Logo Polskiego Radia
IAR / PAP
Agnieszka Kamińska 06.03.2011

Ułaskawienie wspólnika Dubienieckiego: kancelaria to wyjaśni

Doradca prezydenta Tomasz Nałęcz mówi, że kancelaria zbada sprawę ułaskawienia Adama S. przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Apeluje o pomoc do byłych urzędników.
Marcin DubienieckiMarcin DubienieckiEast News

W ubiegłym tygodniu media poinformowały, że Adam S., z którym mąż Marty Kaczyńskiej - Marcin Dubieniecki założył spółkę, został w "trybie nadzwyczajnym" ułaskawiony przez Lecha Kaczyńskiego.

Sobotnia "Gazeta Wyborcza" napisała, że Adam S., przedsiębiorca z Kwidzyna, został ułaskawiony w czerwcu 2009 roku. Trzy tygodnie wcześniej założył on spółkę z Marcinem Dubienieckim - zięciem Lecha Kaczyńskiego. Dziennik napisał, że 8 maja zapadła decyzja, że wniosek będzie rozpatrywany w stosowanym rzadko tak zwanym "trybie prezydenckim". Wniosek o ułaskawienie miał negatywną opinię ówczesnego prokuratora generalnego.

Tomasz Nałęcz ocenia, że "sprawa jest nieciekawa. Dlatego - jak mówi - trzeba ją jak najszybciej wyjaśnić. Profesor podkreślił, że trzeba to zrobić ze względu na pamięć zmarłego prezydenta, który sam nie może się bronić, a którego podpis widnieje pod ułaskawieniem Adama S. - W moich oczach Lech Kaczyński jest człowiekiem poza podejrzeniem - zapewnił Tomasz Nałęcz.

Pytania do byłych pracowników kancelarii

Profesor Nałęcz apeluje też do urzędników kancelarii Lecha Kaczyńskiego, by też włączyli się w wyjaśnienie sprawy ułaskawienia wspólnika Marcina Dubienieckiego. W jego ocenie nie może być tak, "że w sprawie bardzo wyjątkowej prezydencki minister z poprzedniej kadencji zasłania się niepamięcią".
Chodzi o byłego podsekretarza stanu w kancelarii prezydenta Andrzeja Dudę.

Jak czytamy na stronie internetowej gazety.pl "w lutym 2009 r., Adam S. złożył wniosek o ułaskawienie do Kancelarii Prezydenta. W aktach sądowych nie ma informacji, kto przygotował wniosek. Dubieniecki zaprzeczył, że stoi za nim jego kancelaria. Andrzej Duda nie pamięta sprawy ułaskawienia Adama S. Były podsekretarz stanu w kancelarii Lecha Kaczyńskiego nadzorował m.in. właśnie sprawy ułaskawień".

- Przecież łże w żywe oczy (Duda - PAP), takich spraw się nie zapomina - powiedział Nałęcz. - Każdy z nas prędzej, czy później, kiedyś się zetknął z taką sprawą, że chciano go wepchnąć na taką minę i świetnie to będzie pamiętał do sądu ostatecznego, jeśli dał się wepchnąć, gdzie będzie za to skazany - dodał Nałęcz.

Również były prezydencki minister Robert Draba w oświadczeniu przesłanym PAP poinformował, że nie zajmował się sprawą ułaskawienia Adama S., "bowiem wniosek o jego ułaskawienie wpłynął do Kancelarii Prezydenta 5 lutego 2009 r., czyli prawie 7 miesięcy od mojego odejścia z Kancelarii Prezydenta, które miało miejsce 9 lipca 2008 r.".

- Niech ministrowie prezydenccy tamtej kadencji nie rżną głupów, tylko niech opinia publiczna pozna, gdzie ten jasny łańcuch w kancelarii spiął się z tym ciemnym, bo ten moment trzeba wyjaśnić - podkreślił Nałęcz.

Wyjaśnienia sprawy domagają się również politycy, zarówno koalicji, jak i opozycji.

Dla Ryszarda Kalisza sprawa ułaskawienia wspólnika Marcina Dubienieckiego jest dziwna. Poseł SLD, który był szefem kancelarii prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, przypomina, że prezydencki tryb ułaskawienia jest niezwykle rzadki. Wyjaśnia, ze nie stosuje się go w przypadkach przestępstw pospolitych - kradzieży czy wyłudzeń.

Według wyroku sądu, do którego dotarły media, wspólnik Dubienieckiego przez blisko osiem lat wyłudził z państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych ponad 120 tysięcy złotych.

agkm