Wyrok nie jest prawomocny. Prokurator chciał kary dwóch lat więzienia bez zawieszenia.
Sam oskarżony chciał uniewinnienia, argumentując, że nie wiedział, iż niektóre wyroby sprzedawane w sklepie zawierały nielegalne składniki. Tłumaczył się tym, iż miał dokumentację od dystrybutora, która miała zaświadczać, że wszystkie składniki są dozwolone.
Zasłanianie się nieświadomością to tłumaczenie naiwne - tak sąd uzasadnił wyrok w procesie właściciela sklepu z dopalaczami w Białymstoku.
"Żerował na ludzkim życiu"
Sędzia Barbara Paszkowska uzasadniała, że wyjaśnienia oskarżonego, iż nie wiedział co zawiera sprzedawany przez niego towar, to spreparowana na użytek sprawy sądowej linia obrony.
Skazany 22-latek, którego na publikacji wyroku nie było, twierdził bowiem w procesie, że miał dokumenty od dystrybutora o tym, że towar jest legalny.
Znał branżę, w której funkcjonował, i miał świadomość tego, że sprzedaje preparaty zawierające substancje niedozwolone - mówiła sędzia, uzasadniając, że w takiej sytuacji jego działania wyczerpały znamiona przestępstwa z ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii.
Zwróciła też uwagę na aspekt moralny sprawy. "Wysoce wątpliwe moralnie jest żerowanie na życiu ludzkim" - dodała sędzia Paszkowska.
rk