazarskiego): Jeśli chodzi o Partię Republikańską, to sytuacja na pewno jest kryzysowa. Widzimy podział na skrajną, radykalną prawicę oraz umiarkowane centrum. Widać pewną polaryzację w tym środowisku, która jednak nie jest nowa. Zaczęła się od ruchu Tea Party w obrębie Partii Republikańskiej jako reakcja na ustawę o powszechnych ubezpieczeniach Obamy (Affordable Care Act) i przybrała postać tzw. Freedom Caucus w 2015 r., zaczynając nawet atakować własnego przewodniczącego Izby Reprezentantów Johna Boehnera. Grupa ta skupia radykałów o poglądach ultrakonserwatywnych i libertariańskich, jednak niektórzy określają ich wręcz jako anarchistów. Podziały uwypukliły się jednak za kadencji prezydenta Trumpa. Mitt Romney jako jedyny (9 lutego ub.r.) zagłosował w Senacie za impeachmentem Donalda Trumpa, wyłamując się z solidarności, chociaż także inni politycy republikańscy wzywali do impeachmentu prezydenta, np. Justin Amash. Jest też np. Lisa Murkowski, czy Susan Collins, która należy do grupy osób zwalczających tzw. trumpizm, czyli nurt w Partii Republikańskiej.

Czytaj także:

Mamy postać Larry'ego Hogana (gubernatora Maryland), który jest bardzo umiarkowanym i centrowym Republikaninem. […] Przeciwnikiem Trumpa, który zaczął zwalczać trumpizm i całą spuściznę odchodzącego prezydenta jest obecnie sam Mitch McConnell, szef większości republikańskiej w Senacie. Z drugiej strony są Ted Cruz, Matt Geatz, czy Jim Jordan, którzy konsekwentnie wspierają Donalda Trumpa. Widzimy więc wyraźne pęknięcia, podział w partii.

donald trump pap 1200 (2).jpg
Co dalej ze Stanami Zjednoczonymi? Adamski: Trump będzie miał bardzo wielu zwolenników

Jednak w tym momencie liderem jest Donald Trump?

Tak, jednym z naturalnych liderów jest odchodzący prezydent, tylko że on reprezentuje w tej chwili skrzydło mniejszościowe w Partii Republikańskiej. Jeśli popatrzymy na Izbę Reprezentantów i Senat, to można wysnuć wniosek, że Donald Trump stanowi dla części Republikanów pewne zagrożenie. McConnell nie powiedział czy zagłosuje przeciwko impeachmentowi w Senacie. Lisa Murkowski, Susan Collins czy Mitt Romney zapowiedzieli już, że zagłosują za procedurą postawienia Trumpa w stan oskarżenia.

Dowodem na rozbicie w szeregach Republikanów jest głosowanie Izby Reprezentantów, które odbyło się 13 stycznia, gdzie aż 10 republikańskich przedstawicieli zagłosowało za impeachmentem. To rekordowa liczba. Lojalność własnej partii wobec urzędującego prezydenta ostatni raz złamana została w momencie impeachmentu Clintona, kiedy pięciu Demokratów zagłosowało za wszczęciem postępowania. Teraz, aby procedura się powiodła, w Senacie musi się zbuntować przeciwko Trumpowi 17 republikańskich senatorów. Wydaje się, że dzisiaj możemy mówić o pęknięciu, ponieważ trumpizm dzieli Republikanów. Być może wyłoni się jakiś nowy lider.

Kto mógłby nim być?

Trudno powiedzieć. Może np. syn Trumpa, Donald John Trump Jr. - kandydowałby zamiast ojca, chociaż nie ma on żadnej charyzmy. Jest też Larry Hogan z Maryland. W Partii Republikańskiej widać wiele nazwisk, natomiast na ten moment nie ma klarownego lidera. Być może obecny kryzys wyłoni ciekawą postać, tak jak to miało miejsce w 1964 r., kiedy Republikanie też byli bardzo podzieleni wokół kandydatury Barry'ego Goldwatera, którego również oskarżano o niezdolność do pełnienia obowiązków prezydenta, tendencję do paranoi, chęć wywołania wojny atomowej, a nawet stworzono ankietę rozesłaną do psychiatrów, z których część orzekła, że kandydat Republikanów jest niezrównoważony psychicznie. Goldwatera, jak Trumpa, nazywano oszołomem, jednak przy nim pojawił się i uformował… młody polityk Ronald Reagan, który w 1981 r. zaczął realizować hasła konserwatywne Goldwatera. A zatem kryzys zrodził prawdziwy talent, który rozkwitł kilkanaście lat później.

Na początku stycznia zostało zawieszone oficjalne konto Donalda Trumpa na Twitterze. Uzasadniono to podejrzeniem, że wpisy Trumpa mogły zachęcać do dalszej przemocy po zamieszkach, do których doszło 6 stycznia na Kapitolu. Podobną metodę zastosowali również inni potentaci rynku - jak Facebook czy YouTube. Jak Pan ocenia te decyzje? Czy mamy do czynienia z jawną cenzurą?

Nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z cenzurą i ingerowaniem w treści, które pojawiają się w mediach społecznościowych - to się nazywa teraz "moderowaniem". W momencie, kiedy zaczyna się moderować treści publikowanych przez polityków - w tym prezydenta Stanów Zjednoczonych - mamy do czynienia z kontrolą i cenzurowaniem. Prezydentowi nie powinno się przerywać wystąpienia czy wyrzucać go z Twittera. Tym bardziej przecież, że jest bezprecedensowa decyzja sądu federalnego z 2018 r., która zabroniła Trumpowi blokowania kont na Twitterze. Sąd uznał wtedy, powołując się na decyzję samego Sądu Najwyższego Packingham v. North Carolina, że media społecznościowe stanowią tzw. public forum, czyli forum publiczne, na którym nie można ograniczać wolności słowa. Zatem prezydentowi nie wolno zablokować niechcianych komentatorów na własnym koncie na Twitterze, ale Twitter prezydenta może usunąć?

