Logo Polskiego Radia
Damian Zakrzewski 15.02.2023

Mikołaj Dron, żołnierz walczący na Ukrainie: straciłem stopę i część nogi, ale nie żałuję decyzji, by walczyć

- Wiedziałem, że nie przesiedzę wojny w Warszawie, musiałem coś zrobić. Straciłem stopę i część nogi, ale nie żałuję swojej decyzji, by walczyć - powiedział w rozmowie z PAP.pl Mikołaj Dron, żołnierz walczącego na Ukrainie legionu międzynarodowego.

Mikołaj Dron, żołnierz Międzynarodowego Legionu Obrony Terytorialnej Sił Zbrojnych Ukrainy, podczas przemieszczania się oddziału stracił część nogi i stopę. Spotykamy go na oddziale ortopedycznym lwowskiego szpitala. Gdy rozpoczęła się wojna na Ukrainie, Mikołaj Dron od ośmiu lat mieszkał w Warszawie, gdzie skończył studia. Przyjął także polskie obywatelstwo. 24 lutego 2022 r. szybko jednak podjął decyzję o tym, by walczyć.

- Ja i mój przyjaciel powiedzieliśmy, że musimy wracać i walczyć za tę ziemię, za nasze rodziny i przyjaciół i za wszystkich, którzy tam zostali - mówi.

- Wiedziałem, że nie przesiedzę wojny w Warszawie, musiałem coś robić. Szukałem jednostki międzynarodowej. Trafiłem do Siczy Karpackiej (batalion ochotniczy). Były tam dwie grupy - hiszpańskojęzyczna i angielskojęzyczna - i tam trafiłem jako tłumacz - opowiada Mikołaj.

Strach o syna

Irena Dron, mama Mikołaja, która czuwa przy łóżku syna, gdy dowiedziała się, że chce on walczyć za Ukrainę, czuła dumę, ale także lęk.

- W środku było mi przykro, ale równocześnie odczuwałam, że gdybym była chłopakiem, mężczyzną, to moja decyzja byłaby taka sama, więc starałam się być wsparciem dla niego, bardzo szanowałam jego decyzję - wspomina.

- Potem, gdy wrócił we wrześniu i był dwa miesiące na rotacji (urlopie), wtedy już prosiłam go, żeby został, żeby już nie jechał. Przez cztery i pół miesiąca dziesięciu jego kolegów straciło życie, ale on powiedział mi, że jeszcze za mało zrobił, że jeszcze nie wszystko dał z siebie i nie posłuchał mnie - mówi Irena Dron.

Legion międzynarodowy

Mikołaj wrócił do jednostki. Następnie trafił do legionu międzynarodowego. Był tam niecałe dwa miesiące, gdy 24 grudnia zdarzył się wypadek, w którym stracił stopę i część nogi. Oddział miał przemieścić się piechotą z punktu obserwacyjnego do kolejnego punktu zbiorczego. Z uwagi na błoto żołnierzy nie mogły przetransportować pojazdy ewakuacyjne na gąsienicach. Mikołaj, jako jedyny żołnierz mówiący po ukraińsku, szedł pierwszy.

- Mieliśmy instrukcje, żeby iść lasem, wzdłuż okopu. Można było iść prawą albo lewą stroną. Poszedłem prawą. Mina znajdowała się w błocie, które podczas wybuchu z ogromną siłą wystrzeliło do góry - wspomina Mikołaj.

- Gdy popatrzyłem na nogę wiedziałem, co się stało - czterech palców już nie miałem. Byłem w gumowcach i tego gumowca też już nie było - stwierdził.

Mikołaj, zapytany, czy żałuje, że podjął walkę, powiedział, że jedyną rzeczą, jaką by zmienił, to wybór strony marszu w dniu wypadku.

- Żałuję, tylko, że poszedłem prawą stroną, że nie dopytałem jednak, jak iść, ale swojej decyzji, żeby walczyć, nie żałuję - zapewnia.

Czytaj także:

dz/PAP, IAR