Logo Polskiego Radia
PAP
Artur Jaryczewski 14.10.2011

"Rzeczpospolita" nie musi przepraszać szefa ABW

Gazeta nazwała "sprawą Bondaryka" umorzone śledztwo ws. wycieków tajnych danych od operatora komórkowego Era, w którym Krzysztof Bondaryk był świadkiem.
Rzeczpospolita nie musi przepraszać szefa ABWGlow Images/East News

Sąd Apelacyjny w Warszawie oddalił apelację Krzysztofa Bondaryka od wyroku I instancji z grudnia zeszłego roku, w którym warszawski sąd okręgowy oddalił jego pozew o ochronę dóbr osobistych wobec wydawcy "Rz", jej redaktora naczelnego Pawła Lisickiego oraz autora tekstu Cezarego Gmyza. Mocą piątkowego wyroku szef ABW ma zapłacić spółce, Lisickiemu oraz Gmyzowi po 3270 zł tytułem zwrotu kosztów procesu odwoławczego.

- Sformułowanie "sprawa Bondaryka" samo w sobie nie ma wydźwięku pejoratywnego i jako takie nie wykracza poza dopuszczalną swobodę wypowiedzi. Prasa ma prawo relacjonować postępowania karne, w których występują osoby publiczne - czy się to panu powodowi podoba, czy nie - mówił w ustnym uzasadnieniu orzeczenia sędzia Maciej Kowalski.

Zobacz galerię: DZIEŃ NA ZDJĘCIACH>>>

Bondaryk żądał przeprosin w "Rz" i w jej portalu internetowym za "nieprawdziwe" twierdzenia, jakoby śledztwo dotyczyło jego, podczas gdy był on w sprawie przesłuchiwany tylko jako świadek. - To tak jakby "mały Czaruś" został potrącony na drodze przez kierowcę, a potem by napisano, że umorzono sprawę „małego Czarusia” - tłumaczył wcześniej pełnomocnik Bondaryka mec. Paweł Granecki.

W 2008 r. "Rz" pisała m.in., że "prokuratura umorzyła sprawę Bondaryka" i że obecny szef ABW "nie będzie miał postawionych zarzutów w sprawie wycieku informacji". Chodziło o umorzenie śledztwa ws. wycieku w 2005 r. danych z Polskiej Telefonii Cyfrowej (operatora Ery), gdzie Bondaryk - po odejściu z UOP - pracował na kierowniczym stanowisku związanym z ochroną informacji niejawnych.

aj