Amerykanie są w sytuacji pewnego zagrożenia dla 1. poprawki do Konstytucji Stanów Zjednoczonych. Media społecznościowe odgrywają coraz większą rolę. Mniej ludzi czyta gazety czy ogląda tradycyjną telewizję. Dzisiaj społeczeństwo zdobywa informacje z sieci.

Jest też anachroniczne prawo The Communications Decency Act z 1996 r., czyli ustawa o przyzwoitości w internecie, która nie pasuje do dzisiejszych czasów. Te 23 słowa z sekcji 230. tej ustawy, nazywane przez prawników amerykańskich "słowami, które stworzyły internet", gwarantują bezkarność wielkim serwisom społecznościowym, portalom - nie można ich pozwać do sądu za moderowanie czy cenzurowanie treści. Są poza wszelką kontrolą. Utarło się przekonanie, że media społecznościowe nie są wydawcami, mediami w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Na dodatek te wielkie firmy przekonują, że są prywatne i mogą robić, co im się podoba.

Należy jednak zauważyć, że w obecnych czasach to właśnie media społecznościowe są głównym przekaźnikiem informacji.

Tak, to prawda, pełnią one obecnie taką funkcję. Natomiast 1. poprawka do Konstytucji Stanów Zjednoczonych dot. wolności słowa wydaje się być w pewnym zagrożeniu.

Podżeganie do buntu, do przemocy jest szerokim pojęciem, podatnym na szeroką interpretację. Wątpliwe, by słowa Donalda Trumpa kwalifikowały się jako podżeganie do rebelii. Dlaczego właściciele mediów, korporacji mają o tym decydować? Interpretować, co jest, a co nie jest podżeganiem do buntu? Od tego jest sąd. Jeśli mamy do czynienia z podejrzeniem mowy nienawiści, dyfamacji lub podżegania do powstania przeciwko rządowi USA, to trzeba podać człowieka do sądu, a w przypadku prezydenta USA jest procedura impeachmentu.

Mamy do czynienia z sytuacją podobną do tej z książki Orwella "Rok 1984". Właściciele wielkich korporacji o poglądach liberalnych nie podlegają przepisom prawa, nie można ich pozywać do sądu. Za to oni mogą dowolnie cenzurować każdego - decydując, co można pisać, a czego nie. To zagrożenie dla wolności wypowiedzi w Stanach Zjednoczonych, bez względu czy chodzi o prawicę, czy lewicę.

Skoro właściciele wielkich serwisów społecznościowych ustawiają się w roli cenzorów, to może warto spojrzeć na ich własne dokonania. Mam tu na myśli m.in. Marka Zuckerberga...

Historia nam bardzo dużo mówi. W listopadzie 2019 r. na szefa Facebooka została nałożona największa w historii kara, 5 mld dolarów, za naruszenie prywatności użytkowników. Orzekła ją Federalna Komisja Handlu. Zuckerberg kłamał, mówiąc podczas przesłuchania w Kongresie USA w kwietniu 2018 r., że przestrzegał prawa. Okazało się, iż – chociażby w sprawie Cambridge Analytica – zewnętrzna firma weszła w posiadanie danych 87 milionów użytkowników Facebooka. Nie zostały zachowane przepisy dotyczące prywatności danych pomimo umowy w tej sprawie korporacji Facebook z Federalną Komisją Handlu USA.

Drugą sprawą są praktyki monopolowe Marka Zuckerberga. W 2012 r. za miliard dolarów kupił on firmę Instagram, w 2014 r. to samo, kosztem 19 mld dolarów, zrobił z WhatsAppem. Następnie połączył bazy danych - a miał tego nie robić. Zatem - po pierwsze kłamał, bo okazało się, że handlował danymi, po drugie - złamał prawo antymonopolowe, bo wykupił firmy i połączył bazy danych. Chcą go teraz przymusowo podzielić, czyli rozbić monopol, tak jak niegdyś firmę Standard Oil Rockefellera.

Rzuca to duży cień na wiarygodność szefa Facebooka, zwłaszcza w kontekście jego ostatnich działań dotyczących Donalda Trumpa.

To pokazuje, że ludzie, którzy cenzurują internet, nie są krystaliczni. Dodatkowo Facebook współpracował z rosyjsko-holenderskim przedsiębiorstwem Yandex oraz uważa się, że sprzedał dane chińskiej firmie Huawei - a to już jest bardzo niebezpieczne.

Na przykład chińscy hakerzy, którzy wykradli dane klientów amerykańskich hoteli Marriott, zrobili to, by zdobyć bazy danych - a są to bardzo ważne informacje. Dzięki temu mają materiał na temat gości hotelowych tej amerykańskiej sieci oraz dane do budowy algorytmów umożliwiających wyszukiwanie ludzi podatnych na współpracę z chińskim wywiadem. Takie wnioski przedstawiło niegdyś w swoim raporcie FBI.

Reasumując: mamy Marka Zuckerberga, który jest oskarżony o nielegalne handlowanie danymi, a rości sobie prawo do cenzurowania prezydenta Stanów Zjednoczonych. Nie można pozwolić na takie działania oligarchów, którzy monopolizują rynek i zawłaszczają gospodarkę.

Dziękuję za rozmowę.


Rozmawiał Paweł Bączek (portal PolskieRadio24.pl)

***

Impeachment prezydenta USA (opr. Maciej Zieliński/PAP) Impeachment prezydenta USA (opr. Maciej Zieliński/PAP)