Logo Polskiego Radia
PolskieRadio24.pl
Ewa Zarzycka 09.03.2022

Korytarze humanitarne na Ukrainie. "Tylko walczące strony mogą je stworzyć"

- Oczekiwanie, że Czerwony Krzyż lub inne organizacje pomocowe stworzą na Ukrainie korytarze humanitarne, jest dużym nieporozumieniem. Żadna organizacja nie jest w stanie wyegzekwować powstania takiego korytarza, a potem pilnować, by ludność cywilna mogła z nich bezpiecznie korzystać. To mogą zrobić tylko strony konfliktu - mówi w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl dr Elżbieta Mikos-Skuza z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.

Korytarz humanitarny to pojęcie niezdefiniowane prawnie. Gdy dziś o nich mówimy, chodzi o ewakuację ludności cywilnej z miejsc zagrożonych działaniami wojennymi. To jest regulowane w prawie międzynarodowym. Taka ewakuacja wymaga zawieszenia broni, a jeśli któraś ze stron zacznie atakować, to jest to traktowane jako zbrodnia. Podobnie jak wykorzystanie owego korytarza po to, by wedrzeć się do miasta. W ewakuacji mogą pomagać organizacje humanitarne, natomiast to musi być decyzja stron konfliktu – wtóruje Elżbiecie Mikos-Skuzie z UW dr Marcin Marcinko z Uniwersytetu Jagiellońskiego, przewodniczący Ogólnopolskiej Komisji Międzynarodowego Prawa Humanitarnego przy Zarządzie Głównym PCK, i dodaje, że owa ewakuacja powinna nastąpić zaraz na początku konfliktu. Przypomina przy tym, że jeszcze przed napaścią Rosji na Ukrainę władze tzw. republik ludowych z Doniecka i Ługańska ewakuowały ludność rosyjskojęzyczną do Rosji, nawołując jednocześnie mężczyzn, by zostali bronić "republik".

Korytarz korytarzowi nierówny

Gdy w grudniu 2015 roku włoskie ministerstwa: spraw zagranicznych i spraw wewnętrznych, Wspólnota Sant`Egidio, Federacja Kościołów Ewangelicznych we Włoszech oraz Kościół Waldensów podpisały porozumienie "Otwarcie korytarzy humanitarnych" chodziło o wsparcie osób uciekających od wojny i ubóstwa. By nie ginęli podczas niebezpiecznej morskiej podróży, nie wpadali w ręce handlarzy ludźmi, lecz bezpiecznie i legalnie przybywali do Europy. Program ten obejmował też włączanie ich w życie społeczne danego kraju przy aktywnym udziale organizacji humanitarnych, samorządów, parafii, rodzin i osób indywidualnych.

- Tych sytuacji absolutnie nie można porównywać. To nie jest kwestia uchodźców, którym się tworzy w miarę bezpieczną ścieżkę na terytorium danego państwa. Mamy wojnę. I nie ma kwestii uchodźstwa, bo uchodźstwo w świetle prawa wiąże się z przyznaniem indywidualnej osobie określonego statusu. Mamy uciekinierów wojennych. Podczas wojny ewakuacja osób cywilnych z miejsc, które nie są bezpieczne - bo są ostrzeliwane, więc życie i zdrowie cywilów jest bezpośrednio zagrożone, albo jest to strefa oblężona, w której brakuje jedzenia, leków, wody pitnej itp. – jest możliwa tylko w wyniku porozumienia stron konfliktu. Dopiero gdy one się dogadają i taki korytarz powstanie, organizacje humanitarne mogą się włączyć w pomoc osobom cywilnym w opuszczeniu niebezpiecznego miejsca. Żadna z nich nie jest w stanie wyegzekwować powstania takiego korytarza - wyjaśnia dr Elżbieta Mikos-Skuza.

Czy warto zerkać na ONZ?

W 1993 roku, podczas wojny na Bałkanach, Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła rezolucje, na mocy których stworzono na terytorium objętym wojną strefy bezpieczeństwa – rejony, których nie można było napadać i bombardować. Czy teraz też tak może postąpić? - To było narzucone z góry, bez konsultacji ze stronami walczącymi, nie poszły za tym odpowiednie środki, żołnierze z sił pokojowych ONZ, tzw. niebieskie hełmy, którym nakazano tych stref pilnować, mieli tylko lekką broń do obrony własnej. I kiedy grupy zbrojne wtargnęły na ten obszar, nie mogli nic innego zrobić poza tym, co zrobili, czyli uciekli – przypomina ekspert z UW.

Propozycja niemoralna i niebezpieczna

Dr Marcin Marcinko podkreśla, że chodzi o przeprowadzenie ludności cywilnej na bezpieczne obszary, czyli w tym wypadku na zachód Ukrainy. Bo tam wojny jeszcze nie ma. Zwraca uwagę, że rosyjska propozycja stworzenia korytarzy na Białoruś i do Rosji jest nie tylko niemoralna, jak ją określiły ukraińskie władze, ale dla tych, którzy chcieliby z niej skorzystać - niebezpieczna. - Nie ma żadnej gwarancji, co by się z nimi stało, gdzie by trafili. Bo z perspektywy prawnej byliby obywatelami państwa nieprzyjacielskiego - przypomina.


Czytaj także:


Ewa Zarzycka