Logo Polskiego Radia
PAP
Rafał Kowalczyk 02.12.2010

Dziennikarz i detektyw na podsłuchu ABW

Moje przekonanie, że wpadłem w siatkę podsłuchów graniczy w tej chwili z pewnością - zeznał w czwartek przed sejmową komisją ds. nacisków dziennikarz śledczy "Polityki" Piotr Pytlakowski.
Dziennikarz śledczy Polityki Piotr Pytlakowski zeznaje przed sejmową komisją śledczą ds. naciskówDziennikarz śledczy "Polityki" Piotr Pytlakowski zeznaje przed sejmową komisją śledczą ds. naciskówfot. PAP/Paweł Kula

Komisja zajmowała się sprawą kontroli operacyjnej dziennikarzy, którą służby miały prowadzić w latach 2005-2007.

Pytlakowski powiedział, że wiosną 2007 r. dziennikarze Maciej Duda i Bertold Kietel powiedzieli mu, że zdobyli wiedzę, iż w Ministerstwie Sprawiedliwości minister Zbigniew Ziobro "wraz z innymi osobami odsłuchiwali nagrania z podsłuchów, w tym mojej rozmowy".

Dodał, że około 2 miesięcy później jego informator pokazał mu formularz Komendy Głównej Policji dotyczący kontroli operacyjnej z numerem jego służbowej komórki.

Operacja "Cele"

Pytlakowski mówił też o operacji "Cele" prowadzonej m.in. przez ABW. - Wiem, że był wtedy podsłuchiwany pewien mieszkaniec Sopotu, prywatny detektyw, który był informatorem wielu dziennikarzy, w tym moim. To jego podejrzewano, że stanowi jakieś zagrożenie dla ministra Ziobry. Nawet nie tyle fizyczne, co obawiano się próby kompromitacji ministra - powiedział.

Pytlakowski zaznaczył, że spotkał się z nim w 2007 r. Dodał, że w rozmowie uczestniczył również "przedstawiciel jednej z korporacji prawniczych". - Wtedy mnie sondowano, czy byłbym zainteresowany materiałami, które miałyby być kompromitujące dla ministra Ziobry od strony natury obyczajowej. (...) Odmówiłem przyjęcia tych materiałów - zeznał.

- Prawdopodobnie podsłuchiwano wtedy tego prywatnego detektywa z Sopotu. Kontaktowałem się z nim wielokrotnie. Prawdopodobnie objęto kontrolą operacyjną pięciodniową także mój numer telefonu - dodał Pytlakowski.

Świadek powiedział, że jego wiedza na temat pobierania billingów jest żadna, a o szczegółach dowiedział się z artykułu "Gazety Wyborczej". Zarzucił także bagatelizowanie sprawy przez prokuratorów w Zielonej Górze.

O sprawie inwigilacji dziennikarzy w latach 2005-2007 niedawno napisała "Gazeta Wyborcza". Dotarła ona do materiałów ze śledztwa, które prowadziła i w maju tego roku umorzyła, nie stwierdzając przestępstwa, zielonogórska prokuratura. Według informacji GW, służby sięgały do historii połączeń telefonicznych nawet sprzed dwóch lat, a jednym z celów było ujawnienie źródeł informacji dziennikarzy, krytykujących poczynania ówczesnych władz państwowych.

rk