Logo Polskiego Radia
IAR / PAP
Aneta Hołówek 10.05.2021

Maria Andrejczyk po rekordowym wyniku. "Jest duma i motywacja, ale ten rzut nie ma znaczenia"

Maria Andrejczyk nie chce długo analizować rekordowego rzutu oszczepem na odległość 71,40 m. - To tylko wynik. Cieszy, daje motywację, ale cele na ten sezon są inne. Z presją przed igrzyskami sobie poradzę, ale na pewno niczego nie obiecam - powiedziała Polka.

Wynik zawodniczki LUKS Hańcza Suwałki to najlepszy rezultat w rzucie oszczepem na świecie od dziesięciu lat. A w historii lepsze były tylko Czeszka Barbora Spotakova - 72,28 i Kubanka Osleidys Menendez - 71,70.

Wielki powrót? 

Dotychczasowy rekord kraju także należał do Andrejczyk i wynosił 67,11. Ustanowiła go w eliminacjach podczas igrzysk w Rio de Janeiro.

Po 2016 roku jej kariera raptownie się zatrzymała. Nie startowała prawie dwa lata, przeszła operację barku i długo po niej dochodziła do siebie. Pozostała jednak pod okiem Karola Sikorskiego i krok po kroku wracała do światowej czołówki. Już poprzedni sezon zapowiadał, że jeśli zdrowie dopisze, Andrejczyk może błysnąć.

Lewandowski 1200 f.jpg
Marcin Lewandowski podjął ważną decyzję. Duża zmiana na krótko przed igrzyskami



I konkurs w Splicie, jej pierwszy w tym sezonie, okazał się od razu rewelacyjnym. Andrejczyk już w pierwszej próbie uzyskała wynik 71,40. Kolejne podejście odpuściła. W trzeciej miała 65,24, a w czwartej 69,58. Piąta próba wypadła przeciętnie, więc Polka postanowiła celowo ją spalić, a na pożegnanie uzyskała 59,73.

Druga zawodniczka w tym konkursie - mistrzyni Europy z 2018 roku Niemka Christin Hussong miała 65,39. W Splicie startowała też Spotakova, ale utytułowana Czeszka spaliła wszystkie próby. W słabszej grupie B trzecie miejsce zajęła Klaudia Regin - 54,87, a w rywalizacji do 23 lat na 13. pozycji rywalizację ukończyła Angelika Antoniak - 43,34.

Maria Andrejczyk nie chciała analizować rekordowego rzutu: to tylko wynik. Cieszy, daje motywację, ale cele na ten sezon są inne. Z presją przed igrzyskami sobie poradzę, ale na pewno niczego nie obiecam - powiedziała Polka:


PAP Andrejczyk 1200.jpg
Maria Andrejczyk w wielkiej formie. Rekord Polski pobity, Włodarczyk wróciła do rywalizacji



W niedzielę w Splicie rzuciła pani oszczepem 71,40 m. O ponad cztery metry poprawiła pani własny rekord Polski (67,11 m) sprzed prawie pięciu lat. Od dziesięciu lat nikt nie osiągnął takiej odległości. Dociera to do pani, że zabrakło tylko 88 cm do rekordu świata?


Posłuchaj
00:26 Maria Andrejczyk.mp3 Maria Andrejczyk komentuje swój rekordowy rzut (IAR)

 

Maria Andrejczyk: Nie. Nadal trudno mi w to uwierzyć, ale wiem, że nie mogę się tym podniecać i tego rozpamiętywać. Trzeba dalej jechać z treningiem, skupić się jeszcze na tej pracy, która jest do wykonania, bo sezon dopiero się zaczął.

To, co trzeba poprawić? Ten rzut nie był idealny?

M.A.: Jeszcze go nie widziałam. Jak emocje opadną pewnie wtedy uda się usiąść z trenerem Karolem Sikorskim i przeanalizować wszystko. Jestem ciekawa, jak to wyglądało. Ale prawda jest taka, że poprawić zawsze wiele można. Muszę jednak uczciwie powiedzieć, że w niedzielę pomógł mi wiatr i pewnie podarował mi parę metrów. Wiało pięknie w plecy, a ja to wykorzystałam. Cieszę się, że w czwartej kolejce udało się jeszcze nawiązać do tego wyniku, bo odległość 69,5 m też jest całkiem niezła. To był fajny, życiowy konkurs. Ale moja głowa jest nastawiona na igrzyska i na pracę, jaką muszę jeszcze wykonać.

W igrzyskach w Rio de Janeiro zajęła pani czwarte miejsce. A potem... Kontuzje, operacje, trudne powroty. Ten konkurs był przełomowy?

M.A.: Mam nadzieję, że tak właśnie będzie. Ale na to składa się pięć lat trudnej walki. Jestem teraz jednak wdzięczna za każdy dzień, za każdy ból, który odczuwałam i sobie z nim poradziłam.

I chyba pandemia też trochę pomogła, bo igrzyska zostały przełożone o rok, a w pani przypadku było to ważne. Prawda?

M.A.: Tego na głos nie powiem, ale dobrze się złożyło. Ten rok udało się przepracować dokładnie tak, jak zaplanowaliśmy. Byłam zdrowa i nie dolegało mi nic poważniejszego. Nawet jak miałam mniejsze boleści, to zapobiegawczo rezygnowaliśmy z danego treningu, odpuszczaliśmy. Po prostu o siebie dbałam, a wcześniej chyba tego zabrakło. Najbardziej się właśnie cieszę z tego, że udało się wykonać zaplanowaną robotę. Po raz pierwszy od pięciu lat.

Jak podchodzi pani do tego wyniku? Co pani teraz czuje?

M.A.: Duma, motywacja. Nie chcę wyjść tu na kogoś zadufanego, ale ja naprawdę wiem, że to nie były moje najważniejsze w tym sezonie zawody. Dobrze wiem, kiedy one są, co będą znaczyć i jak mam być do nich przygotowana. To właśnie na igrzyskach w Tokio będzie pełen wachlarz emocji i to tam mam być gotowa na wielkie rzeczy. Zrobię wszystko, żeby tak się stało. Mam nadzieję, że w Splicie to było tylko przetarcie, ale też nie chcę niczego obiecywać, bo nie mam pojęcia, co mnie jeszcze czeka.

Rywalki potem do pani podeszły? Pogratulowały?

M.A.: Było bardzo, bardzo miło. Jedną z pierwszych była Barbora Spotakova, moja wielka idolka. Zrobiło mi się niesamowicie miło, a wręcz niezręcznie się czułam. Nie jestem do tego przyzwyczajona. Było po prostu super. Ale teraz jestem już głową na kolejnym treningu.

Jakie najbliższe plany?

M.A.: Teraz start 19 maja w Ostrawie. Potem chwila przerwy i drużynowe mistrzostwa Europy w Chorzowie. Miał być jeszcze mityng w Hiszpanii, ale z niego zrezygnowaliśmy, żeby skupić się jeszcze na treningach.

Ale presji pani teraz nie uniknie...

M.A.: Wiem i zdaję sobie z tego sprawę, ale od tego mam najbliższych, żeby mi z tym pomogli. Przede wszystkim profesora Jana Blecharza, z którym współpracuję od 2017 roku. Myślę, że uda nam się wypracować taki system, dzięki któremu sobie poradzimy.

/red/PAP