Logo Polskiego Radia
IAR / PAP
Paweł Michalak 26.02.2022

"Niosła dziecko na rękach, idąc 10 kilometrów". Dramatyczne relacje Ukraińców, którzy uciekli do Polski

- Uciekliśmy przed wojną. W Polsce nie mamy nikogo. Przyjechaliśmy do obcych ludzi, do was - mówi ze łzami w oczach Ukrainka, młoda matka z ośmiomiesięcznym synkiem, która do Polski przyjechała pociągiem ze Lwowa. Inną uciekinierką ze Lwowa jest 33-letnia Natalia, która na dworcu w Przemyślu czekała na pociąg do Warszawy, gdzie ma zatrzymać się u swoich znajomych. Uciekła wraz z trzema córkami, z których najmłodsza ma około 3 lat. Na Ukrainie zostawiła męża.

Pociąg ze Lwowa, którym przyjechało około tysiąca Ukraińców, jechał do Przemyśla około 11 godzin. Zwykle pociągi pokonują trasę Lwów-Przemyśl około 2-3 godzin. Powodem opóźnienia była najpierw awaria składu, a następnie uszkodzenie trakcji po stronie polskiej.

Wśród zgromadzonych na przemyskim dworcu była też Nadia, która od kilku lat pracuje w okolicach Poznania. Przyjechała po swoje dziecko, które zostało z babcią we Lwowie. Odebrała je od swojej matki na przejściu w Medyce.

- Na Ukrainie jest straszna sytuacja. Wczoraj przyjechałam i od szóstej rano czekałam. Kolejki samochodów do granicy w Medyce od strony ukraińskiej są ogromne. Ludzie wysiadają i idą piechotą nawet 20 kilometrów. Moja mama niosła moje dziecko na rękach, idąc 10 kilometrów - powiedziała Nadia. Dodała, że wraz z dzieckiem wraca w okolice Poznania, a jej szef zaofiarował pomoc m.in. w kwestii przedszkola, mieszkania. Jej mama po przekazaniu dziecka wróciła na Ukrainę.

WAŻNE: Zbiórki na pomoc dla Ukrainy. Sprawdź, jak dokonać wpłaty

- Chciałam ją sprowadzić, ale ona nie zostawi swojej mamy, mojej babci, która ma 78 lat - powiedziała kobieta i przyznała, że bardzo boi się o swoich bliskich. Dodała, że sytuacja na Ukrainie jest ciężka. - Jest wojna. Na razie są ataki na Kijów i Chersoń. Nie wiemy co będzie dalej - zaznaczyła.

Czytaj także:

Inną uciekinierką ze Lwowa jest 33-letnia Natalia, która na dworcu w Przemyślu czekała na pociąg do Warszawy, gdzie ma zatrzymać się u swoich znajomych. Uciekła wraz z trzema córkami, z których najmłodsza ma około 3 lat. Na Ukrainie zostawiła męża. - Boję się o niego. Nie chciałam wyjeżdżać, ale mąż mnie namówił - powiedziała.

Wśród coraz bardziej gęstniejącego tłumu na przemyskim dworcu PKP są także ciemnoskórzy uciekinierzy, którzy studiują na Ukrainie. Jak wyjaśniła wolontariuszka, chcą wrócić do swoich krajów, ale mogą tylko przez Polskę, mają bowiem ukraińską wizę.

Widać też krążące osoby informujące o podstawionych pojazdach, którymi uchodźcy mogą udać się w głąb kraju i Europy, np. do Włoch.

Posłuchaj
00:41 11586809_1-pawli.mp3 Kilkudziesięciu wolontariuszy i straż pożarna pomagają uchodźcom z Ukrainy na przejściu granicznym w Medyce. Mówi Maciej Ryś, który z grupą znajomych przywiózł pomoc (IAR) 

Wolontariusze wydają wodę, ciepłe napoje, a także posiłki, owoce i przekąski. W jednej z sal i na korytarzu rozstawiono łóżka polowe. Na piętrze są także przygotowane pokoje, z których uchodźcy mogą skorzystać.

Na parkingu przed dworcem oraz na drodze dojazdowej do Przemyśla widać samochody z rejestracjami z całej Polski. Nie brakuje też europejskich numerów rejestracyjnych. 

Został podstawiony także przez czeskie linie kolejowe specjalnie dla uciekających przed wojną bezpłatny pociąg do Czech, do miejscowości Bohumin. Jak poinformował przedstawiciel Intercity, w pociągu, który już odjechał, nie było wielu podróżnych.

Od rozpoczęcia działań wojennych na Ukrainie do soboty 100 tys. osób przekroczyło granicę z Ukrainy do Polski - poinformował w sobotę wiceszef MSWiA Paweł Szefernaker.

ZOBACZ: Paweł Pawlica (IAR) na przejściu granicznym w Medyce

paw/